FOX. Frederick Forsyth
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу FOX - Frederick Forsyth страница 7
Ze względu na różnicę czasu w Waszyngtonie wciąż była noc. Przedstawiciele ambasady zapewnili, że po naradach i konsultacjach podejmą ostateczne decyzje w kwestii trzydniowej zwłoki i przekażą je na Downing Street jeszcze przed zachodem słońca, według brytyjskiego czasu.
Kiedy wyszli, pani Graham skinęła na sir Adriana, żeby został.
– Co o tym myślisz, Adrianie?
– W Cambridge jest pewien człowiek, profesor Simon Baron-Cohen. Specjalizuje się we wszelkich formach umysłowej słabości. Jest prawdopodobnie najlepszym fachowcem w Europie, może nawet na świecie. Myślę, że powinien obejrzeć chłopaka. A ja chciałbym porozmawiać z jego ojcem. Mam jakiś pomysł. Możliwe, że istnieje lepsze rozwiązanie dla nas wszystkich niż wsadzenie młodego na resztę życia do celi głęboko pod pustynią Arizony.
– Lepsze rozwiązanie? Jakie?
– Jeszcze nie teraz, pani premier. Mógłbym pojechać do Latimer?
– Masz samochód?
– Nie w Londynie. Przyjechałem pociągiem.
Premier podniosła słuchawkę telefonu. Po dziesięciu minutach pod drzwi podjechał jaguar z ministerialnej floty.
Daleko stąd, nad zamarzniętym Morzem Białym, leży rosyjskie miasto Archangielsk. W jego pobliżu znajduje się stocznia Siewmasz w Siewierodwińsku, największa i najlepiej wyposażona w całej Rosji. Tamtego dnia grubo opatuleni robotnicy kończyli najdłuższy i najdroższy remont w historii rosyjskiej marynarki. Przygotowywali do wypłynięcia w morze najpotężniejszy i najbardziej nowoczesny krążownik na świecie, który, nie licząc amerykańskich lotniskowców, miał się stać największym nawodnym okrętem wojennym. Nazwano go Admirał Nachimow.
Rosja dysponowała tylko jednym lotniskowcem przy trzynastu amerykańskich. Był to zdezelowany Admirał Kuzniecow, związany z Flotą Północną stacjonującą w Murmańsku. Kiedyś Rosjanie mieli do dyspozycji cztery potężne krążowniki, na czele z Piotrem Wielkim.
Dwa z nich już wycofano ze służby, a Piotr Wielki też prawie nie nadawał się do użytku. Obecnie czekał na Morzu Białym, by zająć miejsce Nachimowa, kiedy jego dziesięcioletni, kosztujący miliardy rubli remont w Siewmaszu dobiegnie końca.
Tamtego ranka, gdy sir Adrian wygodnie podróżował jaguarem przez rozkwitające wiosenne krajobrazy hrabstwa Hertford, w kajucie kapitańskiej Admirała Nachimowa odbywało się przyjęcie. Wznoszono toasty za okręt, za jego nowego kapitana, Piotra Denisowicza, i za triumfalną podróż przez pół świata, do Władywostoku, gdzie mieściła się baza główna Rosyjskiej Floty Pacyficznej.
W następnym miesiącu okręt miał uruchomić dwa potężne silniki atomowe i wypłynąć na Morze Białe.
Rozdział trzeci
Kiedy o trzeciej nad ranem zatrzymano całą rodzinę Jenningsów, rodzice byli oszołomieni, ale zarazem posłuszni i gotowi do współpracy. Rzadko komu zdarza się zbudzić o tej porze i zobaczyć wokół łóżka ubranych na czarno mężczyzn z bronią maszynową i twarzami zniekształconymi przez noktowizory. Jenningsowie, przestraszeni, wykonywali wszelkie polecenia.
