Próba. Fallen Crest. Tom 4. Tijan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Próba. Fallen Crest. Tom 4 - Tijan страница 5
– Ale z ciebie ściemniacz, Kade. To nie było fajne.
– Wziąłeś swojego wielkiego kutasa sprzed moich oczu, prawda?
– Prawda. Możesz być zazdrosny. – Uderzył dłonią w pierś i znów zdarł z siebie ręcznik. – Jest jak helikopter. – Zaczął poruszać biodrami, a w ślad za nimi poruszał się jego penis. Wyszczerzył do mnie zęby, przyłożył rękę do swojej ogolonej głowy i dalej kręcił kółka. – Nigdy nie przestaje. Wszystkie dziewczyny to lubią. Powinieneś spróbować tego ruchu. Założę się, że twojej dziewczynie się spodoba.
Naciągnąłem na siebie koszulę i potrząsnąłem głową.
– Sam nigdy się nie skarżyła, ale będę o tym pamiętać.
Chrząknął i uderzył się w brzuch, sprawiając, że jego fałdki znów drgnęły.
– Tylko to się liczy: zadowolić swoją kobietę. Masz fajną babkę?
Matteo, nie czekając na moją odpowiedź, wszedł do swojej garderoby. Chwilę później wyszedł, trzymając spodnie, koszulę, parę bokserek i skarpetki. Kiedy usiadł na łóżku i zaczął naciągąć bokserki, spojrzał na mnie.
– Całkiem niezłe ciuchy. Musisz być nadziany, Kade.
Skrzywiłem się. Tak, ale nie chciałem, żeby pieniądze mnie definiowały.
– Moi nadziani rodzice nie płacili za te ubrania, jeśli do tego zmierzasz.
– Auć. Spoko, stary. Chciałem powiedzieć, że nie wyglądasz jak jeden z tych dzianych fiutków. – Podniósł ręce i uśmiechając się do mnie, cofnął się o krok. – Tylko się z tobą droczę. Czasami bywam trochę zbyt bezpośredni. – Uderzył się w klatkę piersiową.
– Czasami?
– No proszę, proszę. Ale jesteś zabawny, stary. Bardzo zabawny. – Wycelował we mnie dłoń i potrząsnął głową, zaśmiał się, chwycił portfel i włożył do niego dwie prezerwatywy. Potem jeszcze wsunął telefon do kieszeni, wstał i szeroko rozłożył ramiona. – Jak wyglądam?
Matteo był wysoki i dobrze zbudowany. Miał mięśnie, ale też sporo tłuszczyku. Idealnie jak dla ofensywnego gracza pierwszej linii. Trenowałem z nim przez trzy tygodnie, więc wiedziałem, że na boisku jest szybki i zacięty, ale poza nim jest beztroskim żartownisiem. Kusiło mnie, by powiedzieć mu, że wygląda jak jeden z tych bogaczy, o których mówił, ale się powstrzymałem. Miał na sobie białą koszulkę polo, modne szorty khaki i trampki, które wskazywały, że należy do kategorii dzianych fiutków. Wiedziałem, ile były warte, ale nie chciałem o nic pytać. To, skąd miał na nie kasę, mało mnie obchodziło. Nie znaliśmy się jeszcze na tyle dobrze.
– Wyglądasz w porządku. Masz nadzieję, że zaliczysz kilka lasek?
– Ja? – Uniósł brwi. Był opalony, miał białe zęby i przystojną twarz. Mógł to zrobić z łatwością. Z tego, co zauważyłem na kampusie, futboliści na Uniwersytecie Caina byli jak bogowie. Matteo nie miałby problemu z poderwaniem dziewczyny lub nawet dwóch, gdyby tylko chciał.
– Nie, nie, nie. Jestem zajęty. Mam się spotkać z dziewczyną na imprezie. A skoro już o tym mowa… – ponura mina, którą miał, gdy po raz pierwszy upuścił ręcznik, znów się pojawiła – nigdy nie chodzimy na imprezy bractwa Parka Sebastiana. Dlaczego dziś robimy wyjątek?
– Mój najlepszy przyjaciel wstąpił do bractwa. Jego tata do niego należał. – Uniosłem podbródek. – Dlaczego twoja dziewczyna idzie?
