Próba. Fallen Crest. Tom 4. Tijan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Próba. Fallen Crest. Tom 4 - Tijan страница 9
– Gdyby to był ktoś inny, zostałby wyśmiany, ale skoro coś takiego zrobił Logan Kade, ludziom się wydaje, że to najzabawniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widzieli. – Heather pokręciła głową. Spojrzała w bok i szturchnęła mnie. – Czy to nie te twoje dwie byłe psiapsiółki?
Spojrzałam. Jessica i Lydia stały przy ścianie, sącząc drinki. Były z dwoma chłopakami, którzy ściskali je w talii. Gdy zobaczyły, że patrzę w ich stronę, wciągnęły brzuchy i wyciągnęły szyje, jakby chciały wyglądać na wysokie i smukłe.
Heather parsknęła śmiechem. Sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu. W ich spojrzeniach była ta sama wrogość co zawsze. Lydia poruszyła się po chwili, ale Jessica nie odwróciła wzroku. Opuściła kubek i popatrzyła na mnie gniewnie. Westchnęłam.
– Tak, byłe. Teraz wydaje mi się, że to było tak dawno temu…
– To suki. Lepiej ci bez nich.
Nie widziałam na imprezie Jeffa. Przeszukałam wzrokiem tłum, ignorując zazdrość dziewcząt i zainteresowanie niektórych chłopaków. Rok temu byłam wyrzutkiem, a potem cały semestr musiałam walczyć o swoją pozycję w szkole Masona i Logana. Tym razem dla odmiany nikt nie planował mojego upadku. Pamiętałam o zawoalowanej groźbie Natalie, ale się nie martwiłam. W tym roku będzie inaczej. Czułam to w kościach. Od kiedy Mason wyjechał, tarcza celownicza na moich plecach nie była już taka wielka. Wciąż tam widniała z powodu mojej zażyłości z Loganem, ale już nie tak wyraźnie. To było wyzwalające uczucie, ale i beznadziejne, bo wiedziałam, że to głównie przez nieobecność Masona.
– Nic ci nie jest? – Heather czekała, obserwując mnie.
– Nie. – Pokręciłam głową.
– Strattan – warknął Logan z drugiego końca stołu. W ręku trzymał piłeczkę pingpongową i gestem wskazał na kubki z piwem stojące przed nami. – Jesteście gotowe na bycie naszymi niewolnicami w przyszły weekend?
Uśmiechał się. Wyglądał jak ten normalny, beztroski Logan, którego znała większość ludzi, ale wiedziałam, że po części grał. Nie odpuści, wiedząc, że coś jest nie tak. To tylko kwestia czasu, zanim to ze mnie wyciągnie. Po prostu nie byłam gotowa na ten moment, bo kiedy prawda wyjdzie na jaw, kiedy powiem mu, że wiem, wszystko się zmieni. A ja bałam się stracić jego i Masona.
Opuścił rękę, a uśmiech zniknął mu z twarzy, ustępując zatroskanej minie.
Odpędziłam tę myśl. Nie mogłam ich stracić, żadnego z nich. Posłałam mu uspokajający uśmiech i przysięgłam sobie, że nikt więcej się o tym nie dowie. Byłabym zdruzgotana, gdyby tak się stało.
Ponownie uniósł rękę, ale troska wciąż widniała w jego oczach. Gdy tak na niego patrzyłam, sam ukrył to uczucie i wykonał pierwszy rzut. Piłeczka wylądowała w kubku tuż przede mną i bez chwili wahania wychyliłam całe piwo. Mógł wygrać. Nie obchodziło mnie to. Byłam gotowa wypić tego wieczoru wszystko.
– No cóż. – Heather uśmiechnęła się do mnie. – Wygląda na to, że Sam jest gotowa na imprezowanie w tym roku.
Uśmiechnęłam się do niej półgębkiem, ale jednocześnie zwiesiłam głowę. Mason powinien tu być. Kiedy podniosłam wzrok, Logan mi się przyglądał. Nasze spojrzenia się spotkały i zobaczył cierpienie w moich oczach. Coś mi mówiło, że to zrozumiał. Skinął głową, poważniejąc na krótką chwilę. W tym ułamku sekundy była pomiędzy nami nić porozumienia. Oboje tęskniliśmy za Masonem.
