Fundacja. Isaac Asimov

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fundacja - Isaac Asimov страница 3

Автор:
Серия:
Издательство:
Fundacja - Isaac Asimov s-f

Скачать книгу

Nawet jeśli na początku było tak naprawdę, teraz jest to już oszustwo. Nie jesteśmy panami naszych poczynań. To nie my wcielamy Plan w życie.

      Compor spojrzał na niego badawczo.

      – Mówiłeś to już nie raz, Golan, ale zawsze myślałem, że żartujesz. Ale teraz, na Galaktykę, myślę, że mówisz poważnie.

      – Oczywiście, że mówię poważnie.

      – Niemożliwe. Albo to jakiś skomplikowany kawał, albo zwariowałeś.

      – Ani jedno, ani drugie – rzekł Trevize. Uspokoił się już i zatknął swym zwyczajem kciuki za pas, jakby nie potrzebował dłużej rąk dla podkreślania swych uczuć. – Przyznaję, że już wcześniej myślałem o tym, ale była to tylko intuicja. Dopiero ta dzisiejsza farsa spowodowała, że nagle wszystko sobie jasno uświadomiłem. I teraz zamierzam przedstawić to równie jasno całej radzie.

      – Jesteś szalony! – powiedział Compor.

      – Tak? No to chodź ze mną i posłuchaj.

      Zeszli ze schodów. Byli ostatnimi, którzy opuszczali to miejsce. Kiedy Trevize wysunął się nieco do przodu, Compor poruszył bezgłośnie ustami, rzucając w ślad za nim: „Głupiec!”

      2

      Burmistrz Harla Branno przywołała do porządku zebranych na sesji członków Rady Wykonawczej. Patrzyła bez zainteresowania na salę, ale nikt nie wątpił, że dokładnie odnotowała wszystkich obecnych i tych, którzy jeszcze nie przybyli.

      Jej siwe włosy były starannie ułożone w stylu, który nie był ani wyraźnie kobiecy, ani męski. Był to po prostu sposób, w jaki się czesała, nic więcej. Jej rzeczowa twarz nie wyróżniała się pięknem, ale piękno jakoś nie było tym, czego szukano w jej twarzy. Była najzdolniejszym administratorem na planecie. Nikt nie posądzał jej o bystrość Salvora Hardina czy Hobera Mallowa, których rządy ożywiały historię pierwszych dwu stuleci istnienia Fundacji, ale też nikt nie mógł jej zarzucić żadnego z szaleństw dziedzicznych burmistrzów Indburów, którzy rządzili Fundacją tuż przed nastaniem Muła.

      Jej przemówienia nie poruszały umysłów, nie miała też daru wykonywania dramatycznych gestów, posiadała za to umiejętność podejmowania cichych decyzji i upierania się przy nich tak długo, jak długo była przekonana o swej racji. Nie miała charyzmy, ale miała talent przekonywania wyborców do tych właśnie cichych decyzji.

      Ponieważ na mocy doktryny Seldona bieg historii bardzo trudno odwrócić (chyba że, o czym większość seldonistów – mimo przykrego incydentu z Mułem – zapomina, mamy do czynienia z czymś nieprzewidywalnym), Terminus mógł pozostać stolicą Fundacji bez względu na okoliczności. Była to jednak tylko możliwość. Seldon, podczas swej dopiero co zakończonej wizyty pod postacią pięćsetletniego hologramu, ocenił spokojnie prawdopodobieństwo pozostania stolicy na Terminusie na 87,2 procent.

      Niemniej jednak nawet dla seldonistów oznaczało to, że prawdopodobieństwo przeniesienia stolicy w jakieś miejsce bliższe centrum Federacji Fundacyjnej, z wszystkimi strasznymi, zarysowanymi przez Seldona konsekwencjami takiego posunięcia, wynosiło 12,8 procent. Nie stało się tak z pewnością tylko dzięki pani burmistrz Branno.

      Było pewne, że nigdy by do tego nie dopuściła. Mimo okresów spadku popularności trwała niezłomnie na stanowisku, że Terminus, który był od początku siedzibą Fundacji, powinien nią pozostać. Przeciwnicy polityczni przedstawiali w karykaturach jej wydatną szczękę (dość udatnie, trzeba przyznać) jako grożący osunięciem granitowy blok.

