Ogród bestii. Jeffery Deaver

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ogród bestii - Jeffery Deaver страница 23

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Ogród bestii - Jeffery  Deaver Jeffery Deaver

Скачать книгу

Letniego”.

      Ruszyli do samochodu. Willi Kohl spojrzał na własne nogi, krzywiąc się z bólu. Nawet kosztowne skórzane buty wypchane miękką owczą wełną nie pomagały jego znękanym stopom. Bruk był dla nich szczególnie okrutny.

      Nagle inspektor zauważył, że idący obok niego Janssen zwolnił.

      – Gestapo – szepnął młody człowiek.

      Skonsternowany Kohl uniósł głowę i ujrzał zbliżającego się do nich Petera Kraussa w wyświechtanym brązowym garniturze i filcowym kapeluszu w podobnym kolorze. Pół kroku za nim szli jego dwaj młodsi podwładni, mniej więcej w wieku Janssena.

      Och, tylko nie teraz! Podejrzany mógł już dotrzeć do restauracji, nieświadomy, że go namierzono.

      Krauss niespiesznie podszedł do dwóch funkcjonariuszy kripo. Minister propagandy Goebbels kazał swoim fotografom robić inscenizowane zdjęcia modelowych Aryjczyków wraz rodzinami, które później wykorzystywał w swoich publikacjach. Peter Krauss mógłby być bohaterem setek takich fotografii. Był wysokim i szczupłym blondynem. Kiedyś pracował z Kohlem, ale gestapo zaproponowało mu miejsce u siebie, ponieważ zdobył cenne doświadczenia w Departamencie 1A Kripo, który zajmował się przestępstwami politycznymi. Gdy tylko do władzy doszli narodowi socjaliści, departament został przekształcony, zmieniając się w gestapo. Krauss jak wielu Prusaków był nordykiem z domieszką krwi słowiańskiej, ale plotka głosiła, że zaproponowano mu przejście z kripo na Prinz Albrecht Strasse dopiero wówczas, gdy zmienił imię Pietr, które brzmiało zanadto słowiańsko.

      Kohl słyszał, że Krauss jest skrupulatnym śledczym, lecz nigdy nie pracowali razem; Kohl zawsze odmawiał prowadzenia spraw politycznych, a teraz kripo dostało zakaz angażowania się w dochodzenia tego rodzaju.

      – Dzień dobry, Willi – powiedział Krauss.

      – Heil. Co cię tu sprowadza, Peter?

      Janssen skinął mu głową, a funkcjonariusz gestapo uczynił to samo.

      – Dostałem telefon od naszego szefa – rzekł do Kohla.

      Czyżby miał na myśli samego Heinricha Himmlera? Całkiem możliwe, pomyślał Kohl. Miesiąc temu zwierzchnik SS podporządkował sobie wszystkie siły policyjne w Niemczech i utworzył sipo, oddział cywilny skupiający gestapo, kripo i niesławne SD, czyli wywiad SS. Himmler objął wówczas urząd szefa policji Rzeszy, który zdaniem Kohla nazwano raczej skromnie, jeśli wziąć pod uwagę, że Heinrich został najpotężniejszym stróżem prawa na ziemi.

      – Führer polecił mu utrzymać w mieście nienaganny porządek podczas olimpiady – ciągnął Krauss. – Mamy badać wszystkie poważniejsze przestępstwa w pobliżu stadionu, wioski olimpijskiej i centrum miasta i dopilnować, żeby sprawcy zostali szybko złapani. A tu proszę, morderstwo rzut kamieniem od Tiergarten. – Krauss syknął przejęty.

      Kohl otwarcie spojrzał na zegarek, pragnąc jak najprędzej znaleźć się w „Ogrodzie Letnim”.

      – Obawiam się, że musimy już iść, Peter.