To wszystko pogorszyło. Spadł na mnie ciężar, jakiego nigdy wcześniej nie czułam. Nikt nie mógł zostać zraniony. Wszystko zależało ode mnie. Tate wyjawiła mi tajemnicę i niezależnie od tego, czy uczucia Logana były prawdziwe, czy nie, wszystko spoczywało teraz na moich barkach.
Nie czekałam, aż rzucą ponownie. Wzięłam kolejny kubek i opróżniłam go.
Mark otworzył usta, ale podniósł ręce w górę w geście zwycięstwa.
– Nie przeszkadzaj sobie, Sam. Mama nie zrobi mojego prania, więc zgadnij, jakie dostaniesz zadanie. – Opuścił ramiona i zatarł ręce.
Nie obchodziło mnie to. Paliło mnie w piersi i gardle. Byłam gotowa zrobić wszystko, aby to uczucie zniknęło.
Rozdział 5
Minął tydzień od imprezy w bractwie Nate’a, w czasie którego zadzwonił do mnie raz, żeby umówić się na lunch. Wszystko było inaczej. To dość oczywiste, ale nie wiedziałem, czy chodziło o mnie, czy o niego. Stwierdziłem jednak, że to w nim tkwiła przyczyna, bo ja się nie zmieniłem. Nie rozdrabniałem się i robiłem swoje. Tak jak teraz: większość drużyny już poszła, ale ja zostałem. Trener zmienił moją pozycję w polu. Byłem wystarczająco duży, żeby grać na pierwszej linii w ogólniaku, ale nie na tyle, żeby zostać na tej pozycji w college’u. Byłem za to szybki i napakowany, choć nie aż tak, żeby zostać liniowym, więc zostałem skrzydłowym. Wiedziałem już od początku lata, że to planował, dlatego starałem się w tym czasie dużo trenować, ale tu, na miejscu, było inaczej. Przybijało mnie poczucie, że muszę nadrobić sporo zaległości.
Trenowałem właśnie stałe elementy, kiedy Matteo krzyknął do mnie zza boiska:
– Hej, Kade. My spadamy, stary. Będziesz później?
Zatrzymałem się i wytarłem pot z czoła, żeby móc go zobaczyć.
– Jasne. Zobaczymy się w akademiku.
– Grillujemy dziś wieczorem. Skombinuj sobie coś do żarcia.
Kiedy wyszli, na boisku nie zostało już wielu innych. Kilku trenerów pomocniczych rozmawiało w grupce i gdy spojrzałem na nich, zobaczyłem, że mój trener mnie obserwuje.
Zmienił moją pozycję na boisku, więc potrzebowałem tyle dodatkowych godzin treningu, ile tylko było możliwe. Wystrzeliłem do drugiego pachołka, przebiegłem do trzeciego, minąłem znowu drugi w drodze do czwartego i wróciłem do drugiego. Na koniec przycisnąłem, wracając do pierwszego pachołka. „Opuść barki. Opuść barki. Mocno poruszaj stopami, w górę i w dół, w górę i w dół. Opuść miednicę. Steruj ramionami”, powtarzałem sobie w myślach.
Skończyłem, powtórzyłem całe ćwiczenie jeszcze cztery razy i zawróciłem na linii dwudziestu jardów. Potem znów powtórzyłem wszystko trzy razy, w jak największych susach pokonując całą odległość. Dałem sobie dwie minuty odpoczynku i zacząłem od nowa. Robiłem to, dopóki część świateł nie została wyłączona.
Jeden z trenerów pomocniczych krzyknął zza boiska:
– Idź do domu, Kade. Zamykamy.
– Okej. – Chciałem podnieść rękę, ale wydała się zbyt ciężka, więc kiwnąłem głową. Dysząc i wiedząc, że każdy centymetr mojego ciała cuchnie, poszedłem do łazienki. Szatnia była prawie pusta, został jeszcze tylko jeden inny gracz. Wyciskał właśnie