Dziecko ognia. S.K. Tremayne
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dziecko ognia - S.K. Tremayne страница 14
Pochylam się, drapię ją za uchem, wyczuwam palcami kość jej czaszki. Jejfuterko ma barwę mgły nad zimowym morzem.
– Cześć, Genevieve. Idź, złap jakąś mysz, przyda nam się pomoc.
Kotka mruczy i spogląda na mnie przebiegle zielonymi oczami. Potem nagleodchodzi w stronę Starej Sali.
Znów powraca cisza.
Gdzie się wszyscy podziali?
Juliet jest pewnie u siebie. Ale gdzie jest Jamie? Ruszam w prawo, dokuchni. I tu znajduję jakieś życie. To Cassie, zajęta wyjmowaniem naczyńze zmywarki; słucha k-popu na iPodzie. Jest młodą, życzliwątrzydziestodwuletnią Tajką. Pracuje dla Kerthenów od dziesięciu lat.Niewiele ze sobą rozmawiamy. Po trochu dlatego, że jej angielski wciążjest kiepski, a po trochu dlatego, że wciąż nie wiem, jak się do niejodnosić – nie mam pojęcia, jak się zachowywać wobec „służby”. Samajestem z niższych klas. Czuję się niezręcznie. Lepiej zostawić ją w spokoju.
Ale w tej chwili bardzo pragnę z kimś porozmawiać.
Cassie mnie nie zauważa. Ma słuchawki na uszach i nuci sobie coś wesołoprzy pracy.
Zbliżam się i delikatnie dotykam jej ramienia.
– Cassie.
Wzdryga się, wystraszona, i prawie upuszcza kubek.
– Och – mówi, ściągając słuchawki. – Przepraszam, pani Rachel.
– Nie, nie, to moja wina. Wystraszyłam cię.
Jej uśmiech jest łagodny i szczery. Uśmiecham się w odpowiedzi.
– Zastanawiałam się, czy nie miałabyś ochoty na herbatę.
Spogląda na mnie przyjaźnie, zbita z tropu.
– Herbata. Mam pani zrobić herbatę?
– Nie. Pomyślałam sobie… – Wzruszam ramionami. – Pomyślałam, żemogłybyśmy sobie pogadać, no wiesz, ty i ja. Napić się herbatki i porozmawiać. Jak dwie dziewczyny. Może trochę lepiej się poznać. Ten domjest taki wielki! Można się tu zgubić.
– Herba…tki? – Jej zdziwienie jest w tej chwili oczywiste, wyczuwam w nim troskę. – Jakiś problem chce mi pani powiedzieć?
– Nie, ja tylko…
– Ja odebrać Jamiego. Wszystko okej. Jest w Salonie. Ale… jest problem?Zrobiłam coś…?
– Nie, nie! Nic w tym stylu. Pomyślałam sobie tylko, że mogłybyśmy…
To beznadziejne. Może powinnam jej powiedzieć prawdę? Posadzić ją przyfiliżance herbaty i wszystko to z siebie wyrzucić. Wszystko wyznać. Żetrudno mi się odnaleźć w nowej roli. Że przyjaciele Davida są mili, aleto jego przyjaciele, starsi, bogatsi, inni niż ja. Że Juliet jesturocza, ale schorowana, stroni od ludzi i że nie mogę ciągle jej sięnarzucać. Że właściwie nie mam z kim porozmawiać, nie mam nikogo w moimwieku i muszę czekać na powrót Davida, by odbyć z kimś ciekawąkonwersację, albo dzwonić do Jessiki do Londynu i błagać ją o strzępyplotek z mojego dawnego świata. Mogłabym powiedzieć Cassie, jak sięsprawy mają. Że ta izolacja zaczyna mi doskwierać.
Ale o żadnej z tych rzeczy nie mogę wspomnieć: uznałaby, że todziwaczne. Uśmiecham się więc szeroko i mówię:
– No cóż, to świetnie, Cassie. Wszystko jest w najlepszym porządku.Chciałam tylko sprawdzić, czy u ciebie wszystko dobrze, to wszystko.