– Jej przyjaciółki lubią tych złamasów z bractwa. Ona nie, ale idzie ze względu na mnie. – Przerwał. – Mówisz o tym kolesiu, za którym wstawiałeś się u trenera, żeby pozwolił mu zamieszkać z nami w akademiku dla futbolistów?
– Tak. – Nate nie był zbyt zadowolony, gdy usłyszał, że cały akademik jest dla futbolistów. Nie był wystarczająco dobry, żeby dostać się do drużyny, ale nie wkurzał się z tego powodu. Idąc na uniwerek Caina, Nate zdawał sobie sprawę, że nie będzie ze mną w drużynie. Jednak kiedy dowiedział się o warunkach w akademiku, wybrał inną opcję. – Mówi, że to najlepsze bractwo.
Matteo zmarszczył brwi.
– Bo Sebastian to niezły dupowłaz. Ostrzegam cię, Kade. Będzie próbował wleźć ci w tyłek. Zawsze kręcił się wokół boiska i kocha futbolistów, a zwłaszcza tych, którzy mają zostać zawodowcami. Jest jak jego tata, senator. Trzymają ludzi blisko siebie, dopóki im się to opłaca, a potem ich porzucają.
Poszedłem za Matteo, który prowadził nas przez korytarz i schodami w dół. Czekało na nas kilku innych graczy. To pierwsza noc, po której nie mieliśmy porannego treningu. Kiedy Nate wspomniał o imprezie, pomyślałem, że pójdę, żeby go wesprzeć. Chłopaki się o tym dowiedzieli i teraz większa grupka chciała się do mnie przyłączyć.
Kiedy znaleźliśmy się na chodniku, trzy przecznice od akademika bractwa, zapytałem:
– Skąd to wszystko wiesz?
– Bo w zeszłym roku wyrolował mojego najlepszego kumpla.
– Tak?
– Jamiego Satture’a. Byli naprawdę dobrymi kumplami, dopóki Jamie nie został kontuzjowany i nie stracił stypendium. Myślał, że Sebastian mu pomoże, bo jego bractwo ma dużo kasy, a stypendium sponsorowała korporacja jego ojca, ale nie było opcji, człowieku. Ten kutas spławił go jak dziwkę. Ignorował go przez resztę roku. Niczego dobrego bym się po nim nie spodziewał, stary. Raczej trzymałbym się z daleka.
Zapamiętałem to sobie. Nie byłem popychadłem, ale ci ludzie tego nie wiedzieli. Wiedzieli, jaki byłem na boisku, ale nie znali mnie poza nim. Byłem czujny. Zdawałem sobie sprawę, w co wchodzę, i niezbyt mi się to podobało. Nate kumplował się z tymi kolesiami. W pewnym sensie to jak wakacje, być poza Fallen Crest. Nie było żadnych wojen. Ludzie nie planowali, jak wykończyć mnie, mojego brata czy moją dziewczynę. Byliśmy ja i futbol. Nawet Nate trzymał się z daleka, odkąd był zajęty bractwem. Miałem przeczucie, że to łatwe życie niedługo miało się skończyć. Jeśli Sebastian był w połowie tak zły, jak powiedział Matteo, nie polubiłby mnie. Mógłby pomyśleć, że jestem fajny, ale wkrótce dowiedziałby się, że nie można mną manipulować.
Westchnąwszy cicho, skrzywiłem się. Nie chciałem rozpętywać kolejnej wojny, ale jeśli miała nieuchronnie nastąpić, to trudno.
Ulica prowadząca do budynku bractwa była pełna samochodów, co nie było żadną niespodzianką. Na kampusie rzadko można było znaleźć wolne miejsce parkingowe. Kiedy skręciliśmy w przecznicę, było jasne, gdzie mieszka Nate. To był stary budynek z cegły, porośnięty na ścianach jakimś zielskiem. W cegle nad drzwiami wejściowymi wyryto greckie litery. Na trawniku stali ludzie. Drzwi były otwarte, a ze środka dochodziła muzyka. Gdy ruszyliśmy przez ulicę, ludzie