Neverland. Maxime Chattam

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Neverland - Maxime Chattam страница 31

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Neverland - Maxime Chattam

Скачать книгу

zdał sobie sprawę z otaczającej ich liczby trupów. Nieprawdopodobny widok.

      I przypomniały mu się ohydne kruki Entropii, wysłańcy i oczy Ggla.

      Nie tylko psy Piotrusiów zdołały dotrzeć aż tutaj.

      Entropia także była na jego tropie.

      Ggl go osaczał.

      15

      Mroczne godziny

      Maester Morkovin z bijącym sercem zamknął za sobą drzwi.

      Złapał za sznurek dzwonka, by wezwać szambelana. Potem wziął na ręce Pana Judasza. Małpa drżała, wyczuwała dziwną obecność w mieście.

      Morkovin oddychał z trudem. Poluzował kołnierzyk lnianej koszuli i poszedł otworzyć okno, żeby wpuścić świeże powietrze.

      Niebo było ciemne jak nocą, choć nie umiał powiedzieć, czy to dlatego, że zaszło słońce, czy też z powodu tych grubych chmur, które zdawały się podążać śladem Repbuków.

      Co za dusząca obecność! Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Spędził godzinę w swoim gabinecie z tą ponurą istotą i już teraz się zastanawiał, jak w przyszłości zniesie te spotkania. Z czego zbudowany jest ten posłaniec? Pod licznymi fałdami jego peleryny dostrzegł zbroję z pospawanych kawałków metalu, ale pod wielkim kapturem nie było niczego. Absolutnie niczego. Jednak kiedy Repbuk przeszedł kilkakrotnie koło latarni, Morkovin zauważył, że światło przygasało w jego pobliżu. Prawdę mówiąc, to nie drżał płomień, ale raczej rozszerzała się ciemność wokół Repbuka, jakby cień jakiejś dłoni zaciskał pomarańczowy krąg światła. W żadnym momencie Morkovin nie zdołał zobaczyć, co jest pod tkaniną. Żadnej twarzy, tylko głębokie i napawające niepokojem ciemności.

      Jak imperator mógł zgodzić się na tak złowróżbne przymierze?

      Czy jednak miał jakiś wybór?

      I co za gardłowy głos! Nieludzki. Wydobywał się gdzieś z głębi zbroi, a gdy wydostawał się na zewnątrz, wielokrotnie odbijał się echem. Wypowiedział imię swego pana! Imię bez samogłoski, prawie jak chrapliwy okrzyk.

      Ggl.

      Morkovin nie był w stanie go powtórzyć. Normalny człowiek wymawiał to bardziej jak Gugel.

      Ale czy to aby na pewno jest ludzka istota?

      Maester wątpił w to coraz bardziej. Amber uprzedziła go, że Entropia to siła syntetyczna. Unicestwiająca. A teraz, kiedy widział jej posłańca, zaczynał rozumieć przerażenie dziewczyny.

      Na dole, na Wielkim Placu, mrowiły się dziesiątki monstrualnych stworzeń, opanowując miasto. Jego miasto. Niektóre przypominały pająki wielkości słonia, inne szare psy, duże jak kucyki, z oczyma płonącymi niepokojącym czerwonym blaskiem. Zobaczył dwa przerażające skorpiony otoczone bandą ohydnych żołnierzy. Ponad dwieście stworów rozlało się po ulicach: wzrostu dziecka, ale ich kończyny były odnóżami owadów, cienkie, prawie łodygowate, jak nogi mrówki. Maszerowały na nienormalnie długich chitynowych łapkach, pochylone do przodu, ale w ich twarzach nie było nic dziecięcego. Wręcz przeciwnie. Na głowach pojawiły się żuwaczki, szczękoczułki, u innych włochate nogogłaszczki i wielkie szkliste gałki zamiast oczu. Całe ich ciało błyszczało, pokryte oleistą substancją, jakby wszystkie wyszły z kąpieli w czystej nafcie. Tak wyglądały oddziały Entropii, które miały zająć Brązowe Miasto na znak zawartego przez imperatora przymierza.

      To szaleństwo! Nigdy nie uda nam się współistnieć! To początek rządów terroru!

      Wszystkie drzwi i okiennice były zamknięte, lecz Morkovin bez trudu sobie wyobrażał, jak mieszkańcy obserwują przez szczeliny w ścianach te stwory, które zajmują miejsce na każdym skrzyżowaniu, tkają pajęcze sieci w stodołach i na strychach i wyciągają się w rynsztokach jak w wygodnym łożu, by odpocząć po wyczerpującej podróży.

      Na tylnej ścianie odsunęła się bezszelestnie jedna płyta i do Morkovina zbliżył się niewysoki mężczyzna z długim i cienkim wąsem.

      – Pan mnie wzywał, maesterze?

      Morkovin nie mógł oderwać wzroku od obrzydliwego spektaklu na dole.

      – Panie? – powtórzył szambelan.

      Morkovin wciągnął duży haust powietrza, jakby budził się z koszmarnego snu.

      – Świat się zmieni – rzekł ponuro.

      Szambelan zrzucił na moment maskę sługi i na jego twarzy odmalował się niepokój:

      – Maesterze, my… Służba i – muszę to wyznać – nawet żołnierze są bliscy paniki… Wszyscy boją się tych… rzeczy, które przyszły.

      – Nie zrobią wam, Gustavie, nic złego. Ich komendant mnie o tym zapewnił. Są jedynie po to, aby zapewnić naszemu miastu bezpieczeństwo.

      – Przed czym mają nas chronić, maesterze? Co gorszego niż te stworzenia zbliża się do naszego miasta?

      – Tego nie wiem, ale taka jest wola imperatora. A ona nie podlega dyskusji!

      Służący przytaknął z szacunkiem, nawet jeśli na jego twarzy nadal malowały się wątpliwości.

      – Gustavie, mam dla ciebie delikatną misję. Liczę na twoją dyskrecję.

      Szambelan pokłonił się, a małpa zapiszczała z podniecenia. Już się nie trzęsła.

      – Jestem na twoje rozkazy, maesterze.

      – Nie mam już zaufania do tej małej, czuję, że przygotowuje jakąś brzydką niespodziankę i nie mogę dłużej czekać. Jeśli Repbuk się dowie, że ona tu jest, to mi ją zabierze. Jestem tego pewien.

      – To świetlna dziewczyna?

      Twarz szambelana się rozpromieniła.

      – Zaczynam naprawdę w to wierzyć. Jutro rano, jeszcze przed świtem, weź moją osobistą straż i zaprowadź dziewczynę do fabryki Eliksiru.

      – Żeby ją… przerobić?

      Pan Judasz krzyknął, jakby ta myśl szalenie go uradowała.

      – Tak, nie zaryzykuję jej utraty. Jakiekolwiek są jej moce, jutro ich skosztuję. Zachowaj ostrożność, jest sprytna. Będziesz z moimi najlepszymi ludźmi, jednak pod żadnym pozorem ani na chwilę nie zdejmuj jej obroży. Niech ją przerobią razem z obręczą!

      – Dobrze, panie.

      – Kolejna sprawa: zanim tam pójdziesz, wyślij wiadomość do Comptona. Powiedz mu, że chcę jego rojko-dziewczynę, tę, która nie została jeszcze zapierścieniowana.

      – Chce ją pan… żywą?

      – Tak! Jestem pewien, że powiedziała coś świetlnej dziewczynie.

Скачать книгу