Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 6

Fjällbacka - Camilla Lackberg Saga o Fjallbace

Скачать книгу

Inicjatywa, która przysporzy wam szacunku.

      – Właśnie. Pokój na świecie to fajna rzecz, a z ekonomicznego punktu widzenia to wcale nie głupi pomysł. W perspektywie przyczyni się do zwiększenia napływu turystów i liczby miejsc pracy. Wiadomo, co to znaczy. – Sebastian podniósł rękę i potarł palcem wskazującym o kciuk. – Więcej pieniędzy w kasie gminy.

      – Oczywiście, przede wszystkim jednak to ważny projekt pokojowy – powiedział Josef. Musiał się powstrzymywać, żeby nie kopnąć Sebastiana pod stołem. Kiedy przyjmował od niego pieniądze, wiedział, że tak będzie, ale nie miał wyboru.

      Erling W. Larson z aprobatą kiwnął głową. Po skandalu z remontem Badhotellet we Fjällbace przyczaił się na jakiś czas, ale już zdążył wrócić do polityki. Dzięki temu projektowi mógłby pokazać, że nadal jest kimś, z kim należy się liczyć. Josef miał nadzieję, że Erling zdaje sobie z tego sprawę.

      – Całkiem interesujące, nie powiem – przyznał Erling. – Proszę powiedzieć coś więcej o tym, jak sobie to wyobrażacie.

      Sebastian zaczerpnął tchu, ale Josef go uprzedził:

      – To kawałek historii – powiedział, wyciągając rękę z kamieniem. – W tutejszych kamieniołomach Albert Speer kupował granit dla Trzeciej Rzeszy. Razem z Hitlerem snuł wielkie plany przekształcenia Berlina w stolicę świata, Germanię. Granit miał być przetransportowany do Niemiec i użyty do budowy. – Josef wstał i zaczął się przechadzać. Cały czas opowiadał. W uszach miał stukot butów niemieckich żołnierzy, o którym rodzice opowiadali mu z przerażeniem. – Potem nastąpił zwrot – ciągnął. – Germania nie wyszła poza stadium projektu, chociaż Hitler fantazjował o niej do ostatnich dni. Niezrealizowane marzenie, wizja wspaniałych pomników i budowli, które miały powstać kosztem milionów żydowskich ofiar.

      – Ojej, co za okropność – powiedział beztrosko Erling.

      Josef spojrzał na niego z rezygnacją. Oni tego nie rozumieją, nikt nie rozumie. Ale nie zamierzał im pozwolić zapomnieć.

      – Dużych partii granitu nie zdążyli wywieźć…

      – I teraz pojawiamy się my – przerwał mu Sebastian. – Wymyśliliśmy, że z tego granitu można produkować symbole pokoju. Można by je sprzedawać. Przy odpowiednim marketingu mogłoby to przynieść niezły zarobek.

      – A za zarobione pieniądze można zbudować muzeum historii Żydów i postawy Szwecji w kwestii żydowskiej, na przykład rzekomej neutralności podczas drugiej wojny światowej – dodał Josef.

      Usiadł, Sebastian objął go za ramiona i uściskał. Josef powstrzymał się przed zrzuceniem ręki kolegi. Uśmiechnął się sztucznie. Poczuł się tak samo jak kiedyś, na Valö. Ani wtedy, ani teraz nie miał nic wspólnego ani z Sebastianem, ani z resztą tak zwanych przyjaciół. Choćby się nie wiadomo jak wysilał, nigdy nie zostanie dopuszczony do eleganckiego świata, z którego pochodzą John, Leon i Percy. Zresztą nawet mu na tym nie zależało.

      Ale teraz potrzebował Sebastiana. To była jedyna szansa, żeby się spełniło marzenie, które snuł od wielu lat: chciał uratować żydowskie dziedzictwo i szerzyć wiedzę o zbrodniach popełnionych na narodzie żydowskim. Gotów był zawrzeć pakt choćby z diabłem, oczywiście w nadziei, że z czasem będzie mógł się go pozbyć.

