Dziecko ognia. S.K. Tremayne

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziecko ognia - S.K. Tremayne страница 18

Dziecko ognia - S.K. Tremayne Thriller psychologiczny

Скачать книгу

– David i Cassie – wyruszyła do budynkunadszybia. Stwierdzili, że drzwi są uchylone. David poświecił latarką w głąb szybu. Nie znaleziono zwłok, ale istotny, melancholijny dowód. Nawodzie unosił się płaszcz przeciwdeszczowy Niny. Miała go na sobie, gdywychodziła z domu. Z pewnością wpadła do szybu i zrzuciła płaszcz,próbując się ratować. W końcu jednak się poddała. W lodowatej wodzieczłowiek szybko się wychładza i opada na dno.

      Ten płaszcz przeciwdeszczowy był wstępnym i kluczowym dowodem. Dwa dnipo wypadku płetwonurkowie znaleźli ślady krwi i połamane paznokcie namurze szybu, tuż nad powierzchnią czarnej wody. Znaleźli też kosmykiwłosów. DNA było zgodne: to była krew Niny Kerthen, jej połamanepaznokcie, jej włosy. Dowody wskazywały na desperackie próby wydostaniasię z szybu, na walkę skazaną na klęskę. Tych dowodów nie można byłosfałszować ani podrzucić.

      W zestawieniu z relacją naocznego świadka, Juliet Kerthen, sprawawydawała się rozstrzygnięta. Lekarz sądowy wydał orzeczenie o śmierciwskutek nieszczęśliwego wypadku. Nina Kerthen była pijana, nie potrafiłatrzeźwo ocenić sytuacji i dlatego wpadła do Szybu Jerozolimskiegokopalni Morvellan i utonęła. Jej ciało pochłonęła lodowata woda i prawdopodobnie nigdy nie zostanie ono odnalezione: zniknęło w którymś z niezliczonych tuneli i sztolni, niesione nieprzewidywalnymi pływami i prądami. Na zawsze uwięzione pod Carnhallow i Morvellan.

      Przeszywa mnie dreszcz. Wiatr od zatoki się nasila, niesie zapowiedźdeszczu. Muszę załatwić swoje sprawy i wracać do domu. Rzucam do koszapusty kubek, idę na dół zrobić zakupy i jestem gotowa w siedemnaścieminut. Przynajmniej tyle mam z oszczędności, której nauczyło mnie życiew biedzie. To pozostałość Rachel Daly z południowo-wschodniego Londynu.Rzadko daję się ponieść w supermarkecie.

      Wjeżdżając na główną drogę, ostatni raz spoglądam na St Michael’s Mount,gdzie promienie wrześniowego słońca oświetlają tropikalny ogród StLevanów, rodu o pięćset lat młodszego niż Kerthenowie.

      A potem chmury się rozstępują i słońce świeci na nas wszystkich. Towtedy uświadamiam sobie, co muszę zrobić. Wierzę w to, co powiedział miDavid, ale to nie zmienia faktu, że Jamie potrzebuje pomocy. Mójprzybrany syn budzi we mnie lęk i muszę to wyjaśnić: muszę go wyczuć,rozszyfrować, zrozumieć. Może David nie musi wiedzieć więcej. Ale jatak.

      102 dni przed Bożym Narodzeniem

      Popołudnie

      Minął tydzień, nim zebrałam się na odwagę, by tutaj wejść. Do gabinetuDavida. Może tu dowiem się więcej o Jamiem. Mój mąż wrócił z Londynu i znów wyjechał, mijały coraz krótsze dni, odwoziłam Jamiego do szkoły,rozmawiałam z ogrodnikiem i czytałam książki o intarsjach, stolarce i kamieniarstwie. I wahałam się kilkanaście razy na progu tychimponujących drzwi.

      W domu nikogo nie ma. Jamie wciąż jest w szkole, Cassie pojechała nazakupy. Juliet spotyka się dziś z przyjaciółkami w St Ives. A więc muszęzrobić to teraz. Wiem, że robię to za plecami Davida, ale żałoba w tymdomu jest zbyt przytłaczająca, bym dalej zadawała pytania wprost. Tozbyt bolesne dla wszystkich. Muszę więc robić to subtelniej.Dyskretniej.

      Ukośne promienie jesiennego słońca tworzą bursztynową plamę światła nalśniących deskach podłogi. Deskach, które skrzypią, gdy się zbliżam i otwieram drzwi.

      Byłam w tym przestronnym, pachnącym cedrowym drewnem pokoju zaledwiekilka razy i zawsze w obecności Davida. Teraz rozglądam się po nim z podziwem i respektem. Na pokrytych boazerią ścianach wisi kilka starychportretów. Nieudolne, toporne portrety patriarchów rodu Kerthenów: bogatych mężczyzn, którzy mogli wynająć tylko bardzo prowincjonalnychmalarzy.

