Dziecko ognia. S.K. Tremayne

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziecko ognia - S.K. Tremayne страница 7

Dziecko ognia - S.K. Tremayne Thriller psychologiczny

Скачать книгу

A przecież mieszkamy razem od kilku tygodni.

      Nie chcę pozwolić, by to mnie wytrąciło z równowagi. Chłopiec dziwniesię zachowuje, ale wiem, że wciąż opłakuje matkę.

      Na domiar złego właśnie wychodzi inna matka z synkiem i mija nas nachodniku. Nie wiem, kim jest ta kobieta. W Kornwalii nie znam nikogo.Ale nic nie poradzę na tę izolację, jeśli ludzie uznają mnie zadziwaczkę, jeśli pomyślą, że tutaj nie pasuję. Uśmiecham się więc doniej szeroko i mówię zbyt głośno:

      – Cześć, jestem Rachel! Przybrana matka Jamiego!

      Kobieta spogląda na mnie, potem na mojego przybranego syna. Jamie wciążstoi bez ruchu i wbija we mnie wzrok.

      – Eee… no tak… Cześć. – Kobieta lekko się rumieni. Ma ładną okrągłątwarz, akcent z wyższych sfer, dźwięczny głos. Wydaje się zakłopotanazachowaniem tej dziwnej, krzykliwej kobiety i jej nieufnego pasierba. I w sumie ma rację. – Na pewno się jeszcze spotkamy – mówi. – Ale… teraznaprawdę muszę już iść.

      Odchodzi pośpiesznie ze swoim synkiem, odwraca się w moją stronę i zezdziwieniem marszczy brwi. Pewnie współczuje temu wystraszonemu chłopcuz macochą idiotką. Z przylepionym do twarzy uśmiechem odwracam się doprzybranego syna.

      – Cześć, Jamie! Wszystko w porządku? Jak tam mecz?

      Długo jeszcze będzie tak stał jak wryty i milczał? Nie zniosę tego. Tadziwna sytuacja ciągnie się jeszcze przez kilka bolesnych sekund. W końcu Jamie się odzywa.

      – Dwa do zera. Wygraliśmy.

      – Świetnie, fantastycznie!

      – Rollo strzelił karnego, a potem główką.

      – To wspaniale! Opowiesz mi więcej w drodze do domu. Wsiądziesz?

      Kiwa głową.

      – Dobra.

      Rzuca torbę na tylne siedzenie, wsiada, zapina pas, a potem, gdyuruchamiam silnik, wyciąga z torby książkę i zaczyna czytać. Znów mnieignoruje.

      Zmieniam bieg, skręcam ciasno za róg, próbuję się skupić na wąskichdróżkach, ale jego zachowanie nie daje mi spokoju. Teraz, gdy się nadtym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że nie po raz pierwszy w ciąguostatnich kilku tygodni Jamie zachował się dziwnie, jakby był wobec mniepodejrzliwy. Tym razem jednak rzuca się to w oczy najbardziej.

      Skąd ta zmiana? Kiedy poznałam go w Londynie, był rozmowny i roześmiany.Pierwszego dnia świetnie się ze sobą dogadywaliśmy. To właśnie tamtegodnia naprawdę się zakochałam w jego ojcu. To, jak ze sobą rozmawiali,ich miłość i zrozumienie, żarty i wzajemny szacunek, wspólny ból,którego próbowali nie okazywać – wszystko to mnie wzruszyło i wywarło namnie wielkie wrażenie. Kompletne przeciwieństwo mnie i mojego ojca. I znowu zapragnęłam ojcowskiej miłości dla mojego dziecka. Chciałam, żebyojciec moich dzieci był dokładnie taki jak David. Żeby to on nim był.

      Łączył nas już seks, pożądanie i przyjaźń – David zdążył mnie oczarować— ale to Jamie sprawił, że te uczucia skrystalizowały się w miłość dojego ojca.

      Uświadamiam sobie jednak, że odkąd zamieszkałam w Carnhallow, Jamiecoraz bardziej zamyka się w sobie. Stał się pełen rezerwy, a możeczujny. Jakby mnie oceniał. Jakby wyczuwał, że coś jest ze mną nie tak.

