Millennium. David Lagercrantz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 17

Millennium - David Lagercrantz Millennium

Скачать книгу

ministra sprawiedliwości – i między innymi dlatego Ed the Ned tak dobrze się przy niej czuł. Żadne z nich nie przywiązywało szczególnej wagi do stanowisk. Liczyły się tylko zdolności i nic więcej. Dlatego też szef policji bezpieczeństwa z kraju tak małego jak Szwecja był dla niej małym żuczkiem.

      A mimo to, kiedy zwyczajowe kontrole połączenia zostały w końcu przeprowadzone, zupełnie straciła wątek. Nie miało to jednak nic wspólnego z Heleną Kraft. Było spowodowane awanturą, która w tym samym czasie wybuchła za jej plecami. Wszyscy zdążyli już przywyknąć do wybuchów Eda. Potrafił wrzeszczeć i tłuc pięścią w stół z byle powodu. Tym razem jednak coś jej mówiło, że ta sprawa jest o wiele poważniejsza.

      Facet był jak sparaliżowany. Kiedy Alona z trudem dukała nieskładnie do słuchawki, wokół niego gromadzili się ludzie, niektórzy wyciągali telefony, a wszyscy bez wyjątku wyglądali na wstrząśniętych albo przerażonych. Ona, pod wpływem nagłego zidiocenia lub po prostu szoku, nie odłożyła słuchawki ani nie powiedziała, że zadzwoni później. Po prostu poczekała, aż ją połączą z Gabriellą Grane, zachwycającą młodą analityczką, którą poznała w Waszyngtonie i od razu próbowała poderwać. Bezskutecznie, ale i tak wspominała to spotkanie z błogą przyjemnością.

      – Halo? Jak się czujesz, kochana?

      – Dobrze – odparła Gabriella. – Mamy tu paskudną pogodę, ale poza tym jest okej.

      – Nasze ostatnie spotkanie było naprawdę sympatyczne, nie sądzisz?

      – Jasne, było bardzo miło. Przez cały następny dzień miałam kaca. Ale podejrzewam, że nie dzwonisz po to, żeby mnie zaprosić na drinka.

      – Niestety nie, choć bardzo mnie to smuci. Dzwonię, bo odkryliśmy, że pewien szwedzki naukowiec jest w poważnym niebezpieczeństwie.

      – Kto?

      – Długo nie mogliśmy tego przetłumaczyć ani nawet zrozumieć, o jaki kraj chodzi. Ci, którzy o tym rozmawiali, posługiwali się kryptonimami, a spora część rozmowy była zaszyfrowana i nie mogliśmy złamać kodu. Ale w końcu, jak to zwykle bywa, dzięki małym kawałkom układanki… co, do diabła…

      – Słucham?

      – Poczekaj chwilę.

      Obraz na ekranie komputera Alony mrugnął i zgasł. O ile się nie myliła, to samo stało się z pozostałymi komputerami w biurze. Przez chwilę nie wiedziała, co robić. Postanowiła rozmawiać dalej, przynajmniej chwilę. Może była to tylko przerwa w dostawie prądu, choć światło nie zgasło.

      – Czekam – powiedziała Gabriella.

      – Dziękuję, to bardzo miło z twojej strony. Musisz mi wybaczyć, mamy tu straszne zamieszanie. Na czym skończyłam?

      – Mówiłaś o kawałkach układanki.

      – No tak, zestawiliśmy ze sobą kilka różnych elementów. Bez względu na to, jak profesjonalni chcemy być, zawsze znajdzie się ktoś nieostrożny albo ktoś, kto…

      – Tak?