– O tak! – Cassie śmieje się i unosi słuchawki. – Ja dobrze, jaszczęśliwa, okej, mam nową piosenkę, kocham Awoo, wie pani? Lim Kim! – Znów się śmieje i szczebiocze urywek melodii. – Mamaligosha,Mamaligotcha… alway Mamaligosha! Pomaga mi w pracy. Pani Nina mówiła,że za dużo śpiewam, ale myślę, że robiła ze mnie żart. Pani Nina byłabardzo zabawna.
Znów nasuwa słuchawki na uszy i się uśmiecha, ale ten uśmiech wydaje sięjakby smutny, wyraz twarzy jest teraz nieco ostrzejszy. Jakbym po Niniebyła czymś w rodzaju rozczarowania, choć Cassie jest zbyt miła, by mi topowiedzieć.
Znów czuję się niezręcznie. Cassie czeka, żebym sobie poszła, by mogłaspokojnie dokończyć pracę. Odpowiadam na jej gasnący uśmiech. A potem – pokonana – wychodzę z kuchni.
Poza tym niewiele mogę zrobić. Dom przygląda mi się drwiąco. Czemu sięnie zajmiesz renowacją? Kup jakiś dywan. Przydaj się na coś. Stoję w holu jak przerażony intruz. Muszę iść do Jamiego, sprawdzić, co u mojegoprzybranego syna.
Po chwili znajduję go w Żółtym Salonie. Siedzi na sofie. Nie reaguje,gdy otwieram drzwi; nawet nie drgnie. Wciąż ma na sobie szkolny mundureki jest zaczytany w jakiejś książce. Chyba dość poważnej, jak na jegowiek. Kosmyk ciemnych włosów opadł mu na czoło, jak pojedyncze ciemnepióro na śniegu. Jego uroda czasem mnie zasmuca. Nie bardzo wiemdlaczego.
– Cześć, jak tam w szkole?
W pierwszej chwili nie reaguje, a potem odwraca się w moją stronę i marszczy brwi, jakby usłyszał o mnie coś dziwnego, ale jeszcze tego dokońca nie rozgryzł.
– Jamie?
Wciąż marszczy brwi, ale odpowiada.
– Było w porządku. Dziękuję.
Potem znów skupia się na książce, zupełnie mnie ignorując. Otwieramusta, żeby coś powiedzieć, lecz uświadamiam sobie, że ja też nie mam nicdo powiedzenia mojemu przybranemu dziecku. Miotam się. Nie wiem, jak doniego dotrzeć, jak znaleźć wspólny temat, jak stworzyć więź. Nie umiemjej stworzyć z nikim. Nie wiem, jak rozmawiać z Cassie ani co powiedziećJamiemu. Równie dobrze mogę zacząć mówić do siebie.
Zwlekam, stojąc przy regale, i staram się wymyślić jakiś temat, któryzainteresowałby mojego przybranego syna. Jednak to Jamie odzywa siępierwszy.
– Dlaczego?
Ale nie mówi do mnie. Wpatruje się w wielki obraz wiszący na ścianienaprzeciw sofy. To ogromna abstrakcja, kolumna złożona z poziomych smug,mgliste, pulsujące barwy, niebieski, czerń, zieleń.
Nie przepadam za tym obrazem; to jedyny zakup Niny, którego niepochwalam. Kolory są piękne i nie wątpię, że kosztował wiele tysięcy,ale te barwy mają ewidentnie przedstawiać wybrzeże, tu, przy Morvellan: zielone pola, niebieskie niebo, a pomiędzy nimi czarne budynki kopalni.Jest w tym coś dominującego i złowrogiego. Pewnego dnia zdejmę tenobraz. Teraz to mój dom.
Jamie wciąż sztywno wpatruje się w płótno. A potem znów sam do siebiepowtarza, jakby nie było mnie w pokoju:
– Dlaczego?
Podchodzę bliżej.
– Co dlaczego, Jamie?
Nie odwraca się w moją stronę. Wciąż rozmawia z kimś, kogo nie ma.
– Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?
Zatopił się