Dziecko ognia. S.K. Tremayne
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dziecko ognia - S.K. Tremayne страница 15
Wpatruję się w ścianę. W pustą przestrzeń.
Oczywiście nikogo tu nie ma. Tylko ja i on. Ale dlaczego odwróciłamgłowę?
Nagle jakaś część mnie chce uciekać, wydostać się stąd. Wsiąść dosamochodu i jak najszybciej wracać do Londynu. Lecz to niedorzeczne. Poprostu się wystraszyłam. Najpierw ten zając, a teraz to… Coś takiegopotrafi wytrącić z równowagi. Nie przerazi mnie ośmioletni chłopiec, mójsmutny przybrany synek, który zmaga się z traumą. Jeśli teraz wyjdę z Salonu, to będzie równoznaczne z przyznaniem się do porażki.
Muszę zostać. I jeśli nie potrafimy ze sobą rozmawiać, możemyprzynajmniej przyjacielsko pomilczeć. To byłoby coś. Mogę tutaj czytaćtak jak on. Niech przybrany syn i przybrana matka razem sobie poczytają.
Podchodzę do regału po drugiej stronie Salonu i przeglądam półki. Jamieszybko przerzuca strony swojej książki, odwrócony do mnie plecami.Słyszę szelest kartek.
Są tu książki Niny, których dotąd nie czytałam: wysokie, rzetelnetomiska o zabytkowych meblach, srebrnych zastawach, haftach.
Wysuwam jedną z nich, Konserwacja i naprawa antycznych mebli,przeglądam ją i odstawiam na miejsce, nie do końca pewna, czego szukam.Sięgam po kolejną: Wnętrza w stylu regencji – przewodnik. W końcuwybieram trzecią: Katalog angielskich mebli z czasów Wiktorii i Alberta, tom IV. Ale gdy wyciągam książkę z półki, wraz z nią wysuwasię coś innego i spada na podłogę.
To czasopismo.
Wygląda jak czasopismo plotkarskie. Czemu jest przechowywane tutaj? Z książkami Niny?
Jamie wciąż jest pogrążony w czytaniu. Imponuje mi jego zdolnośćkoncentracji. Ma to po ojcu.
Siadam w jednym z foteli Niny, z piękną nową tapicerką, przebiegamwzrokiem po okładce czasopisma i znajduję odpowiedź na swoje pytanie.Czasopismo jest sprzed ośmiu lat, a na samej górze otoczone ramkąwidnieje zdjęcie wytwornej pary. Davida i Niny.
Moje serce zaczyna bić szybciej. Czytam podpis pod fotografią:.
Nina Kerthen, córka francuskiego bankiera Sachy Valéry’ego, ze swoimmężem Davidem Kerthenem, kornwalijskim właścicielem ziemskim, dumnieprezentują swoje dziecko.
Zaglądamy do ich zabytkowego domu.
Pośpiesznie przerzucam strony. Znajduję odpowiedni dział.
Artykuł napisany jest głupawym dziennikarskim żargonem, David i Nina sąwychwalani pod niebiosa tylko za to, że są bogaci, piękni,arystokratyczni i że w życiu im się poszczęściło. Słowo „elegancki”pojawia się niemal w każdym akapicie. Same bzdury i bicie piany.
Tylko dlaczego Nina zatrzymała to czasopismo? Była bardzo inteligentna,nie czytałaby raczej takich rzeczy. Domyślam się, że zrobiła to zewzględu na dobre zdjęcia. Czasopismo zatrudniło do tego prawdziwegoprofesjonalistę. Jest tu kilka nocnych ujęć Carnhallow, ukazujących domlśniący w otoczeniu ciemnych drzew, niczym złoty relikwiarz w cienistejkrypcie.
Zdjęcia Davida i Niny są również imponujące. Zwłaszcza jedno mnieurzeka. Wpatruję się w nie przez dłuższą chwilę, zagryzam włosy,zastanawiam się.
