Zanim umrę. Jenny Downham

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zanim umrę - Jenny Downham страница 13

Zanim umrę - Jenny  Downham Seria WNK

Скачать книгу

wzdycha i odchodzi. Cal i ja podążamy za nią.

      Była jedyną dziewczyną w klasie, która nie przestraszyła się mojej choroby. Tylko ona potrafi zachowywać się tak, jakby nie było napadów, nikt nikogo nie zadźgał nożem, autobusy nie wjeżdżały nigdy na chodnik, a choroby nie istniały. Kiedy jestem z Zoey, czuję, że wszyscy się mylą i wcale nie umieram. To ktoś inny jest chory.

      – Zakręć tyłkiem – rozkazuje mi przez ramię. – No, dalej, ruszaj biodrami, Tesso!

      Ta kiecka jest naprawdę krótka. Słyszę dźwięk klaksonu, grupa chłopaków gapi się na moje cycki i tyłek. Nie odrywają od nich wzroku.

      – Dlaczego musisz robić to, co ona ci każe? – pyta Cal.

      – Bo tak chcę.

      Zoey jest zachwycona. Czeka na nas i bierze mnie pod rękę.

      – Wybaczam ci – mówi.

      – Co?

      Nachyla się i szepcze konspiracyjnie:

      – Twoje okropne zachowanie po tym beznadziejnym seksie z Jakiem.

      – Nie zachowywałam się okropnie.

      – Właśnie że tak, ale już ci wybaczyłam.

      – Niegrzecznie jest szeptać! – oburza się Cal.

      Zoey wypycha go do przodu i przyciąga mnie do siebie.

      – Powiedz, jak daleko jesteś gotowa się posunąć? – pyta. – Zrobisz sobie tatuaż, jeśli ci każę?

      – Tak.

      – Spróbujesz narkotyków?

      – Jasne.

      – Powiesz temu gościowi, że go kochasz?

      Facet, którego mi pokazuje, jest łysy i starszy od mojego taty. Wychodzi z kiosku i zdziera celofan z paczki papierosów. Opakowanie spada na ziemię.

      – Tak.

      – Więc zrób to.

      Mężczyzna wyjmuje papierosa, zapala go i zaciąga się dymem. Podchodzę, a on się odwraca w moją stronę z lekkim uśmiechem. Pewnie spodziewał się kogoś znajomego.

      – Kocham cię – mówię.

      Marszczy brwi. Dostrzega chichoczącą Zoey.

      – Spadaj – warczy. – Cholerna idiotka.

      Jest fantastycznie. Obejmujemy się z Zoey i śmiejemy do rozpuku. Cal krzywi się zniesmaczony.

      – Możemy stąd iść? – pyta.

      Na rynku jest tłum. Wszyscy się przepychają, jakby mieli same pilne sprawy do załatwienia. Stare, grube kobiety poszturchują mnie koszykami na zakupy, wszędzie pełno rodziców z dziećmi. Staję pośrodku w szarym świetle dnia i czuję się tak, jakbym śniła. Nie mogę się poruszyć, mam wrażenie, że stopy przyrosły mi do chodnika, a nogi są z ołowiu. Obok przechodzą chłopcy z kapturami naciągniętymi na głowę i twarzami pozbawionymi wyrazu. Mijają mnie dziewczyny, z którymi kiedyś chodziłam do jednej klasy. Nikt mnie nie poznaje; już tyle czasu minęło od mojego ostatniego pobytu w szkole. Powietrze jest przesycone zapachem hot dogów, hamburgerów i cebuli. Wszystko jest na sprzedaż – pieczone kurczaki powieszone za nogi, flaki i podroby wywalone na tacach, rozcięte świniaki ukazujące żebra. Tkaniny, wełna, koronki i zasłony. Na stoisku z zabawkami podskakują szczekające pieski, a żołnierzyki grają na cymbałkach. Handlarka uśmiecha się do mnie i pokazuje wielką plastikową lalkę owiniętą celofanem.

      – Oddam za dziesiątaka, złotko.

      Odwracam się, udając, że nie słyszałam.

      Zoey patrzy na mnie karcąco.

      – Miałaś się zgadzać na wszystko. Następnym razem kupisz to, co ci zaproponują, tak?

      – Tak.

      – Dobrze. Wracam za chwilę – mówi i znika w tłumie.

      Nie chcę jej tracić z oczu. Potrzebuję jej. Jeśli zaraz się nie pojawi, jedynym osiągnięciem tego dnia będzie przejażdżka na karuzeli i kilka gwizdów chłopaków mijanych w drodze na rynek.

      – Dobrze się czujesz? – pyta Cal.

      – Tak.

      – Źle wyglądasz.

      – Nic mi nie jest.

      – A ja się nudzę.

      Niedobrze, bo jeśli zaraz powie, że chce do domu, będę musiała się zgodzić.

      – Zoey zaraz wróci. Możemy pojeździć autobusem po mieście i zajrzeć do magicznego sklepiku.

      Cal wzrusza ramionami i wpycha ręce do kieszeni.

      – Na pewno się nie zgodzi.

      – Pooglądaj sobie zabawki.

      – Są głupie.

      Jak to? Przychodziłam tu dawniej z tatą, żeby je zobaczyć. Wydawały mi się wtedy zachwycające.

      Wraca Zoey. Jest wkurzona.

      – Scott łże jak pies.

      – Kto?

      – Scott. Mówił, że pracuje na stoisku, ale nigdzie go nie ma.

      – Ten ćpun? Kiedy z nim rozmawiałaś?

      Zoey patrzy na mnie, jakbym była wariatką, i ponownie się oddala. Podchodzi do mężczyzny stojącego przy straganie z owocami i przechyla się przez ladę, żeby z nim porozmawiać. Facet wlepia wzrok w jej piersi.

      Podchodzi do mnie jakaś kobieta. Niesie kilka plastikowych toreb. Patrzy mi prosto w oczy, a ja nie odwracam wzroku.

      – Dziesięć kawałków wieprzowiny, trzy paczki wędzonego boczku i pieczony kurczak – szepcze. – Bierzesz?

      – Tak.

      Podaje mi torbę i drapie się po nosie, kiedy szukam pieniędzy. Daję jej pięć funtów, a ona grzebie w kieszeni i wydaje mi dwa.

      – Prawdziwa okazja – oznajmia.

      Cal wygląda na wystraszonego.

      – Dlaczego to zrobiłaś?

      – Cicho bądź – mówię, bo nie muszę przecież być zadowolona ze wszystkiego, na co się dzisiaj zgadzam. Zostało mi tylko dwanaście funtów i rozważam, czy mogę nieco zmienić zasady i zgadzać się tylko na to, co jest dostępne za darmo. Krew ścieka z torby na moje stopy. Zastanawiam się, czy muszę zatrzymać wszystko,

Скачать книгу