Millennium. David Lagercrantz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 22

Millennium - David Lagercrantz Millennium

Скачать книгу

czuła? Możliwe, że się cieszyła, że zrobiła im na złość.

      Opróżniała butelkę, za oknem zawodził wiatr, a członkowie Hacker Republic wiwatowali na jej cześć. Ale nic jej to wszystko nie obchodziło. Ledwo trzymała pion. Przesunęła ręką po biurku. Obojętnie patrzyła, jak butelki i popielniczki spadają na podłogę. Pomyślała o Mikaelu Blomkviście.

      Na pewno przez alkohol. Mikael, jak to zwykle bywa z byłymi kochankami, pojawiał się w jej myślach, kiedy trochę wypiła. Prawie nie zdając sobie z tego sprawy, włamała się do jego komputera. Poziom trudności raczej nie przypominał tego z NSA. Z dawnych czasów został jej skrót, którym mogła się posłużyć. Zaczęła się jednak zastanawiać, czego w ogóle tam szuka.

      Nie obchodzi jej, prawda? Jest już historią, idiotą, który kiedyś jej się podobał i w którym przez przypadek się zakochała. Nie miała zamiaru znów popełnić tego błędu. Właściwie powinna wyłączyć komputer i nie zaglądać do niego przez kilka tygodni. Mimo to została na jego serwerze. Po chwili jej twarz pojaśniała. Pieprzony Kalle Blomkvist miał plik, który nazwał Przegródka Lisbeth, i zapisał w nim pytanie:

      Co powinniśmy myśleć o sztucznej inteligencji Fransa Baldera?

      Przeczytała je i mimo wszystko lekko się uśmiechnęła. Do pewnego stopnia miało to związek z Fransem.

      Był nerdem jak ona, zapatrzonym w kody źródłowe, procesy kwantowe i możliwości logiki. Jednak uśmiechnęła się głównie dlatego, że Mikael Blomkvist zapuścił się w te same rejony co ona. Długo się zastanawiała, czy nie wyłączyć komputera i po prostu się nie położyć, ale w końcu odpisała:

      Inteligencja Baldera nie jest ani trochę sztuczna. A jak to teraz wygląda u ciebie?

      No i co by było, Blomkvist, gdybyśmy stworzyli maszynę trochę mądrzejszą od nas?

      Następnie poszła do jednej ze swoich sypialni i tak jak stała, w ubraniu, padła na łóżko.

      Rozdział 7

      20 listopada

      W REDAKCJI STAŁO SIĘ COŚ JESZCZE. Coś niedobrego. Ale Erika nie chciała podać przez telefon żadnych szczegółów. Upierała się, że przyjdzie do niego do domu. Próbował jej to odradzić:

      – Odmrozisz sobie swój piękny tyłeczek!

      Erika nie posłuchała i gdyby nie ton jej głosu, cieszyłby się, że postawiła na swoim. Odkąd wyszedł z zebrania, bardzo chciał z nią porozmawiać, a może nawet zaciągnąć ją do sypialni i zedrzeć z niej ubranie. Coś jednak mówiło mu, że nie jest to odpowiedni moment – Erika wydawała się poruszona i wymamrotała „przepraszam”, co tylko jeszcze bardziej go zaniepokoiło.

      – Już wsiadam w taksówkę – powiedziała.

      Długo nie przyjeżdżała. Z braku lepszego zajęcia poszedł do łazienki i spojrzał w lustro. Miewał lepsze dni. Jego włosy były potargane. Potrzebowały fryzjera. Oczy miał opuchnięte i podkrążone. To wszystko wina Elizabeth George. Zaklął pod nosem, wyszedł z łazienki i trochę posprzątał.

      Przynajmniej na to Erika nie będzie mogła narzekać. Nieważne, jak długo się znali i jak blisko ze sobą byli, wciąż jeszcze się wstydził, że nie umie utrzymać porządku. Pochodził z klasy robotniczej i był kawalerem, a ona była żoną z wyższych sfer. Mieszkała w idealnym domu w Saltsjöbaden. Na pewno nie zaszkodzi, jeśli jego mieszkanie będzie wyglądało schludnie. Załadował zmywarkę, umył zlewozmywak i wybiegł ze śmieciami.