Kiedy nadszedł dzień i przybyli do Latimer, w miejsce strachu pojawił się gniew. Nie mogli temu zaradzić ani dwaj żołnierze, którzy towarzyszyli im w podróży, ani grzeczna, ale niezaangażowana obsługa posiadłości. Kiedy więc sir Adrian przyjechał tam w samo południe, w dniu nalotu na dom w Luton, musiał się zmierzyć z falą nagromadzonej wściekłości. Siedział w milczeniu, dopóki Jenningsowie nie wyrzucili z siebie wszystkich pretensji. W końcu spytał:
– Państwo naprawdę nie wiedzą, tak?
To uciszyło Harolda Jenningsa. Jego żona, Sue, siedziała przy nim; oboje wpatrywali się w przybysza z Londynu.
– O czym nie wiemy?
– Co zrobił państwa syn Luke?
– Luke? – powtórzyła ze zdziwieniem Sue Jennings. – Przecież on jest nieszkodliwy. Ma zespół Aspergera. To forma autyzmu. Wiemy o tym od lat.
– Zatem nie zdają sobie państwo sprawy, czym się zajmował, gdy siedział na poddaszu?
Gniew ustąpił miejsca złym przeczuciom. Dało się to wyczytać z twarzy obojga.
– Stukał w klawiaturę komputera – odrzekł ojciec. – To jedyne, czym się zajmuje.
Sir Adrian wyraźnie dostrzegał kryzys dręczący małżeństwo Jenningsów. Harold Jennings chciał mieć zdrowego, pełnego energii syna, który będzie umawiał się z dziewczynami i da ojcu powody do dumy, gdy zagra z nim partyjkę golfa w klubie albo wystąpi w reprezentacji hrabstwa w piłce nożnej bądź rugby. Tymczasem jego syn był nieśmiałym, wycofanym młodzieńcem, który nie potrafił sprawnie funkcjonować w prawdziwym świecie, a dobrze czuł się tylko przed ekranem w zaciemnionym pokoju.
Sir Adrian jeszcze nie poznał Luke’a Jenningsa, ale krótka rozmowa telefoniczna, którą odbył z doktorem Hendricksem – udającym dekoratora wnętrz, gdy jego oddział patroszył dom w Luton – w czasie podróży limuzyną, przekonała go, że źródłem problemu rzeczywiście jest starszy syn.
Zaczynał teraz rozumieć, że jasnowłosa czterdziestoletnia matka jest nadopiekuńcza wobec delikatnego syna i będzie go broniła za wszelką cenę. Ten zamknięty w sobie nastolatek najwyraźniej był od niej emocjonalnie uzależniony i komunikował się z zewnętrznym światem wyłącznie za jej pośrednictwem. Gdyby ich rozdzielono – na przykład z powodu ekstradycji do Stanów Zjednoczonych – zapewne całkiem by się rozsypał.
– No cóż, obawiam się, że dokonał niemożliwego, zważywszy na sprzęt, jaki miał do dyspozycji. Włamał się do serca amerykańskiego systemu bezpieczeństwa, spowodował wielomilionowe straty i potwornie nas wszystkich wystraszył.
Rodzice wpatrywali się w niego z szeroko otwartymi ustami. W końcu pan Jennings zakrył twarz dłońmi.
– O Boże – wykrztusił.
Był pięćdziesięciotrzyletnim biegłym księgowym, który prowadził własną działalność razem z dwójką wspólników. Zarabiał dobrze, choć nie rewelacyjnie, i w weekendy lubił grać z kolegami w golfa. Najwyraźniej nie rozumiał, czym sobie zasłużył na to, że trafił mu się tak słabowity syn, który na dodatek rozwścieczył głównego sojusznika jego ojczyzny, za co groziły mu ekstradycja i więzienie.
– To niemożliwe! – zaczęła krzyczeć pani Jennings. – Przecież on nigdy nie wyjeżdżał z kraju. Prawie nie opuszczał Luton, a nawet naszego domu, nie licząc wyjść do szkoły. Przeraża go wizja oddalenia się od jedynego miejsca, które zna.
– Nie musiał – odrzekł Adrian Weston. – Cyberprzestrzeń nie ma granic. Amerykanie nie są w dobrym nastroju i wygląda na to, że zażądają ekstradycji, by postawić państwa syna przed sądem w Stanach Zjednoczonych. W takim wypadku groziłoby