Odyssey One: W samo sedno. Evan Currie

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie страница 28

Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie

Скачать книгу

ale nie byli. Wielu z nich brało nawet ograniczony udział w akcji kończącej wojnę. Powoli przemaszerował przed szeregiem, stawiając pewnie stopy, a magnesy uderzały o metalową powierzchnię pokładu. Za każdym razem gdy przechodził obok jakiegoś żołnierza, jego skafander automatycznie dokonywał odczytu identyfikatora i podawał historię służby.

      Armia, marynarka, siły powietrzne, Marines. Bermont uśmiechnął się nieznacznie. Nienazwana jeszcze jednostka kosmiczna nie dyskryminowała nikogo, jeśli chodziło o pochodzenie.

      – Lepiej – powtórzył, kiwając głową z manierą kogoś przyzwyczajonego do pracy w skafandrze. Gest był przesadzony na tyle, żeby mógł go dostrzec nawet postronny obserwator. – Ale nie świetnie. Wiem, że trudno przywyknąć do zerowej grawitacji, ale na razie tylko tyle możemy zrobić, dopóki nie dostaniemy pozwolenia na ćwiczenia w terenie, więc lepiej się przyzwyczajcie.

      Zaszurali lekko nogami, ale zignorował to i ciągnął dalej:

      – Prawdę mówiąc, nie macie innego wyjścia. Jednostka, w której się znaleźliście, nie jest byle czym. A to dookoła nas to kosmos. I wierzcie mi, gdy wam mówię, że grawitacja jest tutaj przywilejem, nie prawem. A teraz, żołnierze, z sufitu na podłogę. Ruchy!

      Ruszyli.

      PLANETA RANQUIL

      Eric Weston rozejrzał się dokoła, w dalszym ciągu próbując ustalić źródło głosu, który zdawał się rozbrzmiewać wprost w jego głowie.

      – O czym ty mówisz? Dlaczego się nas obawiasz?

      Przez długi czas słyszał tylko coś podobnego do cierpkiego chichotu.

      – Obawiać się ciebie, kapitanie? A czy ja boję się mrówek albo pcheł? Nigdy nie powiedziałem, że się ciebie BOJĘ, kapitanie – odparł głos. – Jednak, z drugiej strony, nie uważam, aby kontakt z tobą leżał w dobrym interesie Priminae.

      Eric poczuł, jak włoski na karku stają mu dęba. Słowa Centrali pobrzmiewały niepokojącą, nonszalancką pewnością siebie.

      – Czy to nie ty podziękowałeś mi przed chwilą za ich uratowanie?

      – Owszem. Muszę przyznać, że to całkiem interesujący dylemat – powiedział głos. – Z jednej strony szybka i pewna śmierć z rąk Drasinów, a z drugiej niepewność związana z dalszym kontaktem z gatunkiem, który wydaje się równie niebezpieczny.

      Bezpłciowy, srebrzysty połysk pomieszczenia był dla Erica równie frustrujący, jak słowa bezcielesnego głosu. Gdy się odwracał, szukając jego źródła, widział wszędzie jedynie swoje rozmazane i wykrzywione odbicie.

      – Równie niebezpieczny? – odparował ze złością. – Należymy do tego samego gatunku co wy, Priminae!

      – Czyżby? – zadumał się głos, całkowicie nieporuszony wściekłością Erica. – Tak się zastanawiam, co właściwie stanowi o przynależności do danego gatunku? Pod względem genetycznym jesteście identyczni, a przynajmniej do pewnego akceptowalnego stopnia rozbieżności. Są pewne różnice, które udało mi się zaobserwować. Wasza produkcja adrenaliny przekracza o czterdzieści trzy procent tę, którą można stwierdzić u Priminae, a przeciętna masa mięśniowa jest o sześć procent gęstsza, czego kompletnie nie rozumiem, bo przecież wasz świat posiada nieco niższą grawitację…

      Eric zamrugał zaskoczony, w dalszym ciągu rozglądając się dokoła bezradnie, podczas gdy głos wyliczał suche fakty obojętnym tonem:

      – Wasza inteligencja jest znacznie niższa, a w dodatku posiadacie o wiele wyższy wskaźnik emocjonalnej ekspresji…

      – O czym ty gadasz? – wtrącił w końcu Eric, przerywając głosowi.

