Wyprawa Bohaterów . Морган Райс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wyprawa Bohaterów - Морган Райс страница 8
Pocisk uderzył stwora wprost w prawe oko, na wpół go oślepiając. Powaliłoby to każde mniejsze zwierzę, ale nie sybolda, który ryknął z bólu, lecz nie zatrzymał się i jednym susem znalazł przed bezbronnym Thorem. Wielkimi pazurami smagnął chłopca w ramię i trzy szpony naraz, ostre jak brzytwy, przecięły skórę chłopca. Z rany trysnęła krew, a Thor wrzasnął i upadł. Bestia natychmiast całym ciałem przygniotła go do ziemi; ciężar był nie do zniesienia, jakby zwalił się na niego potężny głaz. Thor czuł, że zaraz pękną mu żebra. Potwór zaś rzucił łbem, rozwarł paszczę i sięgnął obnażonymi kłami ku gardłu chłopca. Ten wyprostował ręce i chwycił stwora za gardziel, twardą jak jeden potężny mięsień. Po chwili ręce zaczęły drżeć mu z wysiłku, a kły zwierzęcia zbliżać się coraz bardziej. Czuł już na twarzy smrodliwy dech sybolda i ślinę spływającą mu z paszczy. Zwierz wydał głęboki, donośny, raniący uszy pomruk, a Thor poczuł, że za chwilę zginie, i zamknął oczy.
Proszę, Boże. Dodaj mi sił. Daj mi pokonać tego stwora. Błagam. Zrobię wszystko, co zechcesz. Będę spłacał Ci dług do końca moich dni.
Wówczas stało się coś niezwykłego. Thor poczuł, że wzbiera w nim fala olbrzymiego gorąca, a w żyłach pulsuje mu jakaś potężna moc, wypełniająca całe jego ciało. Otworzył oczy i ze zdumieniem spostrzegł, że z dłoni bije mu dziwne żółte światło. Napierając na gardziel sybolda, czuł, że teraz dorównuje mu siłą i jest w stanie odepchnąć jego kły. Napierał więc dalej, czując, że odpycha bestię coraz dalej. Jego moc rosła, aż poczuł potężne wyładowanie, które odrzuciło sybolda o dobre dziesięć stóp. Bestia padła z impetem na grzbiet.
Thor usiadł, nie rozumiejąc, co się właściwie stało.
Sybold poderwał się na równe nogi i zaszarżował ponownie. Tym razem jednak Thor czuł się inaczej. Całe jego ciało przepełniała siła, jakiej nie doświadczył jeszcze nigdy w życiu. Gdy bestia skoczyła, chłopiec przykucnął, chwycił ją pod brzuchem i cisnął daleko, wykorzystując jej własny impet.
Stwór wleciał w gęstwinę, uderzył w pień drzewa i padł na ziemię.
Thor gapił się na to z niedowierzaniem. Czyżby właśnie cisnął syboldem?
Zwierzę mrugnęło powiekami, po czym utkwiło ślepia w Thorze i zaszarżowało jeszcze raz.
Tym razem, kiedy skoczyło na chłopca, ten chwycił je za gardziel i razem wylądowali na ziemi. Początkowo przygnieciony, Thor przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad syboldem. Przytrzymując potwora, chłopiec zaczął go dusić, choć ten próbował unieść łeb i kłapał zębami, chybiając o włos. Czując przypływ nowej mocy, Thor z całej siły ścisnął gardziel stwora i nie popuszczał. Poddał się krążącej w sobie energii. Z zachwytem poczuł pewność, że jest silniejszy od zwierzęcia. Dusił sybolda, aż ten zwiotczał mu w rękach, ale Thor nie zwalniał uścisku jeszcze przez bardzo długą chwilę.
W końcu powoli wstał, ciężko łapiąc oddech, i ze zdziwieniem spojrzał na swoją zranioną rękę. To, co się właśnie stało, było nie do wiary. Zabił sybolda – on, Thor!
Poczuł, że w ten szczególny dzień musi to być dla niego jakiś znak. Oto zdarzyło się coś nadzwyczajnego. Właśnie pokonał najsłynniejszą, najstraszliwszą bestię w całym królestwie. W pojedynkę, niemal gołymi rękami. To było jak sen. Wiedział, że nikt mu nie uwierzy.
Kręciło mu się w głowie. Zastanawiał się, jaka to moc nim zawładnęła; co to może oznaczać; kim naprawdę jest. Jedynymi znanymi mu ludźmi, którzy posiadali podobne moce, byli druidzi. Tyle że jego rodzice nie byli druidami, więc nie mógł być druidem.
A może mógł?
Wyczuwając za sobą czyjąś obecność, błyskawicznie obrócił się na pięcie i zobaczył Argona, który stał za nim i wpatrywał się w martwego sybolda.
– Skąd się tutaj wzięliście, Wasza Miłość? – spytał Thor, zaskoczony, ale Argon zbył go milczeniem. – Widzieliście, co się stało? – ciągnął chłopiec z niedowierzaniem w głosie. – Sam nie wiem, jak to zrobiłem.
– Ależ wiesz – odparł Argon. – W głębi serca wiesz. Nie jesteś taki jak inni.
– To był jakby... nagły przypływ mocy – powiedział Thor. – Jak jakaś siła, o której nie wiedziałem, że ją mam.
– Wewnętrzna siła magiczna – potwierdził Argon. – Pewnego dnia poznasz ją całkiem dobrze. Może nawet nauczysz się nad nią panować.
Thor chwycił się za ramię; niemal zapomniał o zranieniu, tymczasem ból nagle powrócił, i to straszny. Chłopiec obejrzał rękę; cała ociekała krwią. Zakręciło mu się w głowie i przejął się, co będzie, jeśli ktoś mu szybko nie pomoże.
Argon w trzech krokach znalazł się przy nim, chwycił go za drugą dłoń i przycisnął mocno do rany. Przytrzymując ją w ten sposób, odchylił się do tyłu i zamknął oczy. Thor poczuł ciepłe mrowienie rozchodzące się w całej ręce. Po chwili lepka krew płynąca z ran wyschła, a ból zaczął mijać.
Chłopiec przyjrzał się ręce, nie mogąc pojąć, co się stało: była uleczona. Zostały na niej tylko ślady pazurów, trzy szramy w miejscu przecięcia skóry; były jednak zabliźnione, jakby miały już wiele dni. Po krwi nie było śladu.
Thor spojrzał na Argona z niedowierzaniem.
– Jak to zrobiliście, panie? – zapytał.
Argon jedynie się uśmiechnął:
– Nie ja to zrobiłem, lecz ty. Ja tylko pokierowałem twoją mocą.
– Przecież ja nie mam mocy uzdrawiania – zmieszał się Thor.
– Czyżby? – odparł Argon.
– Nic nie rozumiem. Co to wszystko znaczy? – Thor czuł narastające zniecierpliwienie. – Panie, powiedzcie mi, proszę was.
Argon odwrócił wzrok:
– Na wszystko przyjdzie pora.
Nagle chłopcu przyszło coś na myśl.
– Czy to znaczy, że mogę wstąpić do Królewskiego Legionu? – zapytał podniecony. – Skoro potrafię zabić sybolda, to ani chybi dam radę innym chłopcom.
– Ani chybi – zgodził się druid.
– Tyle że moi bracia zostali wybrani... a ja nie.
– Twoi bracia nie pokonaliby tej bestii.
Thor spojrzał na niego, myśląc intensywnie.
– Ale już raz mnie odrzucili. Jakże mam do nich dołączyć?