Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy. Joanna Jax
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy - Joanna Jax страница 6
Poczuła na ramieniu czyjąś dłoń i odwróciła się gwałtownie. Przed nią stał Błażej. Nie potrafiła nic wyczytać z jego spojrzenia. Wciąż było chłodne. A może jedynie obojętne.
– Co ty wyprawiasz? – zapytał dość łagodnie. – Namiot zdemolowany jak po libacji w traktierni, a Nelka powiada, żeś zwariowała.
– Posprzątam – mruknęła.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
Gabriela strąciła z ramienia dłoń chłopaka i odsunęła się od niego.
– Chcesz wiedzieć dlaczego?! – krzyknęła. – Po co? Przecież dla ciebie wszystko jest takie proste. Takie czarno-białe. Dobro i zło, i nic pomiędzy. Święty Błażej Piotrowski.
– Dlaczego tak mówisz?
– Bo mnie ciągle osądzasz! – znowu ryknęła Gabriela, chociaż wiedziała, że to nie jest do końca prawda.
Z reguły akceptował jej zachowania. Tylko dwa razy okazał niezadowolenie i ten drugi był ostatnim. A może rozzłościła się, że przerwał jej słodkie rozmyślania o popełnieniu samobójstwa?
Błażej podniósł brwi ze zdziwienia.
– Wybacz, że nie podoba mi się, jak obcy gałgan wciska ci jęzor do ust! – warknął.
– I nazwałeś mnie dziwką.
– Możliwe. – Wzruszył ramionami i dodał: – Posłuchaj, Gabrysiu, nie potrafię ci wybaczyć tego, co zrobiłaś, ale pewnego dnia bardzo pomogłaś mi i dziadkowi. Dlatego jeśli potrzebujesz czegoś… jeśli coś się stało albo masz jakieś kłopoty, to nie zostawię cię z nimi samej.
– Nie musisz mi wybaczać i nie musisz się odwdzięczać.
– Ale chcę…
– Przecież mnie nienawidzisz – załkała.
– Nie umiałbym cię nienawidzić, ale nie potrafiłbym także żyć z tym, że jestem niżej ciebie. Ot, wioskowy błazen.
– Ty nie rozumiesz… nic nie rozumiesz… – Zakryła twarz rękoma.
– Myśli Gabrysia, że ja bez tołku całkiem jestem – obruszył się nieco Błażej. Znowu poczuł, że panna Kącka traktuje go jak zwykłego głupka.
– Ja po prostu nie mam siły tak żyć. Nie dam rady dłużej. Dostałam dzisiaj list od Klary. Zostanie w Kazachstanie na zawsze. Nigdy więcej jej nie zobaczę. Nie mam nikogo z rodziny, wszyscy odeszli. A jeśli chodzi o ciebie… Błażej, nie chciałam cię skrzywdzić i nadal nie chcę tego, ale co mogę zrobić, jeśli nie wiem, co z Hubertem? Co będzie, jeśli pokocham cię całym sercem, a pewnego dnia on powróci? Co wtedy mu powiem, co powiem tobie? Flirtowanie to coś, o czym zapomina się szybko. Krótka przyjemność, która nie odbiera potem ani snu, ani apetytu. Z tobą jest coś więcej i boję się tego uczucia. I z uwagi na Huberta, i z powodu wiecznego lęku. O to, że jeśli tylko ośmielę się kogoś naprawdę pokochać, spotka go jakaś krzywda. Ty też zaraz odjedziesz. Nie wiadomo dokąd i na jak długo. Idziesz na wojnę i możesz zginąć, a ja znowu zostanę z tęsknotą i bólem. Nie dam rady, po prostu nie dam rady… Nie chcę już być silna i odważna, nade wszystko pragnę zasypiać i budzić się bez lęku o swoich bliskich i o siebie. Jeśli nie będę nikogo kochać, nie będę cierpiała. Nie wiem, co ja sobie myślałam, pewnie nic… Błażej, ja naprawdę się pogubiłam.
– A jednak załapałem… – Puścił do niej oko i wyciągnął w jej kierunku dłoń. – Jesteśmy przyjaciółmi, a to też wielka wartość w życiu.
Gabriela nie wiedziała, co dalej z nią będzie. I nie chodziło jej o to, gdzie finalnie wyląduje i jaka czeka ją jeszcze droga. Po prostu nie miała pojęcia, jak będzie wyglądał jej następny dzień i czy w ogóle go doczeka. Jedno trzeba było przyznać Błażejowi – odegnał na chwilę jej myśli o śmierci. Tak, Błażej zawsze potrafił znaleźć się koło niej w chwilach, gdy go najbardziej potrzebowała.
Powrócili do namiotu i zaczęli układać porozrzucane rzeczy. Poprzewracane prycze ustawiła już Apolonia wraz z Nelą. Obie były tak zszokowane zachowaniem spokojnej i zrównoważonej dotychczas Gabrieli, że gdy powróciła do namiotu, jedynie spoglądały na nią z zaniepokojeniem.
– Przepraszam – wydukała Gabriela, gdy ich namiot zaczął wyglądać normalnie.
– Myślałam, że cię szatan opętał – mruknęła Apolonia i westchnęła po chwili: – Wiesz, ja też mam czasami ochotę z rozpaczy wyć albo rzucać czym popadnie.
Kącka pokiwała głową.
– Najgorsza jest bezradność. Przecież, do cholery, nic nie zależy ode mnie – jęknęła.
Błażej podszedł do Gabrieli i powiedział cicho:
– Zależy. To, w jaki sposób będziesz myślała. Ja tam sobie dumam, że jakoś musi być. Zostałem sam jak palec, ale tak sobie miarkuję, że los tak przez cały czas nie może być hadliwy i jakaś mnie nagroda po tym wszystkim napotka. Sądziłem, iż to Gabrysia jest tą nagrodą, ale tak się nie stało. – Wzruszył ramionami. – To nadal mnie na co innego miłego poczekać.
– Też tak kiedyś myślałam. Uważałam, że Bóg to tak nie może tylu nieszczęść naraz na człowieka zsyłać. Podobno on daje tylko tyle krzywd, ile człowiek udźwignąć może. Ale to nieprawda. Zabierał mi wszystko po kolei. Wszystko! Rodziców, dom, narzeczonego i siostrę – odparła ze złością w głosie Gabriela.
– Przecież Gabrysi siostra wcale nie umarła – zdziwił się Błażej.
– Dla mnie jakby umarła. Bo gdzie ona jest?
– W Modrom Sadie. – Błażej nie bardzo mógł zrozumieć słowa Gabrieli. Mówiła tonem, jakby miała pretensje do Klary, że ta ułożyła sobie życie po swojemu.
– Ale nigdy więcej jej nie zobaczę. – Gabrieli zaczął trząść się podbródek i Piotrowski pomyślał, że za chwilę panna Kącka znowu wybuchnie płaczem.
– Po herbatę pójdę – oznajmił i wyszedł