      I oto teraz Seldon poparł jej punkt widzenia, co – przynajmniej w tej chwili – dawało jej miażdżącą przewagę nad przeciwnikami. Mówiono, że przed rokiem wyznała, iż jeśli Seldon następnym razem poprze ją, to uzna, że wypełniła swe zadanie, i wycofa się z czynnego życia, kontentując się rolą zasłużonego polityka i nie ryzykując sławy, którą mogłaby utracić w dalszych walkach politycznych.

      Prawdę mówiąc, nikt w to nie wierzył. Walka polityczna była jej żywiołem i teraz, kiedy pojawił się i zniknął hologram Seldona, nic nie wskazywało na to, że zamierza się wycofać.

      Mówiła czystym głosem, nie starając się ukryć swego fundacyjnego akcentu (była niegdyś ambasadorem na Mandress, ale nie przyswoiła sobie starego, imperialnego sposobu mówienia, który był teraz tak modny i łączył się nierozerwalnie z quasi-imperialnymi ciągotami ku wewnętrznym prowincjom).

      – Kryzys Seldona został zażegnany. Zgodnie ze starą, dobrą tradycją nie będziemy stosowali żadnych represji wobec tych, którzy opowiedzieli się po przeciwnej stronie. Nie będziemy ich także piętnować w oczach opinii publicznej. Wielu ludzi chciało tego, czego nie chciał Seldon, lecz działali w dobrej wierze. Nie ma sensu wypominać im błędów, gdyż broniąc swego dobrego imienia, mogliby się posunąć nawet do zakwestionowania całego Planu Seldona. Mamy w zwyczaju, że strona, która przegrała, przyjmuje swoją porażkę ze spokojem i bez dalszych, zbędnych dyskusji. A zatem zarówno my, jak i nasi niedawni przeciwnicy, uważamy sprawę za zamkniętą. – Przerwała na chwilę, popatrzyła po twarzach zebranych i podjęła: – Minęło już pięćset lat, panowie radni, połowa czasu, który oddziela dwa Imperia. Był to trudny okres, ale zrobiliśmy dużo. Już teraz jesteśmy niemal Imperium Galaktycznym i nie mamy poważnych wrogów zewnętrznych. Gdyby nie Plan Seldona, interregnum trwałoby trzydzieści tysięcy lat. Być może po trzydziestu tysiącach lat nie byłoby już w Galaktyce siły zdolnej stworzyć nowe Imperium. Być może składałaby się ona tylko z odizolowanych od siebie i ginących światów. Wszystko, co osiągnęliśmy, zawdzięczamy Hariemu Seldonowi i dalej musimy na nim polegać. Teraz, panowie radni, prawdziwe zagrożenie dla Planu stanowimy my sami. Dlatego od tej pory nie może być żadnych publicznych zastrzeżeń co do jego wartości. Umówmy się, że poczynając od dzisiaj, nikt nie będzie oficjalnie podawał Planu w wątpliwość, krytykował go czy potępiał. Musimy przyjmować go bez zastrzeżeń. Jego słuszności dowiodło minione pięćset lat. Ma on zapewnić bezpieczną przyszłość rodzajowi ludzkiemu i nie możemy dopuścić do żadnych zmian czy odstępstw od niego. Zgadzacie się ze mną?

      Odpowiedział jej cichy pomruk. Nie musiała rozglądać się po sali, by szukać wyraźniejszych dowodów aprobaty. Znała każdego członka rady i wiedziała, jak zareaguje. Teraz, w chwili jej tryumfu, nikt nie odważy się sprzeciwić. Może za rok, ale nie teraz. A tym, co będzie za rok, będzie się przejmowała za rok.

      Z tym, że zawsze…

      – Czyżby kontrola myśli, pani burmistrz? – spytał Golan Trevize, schodząc wielkimi krokami między rzędami foteli i mówiąc donośnym głosem, jakby starał się zrekompensować w ten sposób milczenie pozostałych. Nie spojrzał nawet w stronę swego miejsca, które – jako że był nowym członkiem rady – znajdowało się w tylnych rzędach.

      Branno nadal nie podnosiła głowy.

      – Jak pan to ocenia, radny Trevize? – spytała.

      – Moim zdaniem, rząd nie może znieść wolności słowa, każdy obywatel – a więc oczywiście także radny czy radna, którzy zostali wybrani specjalnie w tym celu – ma prawo dyskutować na temat aktualnych wydarzeń politycznych, a żadnego wydarzenia politycznego nie sposób rozpatrywać w oderwaniu od Planu Seldona.

      Branno założyła ręce na piersi

Скачать книгу