      Zdążył nawet odkurzyć w dużym pokoju, podlać kwiaty stojące na parapecie i zrobić porządek na regale z książkami i w stojaku na gazety. W końcu ktoś zadzwonił i jednocześnie zapukał do drzwi. Ten, kto czekał za drzwiami, bardzo się niecierpliwił. Otworzył i osłupiał. Erika była sztywna z zimna.

      Trzęsła się jak osika, nie tylko przez pogodę, ale i przez to, jak była ubrana. Nie miała nawet czapki. Rano tak starannie ułożyła włosy. Teraz nie było już po tym śladu, a na prawym policzku miała coś, co wyglądało na zadrapanie.

      – Jak się czujesz, Ricky? – zapytał.

      – Odmroziłam sobie swój piękny tyłeczek. Nie mogłam złapać taksówki.

      – Co ci się stało w policzek?

      – Poślizgnęłam się. Chyba trzy razy.

      Spojrzał na jej czerwono-brązowe włoskie buty na wysokim obcasie.

      – Widzę, że masz doskonałe śniegowce.

      – Absolutnie doskonałe. Nie mówiąc już o tym, że rano postanowiłam nie wkładać getrów. Genialne!

      – Wejdź, to cię rozgrzeję.

      Padła mu w ramiona i zaczęła się trząść jeszcze bardziej. Mocno ją przytulił.

      – Przepraszam – powtórzyła.

      – Za co?

      – Za wszystko. Za Sernera. Byłam idiotką.

      – Nie przesadzaj, Ricky.

      Odgarnął płatki śniegu z jej włosów i czoła i przyjrzał się ranie na jej policzku.

      – Nie, nie, wszystko ci opowiem – odparła.

      – Ale najpierw cię rozbiorę i wsadzę do wanny z gorącą wodą. Chcesz do tego kieliszek czerwonego wina?

      Chciała. Długo siedziała w wannie. Z kieliszkiem, do którego dolewał dwa albo trzy razy. Siedział obok niej na desce sedesowej i słuchał. Chociaż mówiła przykre rzeczy, było to trochę jak pojednanie, jakby przebili się przez mur, który ostatnimi czasy między sobą zbudowali.

      – Wiem, że od samego początku uważałeś mnie za idiotkę – powiedziała. – Nie protestuj, znam cię aż za dobrze. Ale musisz zrozumieć, że Christer, Malin i ja nie widzieliśmy innego wyjścia. Zatrudniliśmy Emila i Sofie i byliśmy z tego tacy dumni. Chyba się zgodzisz, że wśród reporterów nie było wtedy gorętszych nazwisk. To nam zapewniało nieprawdopodobny prestiż. Pokazaliśmy, że nie wypadliśmy z gry, i znowu zrobiło się wokół nas sporo pozytywnego szumu. W „Resumé” i „Dagens Media” ukazały się pochlebne artykuły. Było jak za dawnych czasów i szczerze mówiąc, wiele dla mnie znaczyło, że mogłam powiedzieć Sofie i Emilowi, że mogą się u nas czuć bezpiecznie. Powiedziałam, że nasza sytuacja finansowa jest stabilna. Mamy za sobą Harriet Vanger. Dostaniemy pieniądze na znakomite, wnikliwe reportaże. Pewnie się domyślasz, że ja również w to wierzyłam. A potem…

      – Potem trochę się posypało.

      – Otóż to. I nie chodziło tylko o załamanie rynku prasy i reklamy, ale również o zamieszanie w koncernie Vangera. Nie wiem, czy zdałeś sobie w pełni sprawę, jaki tam był bajzel. Czasem myślę, że był to prawie zamach stanu. Wszyscy ci cholerni skrajni konserwatyści i konserwatystki z tej rodziny, zacofani rasiści – sam

Скачать книгу