Millennium. David Lagercrantz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 20

Millennium - David Lagercrantz Millennium

Скачать книгу

potrzebowała jakiegoś bodźca. Może była znudzona i chciała narobić trochę zamieszania, żeby nie umrzeć z nudów. Albo, jak utrzymywali niektórzy członkowie grupy, już wcześniej zdążyła wejść w konflikt z NSA i włamanie się do ich systemu było dla niej aktem zemsty. Inni wątpili w tę wersję. Twierdzili, że po prostu chciała się czegoś dowiedzieć i że od czasu kiedy jej ojciec, Aleksander Zalachenko, został zamordowany w szpitalu Sahlgrenska w Göteborgu, na coś polowała.

      Ale nikt nie wiedział nic pewnego. Wasp jak zawsze miała swoje tajemnice. To, jakie motywy nią kierowały, w zasadzie było bez znaczenia. W każdym razie próbowali to sobie wmówić. Jeżeli chciała im pomóc, powinni się tylko cieszyć, a nie zastanawiać, dlaczego na początku nie okazała entuzjazmu ani żadnych innych uczuć. Nie sprzeciwiała się i to im wystarczyło.

      Mając ją po swojej stronie, mieli też większe szanse, że uda im się zrealizować plan. Lepiej niż inni wiedzieli, że w ostatnich latach NSA zdecydowanie przekroczyło swoje uprawnienia. Inwigilowali nie tylko terrorystów i ludzi będących potencjalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa. Interesowali się nie tylko ludźmi ważnymi i potężnymi, takimi jak głowy innych państw, ale właściwie wszystkimi. Miliony, miliardy i biliony rozmów, wiadomości tekstowych i zapisów aktywności w sieci poddawano kontroli i archiwizowano. NSA codziennie robiła kolejny krok i coraz głębiej wnikała w życie prywatne każdego człowieka. Stała się ogromnym wszystkowidzącym okiem.

      Jeśli o to chodzi, również żaden członek Hacker Republic nie był bez skazy. Wszyscy bez wyjątku zapuszczali się w takie obszary wirtualnego świata, w których w ogóle nie mieli nic do roboty. Można powiedzieć, że takie były zasady gry. Haker to ktoś, kto przekracza wszelkie granice, ktoś, kto z uwagi na swoje zajęcie gardzi regułami i wciąż poszerza swoją wiedzę, nie zawsze przejmując się różnicą między tym, co publiczne, a tym, co prywatne.

      Członkowie Hacker Republic nie byli jednak pozbawieni moralności. Wiedzieli, również z własnego doświadczenia, że władza korumpuje – zwłaszcza władza, która nie podlega żadnemu nadzorowi. Nikomu z nich nie podobało się też, że największych i najbardziej bezwzględnych ataków nie dopuszczali się już pojedynczy buntownicy i banici, tylko państwowe molochy, których celem było kontrolowanie obywateli. To dlatego Plague, Trinity, Bob the Dog, Flipper, Zod, Cat i cała reszta postanowili, że w odwecie włamią się do NSA i w ten czy inny sposób zagrają im na nerwach.

      Nie było to jednak takie proste. Zadanie przypominało kradzież złota z Fort Knox. Na dodatek jako zarozumiali idioci, którymi w gruncie rzeczy byli, chcieli nie tylko złamać zabezpieczenia i wniknąć do systemu. Chcieli też nim kierować. Mieć status superuser. Czyli mówiąc językiem Linuksa, root. Żeby go zdobyć, musieli odkryć dziury, tak zwane zero days, najpierw na platformach serwerowych NSA, a później również w NSANet, intranecie, z którego prowadzono rozpoznanie radioelektroniczne – w skrócie SIGINT – obejmujące cały świat.

      Jak zawsze zaczęli od odrobiny social engeneering. Musieli dotrzeć do nazwisk administratorów systemu i analityków infrastruktury IT, którzy dysponowali skomplikowanymi hasłami do intranetu. Nie zaszkodziłoby, gdyby się okazało, że jakiś osioł zaniedbywał procedury bezpieczeństwa. Własnymi kanałami udało im się zdobyć dane sześciu osób. Wśród nich znalazł się niejaki Richard Fuller.

      Pracował w NISIRT, NSA Information Systems Incident Response Team, w zespole, który czuwał nad intranetem, nieustannie tropiąc informatorów i infiltratorów. To był swój chłop – absolwent prawa na Harvardzie, republikanin, były quarterback. Prawdziwy amerykański ideał, jeśli wierzyć jego CV. Ale Bob the Dog dzięki byłej kochance dowiedział się, że – co było absolutną tajemnicą – Fuller cierpiał na zaburzenia afektywne dwubiegunowe i być może wciągał kokę.