      – Kto coś powie, poda jakiś adres czy coś w tym stylu, choć w tym przypadku…

      Alona znów umilkła. Do biura wszedł commander Jonny Ingram we własnej osobie – prawdziwa szycha, z kontaktami w samym Białym Domu. Jak zwykle starał się być dystyngowany i cool. Rzucił nawet jakiś żart, kiedy przystanął przy grupce ludzi kawałek dalej. Nikogo jednak nie udało mu się nabrać. Pod jego wymuskaną powierzchownością i opalenizną – odkąd pracował w centrum kryptologii NSA na Oahu, był opalony przez okrągły rok – kryła się nerwowość. Dobrze ją było widać w jego spojrzeniu. Wydawało się, że chce, żeby wszyscy zwrócili na niego uwagę.

      – Halo, jesteś tam? – odezwała się Gabriella.

      – Niestety muszę kończyć. Zadzwonię później – odparła Alona i się rozłączyła. Była poważnie zaniepokojona.

      Można było wyczuć w powietrzu, że stało się coś strasznego, może nawet wydarzył się kolejny zamach terrorystyczny. Ale Jonny Ingram dalej odstawiał swój uspokajający teatrzyk. Choć wykręcał sobie ręce, a nad jego górną wargą i na czole perlił się pot, podkreślał raz za razem, że nic poważnego się nie stało. Powiedział, że chodzi o wirusa, który mimo wszystkich zabezpieczeń dostał się do intranetu.

      – Na wszelki wypadek wyłączyliśmy serwery – oznajmił i na chwilę rzeczywiście wszystkich uspokoił. Co tam wirus, zdawali się mówić. To przecież nic groźnego.

      Po chwili Ingram zaczął się nad tym rozwodzić, ale z tego, co mówił, niewiele wynikało.

      Alona nie mogła się powstrzymać:

      – Mówże jaśniej! – krzyknęła.

      – Na razie niewiele wiemy. To się stało dosłownie przed chwilą. Ale prawdopodobnie mieliśmy włamanie. Damy znać, jak tylko będziemy wiedzieć coś więcej – odparł Jonny Ingram, znów wyraźnie zaniepokojony.

      Przez salę przeszedł szmer.

      – Znowu Irańczycy? – zapytał ktoś.

      – Wydaje nam się… – zaczął Ingram.

      Nic więcej nie zdążył powiedzieć. Człowiek, który powinien tam stać od początku i wyjaśniać im, co się stało, przerwał mu brutalnie i wstał. Widząc zwalistą sylwetkę Eda Needhama, każdy musiał przyznać, że wygląda imponująco. Jeszcze chwilę wcześniej wydawał się zdumiony i zszokowany. Teraz biła od niego niesłychana stanowczość.

      – Nie – wysyczał. – To haker. Pierdolony superhaker. Bóg mi świadkiem, że zamierzam urwać mu jaja.

      GABRIELLA GRANE włożyła płaszcz i już miała iść do domu, kiedy Alona Casales zadzwoniła znowu. W pierwszej chwili Gabriella poczuła irytację, nie tylko z powodu niedawnego zamieszania. Chciała wyjść, zanim wichura rozszaleje się na dobre. W radiowych wiadomościach podano, że prędkość wiatru dojdzie do trzydziestu metrów na sekundę, a temperatura spadnie do minus dziesięciu stopni. Ona zaś była o wiele za cienko ubrana.

      – Przepraszam, że tyle to trwało – powiedziała Alona Casales. – Mieliśmy zwariowane popołudnie. Kompletny chaos.

      – Tutaj mamy to samo – odparła uprzejmie Gabriella i spojrzała na zegarek.

      – Jak mówiłam, dzwonię w ważnej sprawie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Niełatwo to stwierdzić na sto procent. Mówiłam już, że właśnie zaczęłam rozpracowywać pewną grupę Rosjan?

      – Nie.

      – Prawdopodobnie należą do niej również Niemcy i Amerykanie, i może jeszcze kilku Szwedów.

      – O jakiej grupie mówimy?

      – O przestępcach, nazwałabym ich wyrafinowanymi, którzy nie napadają na banki ani nie sprzedają narkotyków, tylko kradną tajemnice

Скачать книгу