      Kucając i uważnie oglądając ciało, gestapowiec rzekł:

      – Niestety, w mieście jest tylu zagranicznych dziennikarzy… trudno ich upilnować, patrzeć im na ręce.

      – Tak, tak, ale…

      – Musimy zrobić wszystko, żeby to wyjaśnić, zanim się dowiedzą. – Krauss wstał i wolno obszedł ofiarę zabójstwa. – Wiemy przynajmniej, kto to jest?

      – Jeszcze nie. Nie ma dokumentów. Słuchaj, Peter, to chyba nie ma nic wspólnego z SS ani SA, prawda?

      – Nic mi o tym nie wiadomo – odparł Krauss, marszcząc brwi. – Dlaczego pytasz?

      – Po drodze zauważyliśmy z Janssenem sporo patroli. Zatrzymywali i legitymowali różnych ludzi. Nie słyszeliśmy jednak ani słowa o żadnej operacji.

      – Ach, to nic takiego. – Śledczy gestapo machnął lekceważąco ręką. – Drobnostka związana z bezpieczeństwem. Nic, czym kripo musiałoby się przejmować.

      Kohl znów zerknął na zegarek kieszonkowy.

      – Naprawdę muszę iść, Peter.

      Funkcjonariusz gestapo wstał.

      – Został okradziony?

      – Zabrano mu wszystko, co miał w kieszeniach – rzekł ze zniecierpliwieniem Kohl.

      Krauss przez dłuższą chwilę patrzył na zwłoki, gdy tymczasem Kohl myślał tylko o podejrzanym siedzącym w „Ogrodzie Letnim” i spokojnie posilającym się sznyclem albo kiełbasą.

      – Muszę wracać – powiedział.

      – Jeszcze chwilę. – Krauss nadal oglądał ciało. Wreszcie, nie podnosząc głowy, rzekł: – Dobrze byłoby przyjąć, że zabójca jest cudzoziemcem.

      – Cudzoziemcem? No… – powiedział szybko Janssen, unosząc brwi, ale Kohl posłał mu surowe spojrzenie i młodzieniec natychmiast zamilkł.

      – O co chodzi? – zapytał go Krauss.

      – Ciekaw jestem, dlaczego pan sądzi, że to logiczne założenie – wybrnął szczęśliwie kandydat na inspektora.

      – Pusta aleja, brak dowodów tożsamości, strzelanie z zimną krwią… Kiedy jakiś czas popracuje się w tym fachu, ma się już pewne pojęcie o sprawcach morderstw tego rodzaju.

      – Jakiego rodzaju? – Kohl nie mógł się powstrzymać od zadania tego pytania. Zastrzelenie człowieka w berlińskiej alei nie było dziś niczym osobliwym.

      Krauss jednak nie odpowiedział.

      – Prawdopodobnie Rumun albo Polak. To brutalni ludzie, rzecz jasna, poza tym mają mnóstwo powodów, by mordować niewinnych Niemców. Zabójcą mógł być też Czech, oczywiście ze wschodu, nie z Sudetów. Są znani z tego, że strzelają do ludzi z tyłu.

      Podobnie jak oddziały szturmowe – miał na końcu języka Kohl, lecz powiedział tylko:

      – Czyli możemy mieć nadzieję, że sprawcą okaże się Słowianin.

      Krauss nie zareagował na wzmiankę o własnym pochodzeniu. Jeszcze raz spojrzał na zwłoki.

      – Dowiem się czegoś w tej sprawie, Willi. Polecę moim ludziom skontaktować się z A-manami pracującymi w okolicy.

      – Cieszę się, że będziemy mogli skorzystać z informatorów narodowych socjalistów. Są doskonali. I bardzo liczni.

      – Istotnie.

      Dzięki Bogu, Janssen także niecierpliwie spojrzał na zegarek,

      skrzywił się i powiedział:

      – Jesteśmy już bardzo spóźnieni na spotkanie, panie inspektorze.

      –

Скачать книгу