      Kiedy był podekscytowany, mógł popełnić każdą głupotę, na przykład pobrać pliki i dokumenty i nie umieścić ich wcześniej w piaskownicy. Był też prawdziwym przystojniakiem, może trochę zbyt ugrzecznionym. Wyglądał raczej na rekina finansjery, takiego na przykład Gordona Gekko, niż na tajnego agenta. Ktoś, prawdopodobnie sam Bob the Dog, wyskoczył z pomysłem, żeby Wasp poleciała do Baltimore, jego rodzinnego miasta, przespała się z nim i zastawiła na niego sidła.

      Wasp posłała ich wszystkich do diabła.

      Potem odrzuciła kolejny pomysł. Chcieli stworzyć dokument, który sprawiałby wrażenie prawdziwej bomby, i umieścić w nim informacje o infiltratorach i informatorach z głównej siedziby NSA w Fort Meade. Zaraziliby go programem szpiegującym, zaawansowanym trojanem, autorskim dziełem jej i Plague’a. Potem porozmieszczaliby w internecie wskazówki, które doprowadziłyby Fullera prosto do pliku. Przy odrobinie szczęścia podekscytowałby się i zapomniał o środkach bezpieczeństwa. Plan był niezły. Przeniknęliby w ten sposób do systemu NSA i nie musieliby się uciekać do włamania, które prawdopodobnie dałoby się wykryć.

      Ale Wasp stwierdziła, że nie ma zamiaru siedzieć i czekać, aż ten kretyn Fuller się zbłaźni. Nie chciała być zależna od pomyłek innych. Uparła się, więc nikt nie był zdziwiony, kiedy nagle zdecydowała się przejąć dowodzenie nad całą operacją. Niektórzy zaczęli nawet protestować, ale w końcu dali za wygraną. Zobowiązali ją oczywiście do zachowania ostrożności. Wasp skrupulatnie zanotowała nazwiska operatorów systemu i wszystkie dane, które udało im się zdobyć, i poprosiła o pomoc przy tak zwanej operacji fingerprint: analizie i opisie szczegółów na temat platform serwerowych i systemów operacyjnych. A potem zamknęła się przed członkami Hacker Republic i przed całym światem. Plague miał wrażenie, że nie słucha jego rad zbyt uważnie. Powiedział jej, że nie może się posługiwać swoim nickiem i że nie powinna pracować w domu. Powinna się przenieść do jakiegoś odległego hotelu i zameldować pod fałszywym nazwiskiem, na wypadek gdyby psy gończe z NSA zwietrzyły jej trop w labiryntach sieci Tor. Ale ona oczywiście wszystko robiła po swojemu. Plague mógł tylko siedzieć przy komputerze w Sundbybergu i czekać. Był wykończony nerwowo i nadal nie miał najmniejszego pojęcia, jak to zrobiła.

      Wiedział tylko, że dokonała czegoś niesamowitego. Za oknem szalała zawierucha, a on zgarnął trochę śmieci z biurka i napisał:

      Opowiadaj! Co czujesz?

      Pustkę.

      Właśnie to czuła Lisbeth Salander. Nie spała od tygodnia, możliwe też, że o wiele za mało jadła i piła. Bolała ją głowa, oczy piekły potwornie, a ręce się trzęsły. Najchętniej trzasnęłaby komputerem o podłogę. Ale gdzieś w środku była zadowolona, choć członkowie Hacker Republic nigdy by się nie domyślili dlaczego. Była zadowolona, bo udało jej się dowiedzieć tego i owego na temat grupy przestępczej, którą próbowała rozpracować. Dzięki temu mogła udowodnić coś, co wcześniej tylko podejrzewała. Zachowała to wszystko dla siebie i dziwiła się, że tamci uwierzyli, że była gotowa się włamać do systemu NSA dla zabawy.

      Nie była nabuzowanym hormonami nastolatkiem ani idiotą, który potrzebuje kopa adrenaliny i chce pokazać, jaki jest zdolny. Jeśli już decydowała się na takie ryzyko, przeważnie miała jasno określony cel. Choć kiedyś hakerstwo rzeczywiście było dla niej czymś więcej niż tylko środkiem do celu. W najtrudniejszych chwilach dzieciństwa było dla niej ucieczką i sposobem na to, żeby uczynić życie trochę mniej przytłaczającym. Dzięki komputerom mogła przeskoczyć mury i pokonać przeszkody, które ją ograniczały. Dzięki nim doświadczała wolności. W pewnym sensie

Скачать книгу