      W tej chwili mój przybrany syn w milczeniu przygląda mi się w lusterku.Ma wielkie bladofiołkowe oczy, jest naprawdę pięknym chłopcem,obdarzonym wyjątkową urodą.

      Czy to mnie czyni płytką? Że uroda Jamiego Kerthena sprawia, iż łatwiejmi go kochać? Jeśli tak, to niewiele mogę na to poradzić. Piękne dzieckoto potężna sprawa, niełatwo mu się oprzeć, i wiem również, że pod tąchłopięcą urodą skrywa się prawdziwa rozpacz, co tylko sprawia, że czujęmiłość ze zdwojoną siłą. Nigdy mu nie zastąpię straconej matki, ale napewno potrafię złagodzić jego samotność.

      Kosmyk czarnych włosów opada na jego białe czoło. Gdyby był moim synem,odgarnęłabym go. W końcu się do mnie odzywa.

      – Kiedy tata znowu wyjeżdża?

      – W poniedziałek rano, jak zwykle – odpowiadam pośpiesznie. – Pojutrze.Ale nie będzie go tylko kilka dni. Pod koniec tygodnia przylatuje doNewquay. To niedługo, naprawdę niedługo.

      – Ach, w porządku. Dziękuję, Rachel. – Wzdycha ciężko. – Chciałbym, żebytata przyjechał na dłużej do domu. Żeby ciągle nie wyjeżdżał.

      – Wiem, Jamie. Ja też.

      Pragnę powiedzieć coś bardziej konstruktywnego, ale nasze nowe życiejest, jakie jest: David wyjeżdża do Londynu w każdy poniedziałek rano i wraca w piątek wieczorem. Lata samolotem z lotniska w Newquay. Pędzi dodomu swoim srebrnym mercedesem po A30, pokonuje ostatnie mile krętymidróżkami przez wrzosowiska.

      To bardzo męczący harmonogram, lecz te długie dojazdy co tydzień tojedyny sposób, by David mógł utrzymać swoją lukratywną pracę w Londyniei równocześnie mieszkać z rodziną w Carnhallow, na co jest całkowiciezdecydowany. Bo Kerthenowie mieszkają w Carnhallow od tysiąca lat.

      Jamie się nie odzywa. Dojazd krętymi drogami zajmuje nam dwadzieściapięć minut. W końcu jesteśmy w słonecznym Carnhallow i mój przybrany synapatycznie wysiada z mini, wlokąc za sobą torbę. Znów czuję, że powinnamcoś powiedzieć. Dalej próbować. W końcu pojawi się między nami więź. A więc paplam, szukając kluczy:

      – Może opowiesz mi coś jeszcze o meczu? Moją drużyną była Millwall, tamsię wychowałam, nigdy nie byli za dobrzy… – Nagle się waham. Jamiemarszczy brwi. – O co chodzi, Jamie?

      – O nic – odpowiada chłopiec. – To nic takiego.

      Przekręcam klucz i popycham ogromne drzwi. Ale Jamie znów wpatruje sięwe mnie z tym samym oszołomieniem, jakby z niedowierzaniem. Jakbym byłaupiorną postacią z książki z obrazkami, która w jakiś niewytłumaczalnysposób ożyła.

      – W sumie to muszę ci coś powiedzieć.

      – Co takiego, Jamie?

      – Dziś w nocy miałem naprawdę dziwny sen.

      Kiwam głową, znów próbuję się uśmiechnąć.

      – Ach tak?

      – Tak. O tobie. Byłaś…

      Urywa. Ale nie mogę do tego dopuścić. Sny są ważne, zwłaszcza te z dzieciństwa. To podświadome lęki, które wypływają na powierzchnię.Pamiętam własne. O ucieczce, desperackiej ucieczce przedniebezpieczeństwem.

      – Jamie, o czym był ten sen?

      Zakłopotany, przestępuje z nogi na nogę. Jak ktoś, kogo przyłapano nakłamstwie.

      Ale oczywiście to nie jest żadne kłamstwo.

      – Był okropny. Ten sen. Byłaś tam i… i… – waha się, potem kręci głową,wbija wzrok w płytki podłogi. – I miałaś krew

Скачать книгу