      – Dokładnie tak, jak powiedział mój wspólnik – włączył się znów Sebastian – powstanie naprawdę dobre muzeum. Będą do niego pielgrzymować turyści z całego świata. A wy zyskacie na tym projekcie wizerunkowo.

      – Całkiem niegłupio – zauważył Erling. – Co o tym sądzisz? – zwrócił się do Una Brorssona, swojego zastępcy, który mimo upału włożył kraciastą flanelową koszulę.

      – Może warto się temu przyjrzeć – mruknął Uno. – Zależy, ile gmina musiałaby do tego dołożyć. Czasy są ciężkie.

      Sebastian uśmiechnął się szeroko.

      – Na pewno dojdziemy do porozumienia. Najważniejsze, że jest zainteresowanie i chęci. Sam też zainwestuję sporą kwotę.

      Ale nie mówisz im, na jakich warunkach, pomyślał Josef. Zagryzł wargi. Mógł zrobić tylko jedno: z celem przed oczami w milczeniu przyjąć, co dają. Pochylił się, żeby potrząsnąć wyciągniętą ręką Erlinga. Teraz już nie ma odwrotu.

      Niewielki ślad na czole, blizny na ciele i lekkie utykanie. To jedyne widoczne ślady po wypadku sprzed półtora roku. Straciła wtedy dziecko, którego oczekiwali z Danem, i sama o mało nie zginęła.

      A w środku… to co innego. Nadal czuła się mocno poturbowana.

      Stanęła przed drzwiami i zawahała się. Czasami było jej trudno spotykać się z siostrą. Jej wszystko się poukładało. Na Erice wypadek nie zostawił żadnych śladów, nie straciła niczego. Ją bolały i swędziały rany, ale kiedy była z Eriką, goiły się.

      Nigdy by nie przypuszczała, że rekonwalescencja potrwa tak długo. I całe szczęście, bo gdyby wiedziała, może nie odważyłaby się wyjść z apatii, w której się pogrążyła, gdy jej życie rozpadło się na tysiące kawałków. Niedawno powiedziała Erice żartem, że jest jak stara waza, z którymi miała do czynienia, gdy pracowała w domu aukcyjnym. Waza, która rozbiła się po upadku na podłogę i którą pieczołowicie sklejono. Z daleka wygląda, jakby była cała, ale kiedy się przyjrzeć bliżej, wyraźnie widać wszystkie rysy. Właściwie to wcale nie był żart. Zdała sobie z tego sprawę, gdy nacisnęła dzwonek. Tak właśnie jest. Jest rozbitą wazą.

      – Proszę! – zawołała Erika.

      Anna weszła i zrzuciła buty.

      – Zaraz przyjdę, tylko przebiorę bliźnięta.

      Anna weszła do kuchni. Czuła się tam jak u siebie. Dom należał kiedyś do jej rodziców, znała każdy kąt. Kilka lat temu stał się powodem kłótni, która omal nie doprowadziła do zerwania stosunków, ale to były inne czasy i inne realia. Teraz potrafiły nawet żartować na ten temat. Mówiły o CzL i CzpL, Czasach Lucasa i Czasach po Lucasie. Wzdrygnęła się. Kiedyś obiecała sobie uroczyście, że postara się nie wracać myślami do byłego męża i tego, co jej zrobił. Już go nie ma, zostały jej po nim dzieci, Emma i Adrian, jedyne dobro, jakie jej dał.

      – Chcesz coś do kawy? – spytała Erika, wchodząc do kuchni z bliźniakami na biodrach.

      Malcy rozjaśnili się na widok ciotki i gdy Erika postawiła ich na podłodze, pomknęli do niej i wpakowali jej się na kolana.

      – Spokojnie, zmieścicie się obaj. – Anna podniosła najpierw jednego, potem drugiego. Spojrzała na Erikę. – Zależy, co masz. – Wyciągnęła szyję, żeby zobaczyć, czym siostra chce ją poczęstować.

      – Co powiesz na babciny placek rabarbarowy z masą marcepanową? – Erika wyciągnęła rękę z ciastem w przezroczystej torebce.

      – Chyba żartujesz. W życiu nie odmówię.

      Erika ukroiła

Скачать книгу