Zdjęcie przedstawia Ninę w letniej sukience, siedzącą w atłasowymfotelu, w tym pokoju – w Żółtym Salonie – z ugiętymi nogami i złączonymikolanami. I tylko na tym zdjęciu trzyma w ramionach małego Jamiego. Tojedyna fotografia, na której widać ich syna, mimo obietnic na okładce.
Obok niej stoi David – wysoki, szczupły, ciemnowłosy, w grafitowoczarnymgarniturze – i opiekuńczo obejmuje nagie ramię żony.
To zdjęcie jest tajemniczo doskonałe. Nagle czuję potężne ukłuciezazdrości. Ramię Niny jest takie nieskazitelnie piękne. Wydaje się takadoskonała, taka godna, a równocześnie zmysłowa. Tłumię zazdrość i przyglądam się reszcie fotografii. Z jakiegoś powodu dziecko jest ledwiewidoczne. Można się jedynie domyślać, że to Jamie spoczywa w opalonychramionach matki. Ale bardzo wyraźnie widać maleńką piąstkę uniesioną nadbiałą kołderką.
Jeśli przed chwilą przyśpieszył mi puls, to teraz moje serce bijejeszcze szybciej. Bo wyczuwam, że patrzę na wskazówkę, może nawetniepokojącą albo istotną. Ale co miałaby wskazywać? Dlaczego miałaby w ogóle istnieć jakaś wskazówka. Usiłuję stłumić swoją konsternację.Zacząć racjonalnie myśleć. Nie ma żadnej tajemnicy, nie ma żadnegopowodu, żebym była wystraszona czy zazdrosna. Wszystko zostałowyjaśnione. Stan Jamiego się poprawia, choć powoli. Spędziliśmy razemdobre lato. Zajdę w ciążę. Znajdę sobie przyjaciół. Będziemy szczęśliwi.A ten martwy zając to tylko zbieg okoliczności.
– Co czytasz?
Jamie stoi obok mnie. Nie usłyszałam, kiedy wstał.
– Och – mówię, zakłopotana, i szybko wsuwam czasopismo między dwieksiążki. – To tylko jakiś magazyn. Nic ważnego. Skończyłeś czytać?Chciałbyś coś zjeść?
Ma nieszczęśliwą minę. Czy widział to czasopismo w moich rękach?Zobaczył matkę? To głupie i niewłaściwe z mojej strony, że czytałam totutaj, przy nim. Więcej tego nie zrobię.
– Wiesz co? Podgrzeję ci trochę lasagne. Tej wczorajszej, pamiętasz?Mówiłeś, że ci smakuje.
Jamie wzrusza ramionami. Paplam dalej, staram się, by ta rozmowa miałajak najwięcej sensu, choć to raczej rwany monolog. Sprawię, żebyśmywszyscy byli rodziną.
– I wtedy porozmawiamy, tak naprawdę. Może o przyszłorocznych wakacjach?Co ty na to? Spędziliśmy tu przyjemne lato, ale może w przyszłym rokuwyjedziemy za granicę, na przykład do Francji?
Milknę.
Jamie intensywnie marszczy brwi.
– Co się stało, Jamie?
Stoi przede mną w czarno-białym szkolnym mundurku i widzę silne emocje w jego oczach, smutek albo coś jeszcze gorszego.
Patrzy na mnie i w końcu mówi:
– Właściwie, Rachel, to powinnaś o czymś wiedzieć.
– O czym?
– Byłem już we Francji, z mamą. Kiedy byłem mały.
– Och. – Podnoszę się z fotela, robiąc sobie wyrzuty, choć właściwie niewiem o co; nie mogłam wiedzieć, że byli tam na wakacjach. – No cóż, tonie musi być Francja, moglibyśmy pojechać do Hiszpanii, do Portugalialbo…
Kręci głową, żeby mi przerwać.
– Myślę, że ona tam jest. We Francji. Ale teraz wraca.
– Co proszę?
– Mama! Słyszę ją.
Jest wyraźnie wzburzony, potworna rozpacz znów wynurza