      Wiem, że największy i najmroczniejszy z tych portretów ukazuje JagoKerthena, człowieka, który w latach dwudziestych osiemnastego wiekukazał wykopać Szyb Jerozolimski. Według Davida uchodził za surowego,wręcz brutalnego. Skazywał na śmierć swoje oddziały chętnychKornwalijczyków z łojowymi świeczkami przyklejonymi do kapeluszy,posyłając ich w ryzykowne rejony kopalń i nie dając im wytchnienia ani w dzień, ani w nocy. Na oprawionym w złote ramy portrecie bladoniebieskieoczy Jago Kerthena błyszczą chciwością; może i malarz był nieudolny, aleudało mu się dobrze uchwycić to spojrzenie. Niemniej to właśnieprzerażająca zachłanność Jago Kerthena na początku osiemnastego wiekupozwoliła zamienić rodzinie tysiące w miliony.

      David powiesił portret w taki sposób, że Jago spogląda przez strzelisteokna na dolinę Carnhallow i ledwie widoczne czarne kształty kopalniMorvellan. I dalej, gdzieś na połyskujący bezmiar morza. Chciwy i porywczy Jago Kerthen spogląda na tę samą kopalnię, którą kazał wykuć w granicie.

      Nie mam żadnych wątpliwości, że umieszczenie tego obrazu w tym miejscunie jest przypadkowe.

      Reszta gabinetu też bardzo pasuje do Davida. Kilka abstrakcji, chybanawet jeden Mondrian. Na podłodze leżą miękkie azerskie dywany, któremój mąż tak lubi, ponoć lepsze od tureckich czy perskich. Gdy na niespoglądam, słyszę niemal, jak David beztrosko wyjaśnia: „Ach, te dywany.Kupiłem je w Baku”.

      Dominującym elementem w gabinecie jest wielkie solidne biurko,ewidentnie bardzo stare. Podchodzę bliżej, tłumiąc poczucie, że robięcoś niewłaściwego, że nie powinno mnie tutaj być. Że jestem wścibska.

      Na biurku stoi nowy laptop Apple, wymownie zamknięty; obok niegoznajdują się wojskowe pamiątki po wszystkich Kerthenach, którzy braliudział w wojnach prowadzonych przez Anglików. Są tu medale zespłowiałymi szarfami z wojny krymskiej i wojny na Półwyspie Iberyjskim,a obok nich stary zardzewiały rewolwer, na którym wciąż widać śladybłota – domyślam się, że z pierwszej wojny światowej. I jeszcze długilśniący miecz z pozłacaną rękojeścią. Przyglądam mu się uważnie i widzęwygrawerowany napis: „Harry St John Tresillian Kerthen, Paardeberg,1900”.

      Po drugiej stronie tego wielkiego biurka stoją trzy zdjęcia. Zestawionerazem, przechylone zdjęcie mnie i Davida i takie, na którym jest z Niną.Oba zrobiono na ślubach. Usiłuję ich nie porównywać – zwiewne piękno jejsukni ślubnej w porównaniu z moją prostą letnią sukienką, dostojeństwouroczystości ślubnych Niny w porównaniu z moją skromną londyńskąimprezą. Opieram się pokusie, by położyć zdjęcie Niny odwrotną stroną nablacie.

      Trzecia fotografia w srebrnych ramkach przedstawia Jamiego w wiekuczterech czy pięciu lat. Śmieje się radośnie w skąpanej w słońcu kuchni,tu w Carnhallow. To wzruszający, piękny obraz: Jamie spogląda naukochaną matkę, która najwyraźniej go rozśmieszyła. Nina znajduje sięniemal poza kadrem. Jamie wydaje się na wskroś szczęśliwy, nigdy gotakim nie widziałam. Nigdy nie poznałam tego roześmianego, szczęśliwegochłopca, tak beztroskiego, nim umarła jego matka.

      Uczucie utraty aż wibruje w tym gabinecie, niczym na nowo otwarta rana w samym sercu Carnhallow. I mam wrażenie, że to ja jestem odłamkiemtkwiącym w ciele. Że to przeze mnie ten ból jest przeżywany na nowo.

      Robię to jednak z najlepszymi intencjami: chcę pomóc Jamiemu. A więcbędę kontynuować. Przechodzę przez pokój i przyglądam się regałom. Byłamtu już wcześniej i wiem, że jeden z nich jest poświęcony Jamiemu.Zawiera wszystko, od ocen postępów w nauce po znaczki za osiągnięciapiłkarskie. Ostatnio, gdy byłam tu z Davidem, widziałam, jak wyciągałdokumentację medyczną Jamiego.

      Przesuwam dłonią po półce. Szkolne zdjęcie. Jakieś zeszyty do ćwiczeń.Świadectwa szczepień. Grupa krwi A. Akt urodzenia, trzeciego marca.Złota gwiazdka z angielskiego w drugiej klasie. Zatrzymuję się nad jakąśnieopisaną

Скачать книгу