      – Charakteryzujecie się również bardzo niepokojącym brakiem cierpliwości – dokończył gładko głos. – Mimo to wszystkie te cechy mieszczą się w dopuszczalnych normach definiujących naturę ludzkości. Przynajmniej pod względem fizycznym.

      – Już ci o tym mówiłem.

      – Jednakże wasze psychiczne odchylenia są bardzo kłopotliwe – ciągnął głos. – W rzeczywistości, po analizie twojego Pierwszego Umysłu oraz umysłów pozostałych, których monitorowałem, zaobserwowałem pewne zaskakujące oraz dość niepokojące implikacje waszej obecności na Ranquil i w przestrzeni kosmicznej Priminae.

      – Chwila, moment… – Eric uniósł dłonie. – Czy ty powiedziałeś przed chwilą „monitorowałem”?

      – Oczywiście.

      – Szpiegowałeś nas?

      PRZESTRZEŃ MIĘDZYGWIEZDNA

      System pulsował jadowitymi kolorami. Co najmniej trzy światy w jego obrębie były zarażone. Paskudne czerwone pręgi przecinały ich widma, ale to była tylko część problemu, który odczuł zbiorowy umysł Drasinów, zapadając się nieco głębiej w czeluść słońca. W otchłani poruszały się potężne, jaskrawe kolory. One również nosiły w sobie szkarłatną truciznę, choć trudniej było ją wykryć. Barwy były zbyt młode, aby zdążyły wchłonąć w siebie odpowiednią ilość niepożądanego czynnika.

      Wielka szkoda, że i one musiały zostać wyeliminowane.

      Poprzednie doświadczenia nauczyły Drasinów, że młode kolory musiały zostać sklasyfikowane jako niebezpieczne. Gromadziły wielką moc, niewspółmierną do ich wieku i rozmiarów, i choć rzadko stanowiły zagrożenie, to zlekceważenie ich mogłoby skutkować licznymi stratami.

      Okręt obrał kurs eliptyczny, utrzymując się wraz z naturalnym strumieniem systemu, i spokojnie zajął się przywoływaniem swoich, aby oczyścili odbarwiony system.

      Mieli czas. Byli cierpliwi.

      ***

      – Szpiegowałem? – spytał głos z ciekawością. – Fascynujący pomysł, kapitanie Weston. Mimo to obawiam się, że niezupełnie o to chodzi w moim przypadku.

      – Czytasz w umysłach innych bez pozwolenia! – warknął Eric, czując narastającą złość. Szczerze mówiąc, podejrzewał jednak, że rozdrażnienie nie było spowodowane samą rozmową, co brakiem realnej osoby, z którą mógłby prowadzić dyskusję.

      Gdy tylko o tym pomyślał, powietrze przed nim zamigotało, a po chwili wyłoniła się z niego promieniująca postać. Miała humanoidalną sylwetkę i była skąpana w białym świetle, przypominając niebiańską istotę ze starożytnych mitów.

      „Mało oryginalne – pomyślał Weston, przyglądając się – choć wystarczająco skuteczne, aby przykuć moją uwagę”.

      Przynajmniej mógł spojrzeć na coś innego prócz srebrnych ścian.

      – To prawda – zgodziła się postać, zmieniając nieco położenie ciała, unosząc jedną połyskliwą „rękę”, żeby dotknąć „głowy”. – Jednak to określenie sugeruje jakiś cel w podsłuchiwaniu myśli lub komunikacji. To nie było moim zamiarem.

Скачать книгу