Zanim umrę. Jenny Downham

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zanim umrę - Jenny Downham страница 10

Zanim umrę - Jenny  Downham Seria WNK

Скачать книгу

że tak. Krytykujesz sposób, w jaki umieram. Codziennie przychodzisz do mnie i każesz mi wstać albo wziąć się w garść. Teraz wymyśliłeś powrót do szkoły. To śmieszne!

      Przechodzę przez pokój, podnoszę jego kapcie i wkładam je. Są za duże, ale to nic. Tata opiera się na łokciach i spogląda na mnie. Ma taką minę, jakbym go uderzyła.

      – Nie odchodź. Dokąd idziesz?

      – Byle dalej od ciebie.

      Z przyjemnością trzaskam drzwiami. Może sobie wziąć moje łóżko. Proszę bardzo. Niech tam leży i gnije.

      ROZDZIAŁ ÓSMY

      Chłopak jest zaskoczony, kiedy wystawiam głowę zza płotu i wołam go. Jest starszy, niż myślałam. Wygląda na osiemnaście lat. Ma ciemne włosy i zarost.

      – Tak?

      – Mogę coś dorzucić do ogniska?

      Powoli idzie w moją stronę i przeciera dłonią czoło, jakby było gorąco. Ma brudne paznokcie i liście we włosach. Nie uśmiecha się. Podnoszę do góry dwa pudełka po butach, żeby mógł je zobaczyć. Sukienkę Zoey przewiesiłam przez ramię niczym flagę.

      – Co tam jest?

      – Głównie papiery. Mogę je przynieść?

      Wzrusza ramionami, jakby mu to było obojętne, więc przechodzę przez furtkę i niski mur oddzielający nasze domy. Mijam jego ogród i idę za dom. Czeka tam na mnie i przytrzymuje furtkę. Waham się.

      – Jestem Tessa.

      – Adam.

      Podążamy w milczeniu ścieżką. Wiem, co sobie teraz myśli. Że rzucił mnie chłopak i chcę spalić jego listy. Na pewno nie dziwi się, że mnie to spotkało, bo wyglądam jak szkielet i mam łysą czaszkę. Spodziewam się ogniska, ale widzę tylko kupkę tlących się liści i gałązek. Dwa pełgające płomyki budzą jednak nadzieję.

      – Liście były wilgotne – mówi. – Papier roznieci ogień.

      Otwieram pierwsze pudełko i odwracam je do góry nogami.

      Od dnia, w którym zauważyłam pierwszą rysę na plecach, do chwili, kiedy lekarze dali za wygraną, czyli dwa miesiące temu, pisałam dziennik. Cztery lata żałosnego optymizmu idzie z dymem – piękny płomień! Kartki z życzeniami powrotu do zdrowia zwijają się na rogach, kruszą i obracają w proch. W ciągu czterech długich lat można zapomnieć imiona znajomych. Była taka pielęgniarka, która rysowała karykatury lekarzy i wieszała je przy moim łóżku, żeby mnie rozśmieszyć. Nie pamiętam, jak się nazywała. Louise? Miała inwencję. Ogień wypluwa iskry, które strzelają w stronę drzew.

      – Zrzucam ciężar – oznajmiam Adamowi.

      Ale on mnie chyba nie słucha. Taszczy jakieś gałęzie po trawie.

      Największą odrazę budzi we mnie zawartość drugiego pudła. Są tam zdjęcia, które oglądałam razem z tatą, rozkładając je na szpitalnym łóżku.

      „Wyzdrowiejesz – powtarzał, przesuwając palcem po fotografii przedstawiającej mnie w wieku jedenastu lat. Świadoma swojego wyglądu dziewczynka w szkolnym mundurku. Pierwszy dzień w szkole średniej. – A tu jesteś w Hiszpanii – mówił. – Pamiętasz ten wyjazd?”.

      Byłam szczupła, opalona i pełna nadziei. Po raz pierwszy przechodziłam remisję. Jakiś chłopak gwizdnął na mój widok na plaży. Tata zrobił to zdjęcie w przekonaniu, że nie będę chciała zapomnieć pierwszego gwizdnięcia. Teraz chcę.

      Nagle nachodzi mnie ochota, aby pobiec do domu i przynieść coś jeszcze. Ubrania, książki.

      – Mogę wpaść następnym razem, kiedy będziesz coś palił? – pytam.

      Adam przytrzymuje butem koniec gałęzi i łamie ją nad ogniem.

      – Dlaczego pozbywasz się wszystkich rzeczy?

      Zwijam w kłębek sukienkę Zoey; mieści się w mojej dłoni. Rzucam ją w ogień. Materiał rozbłyskuje, zanim ulega unicestwieniu. Topi się jak plastik.

      – Niebezpieczna kiecka – stwierdza Adam i patrzy mi prosto w oczy, jakby czegoś się domyślał.

      Materia składa się z cząsteczek. Im bardziej solidna wydaje się jakaś rzecz, tym większa jest gęstość tworzących ją cząsteczek. Ludzie robią wrażenie posiadających solidną konstrukcję, tymczasem w środku mają wodę. Może przebywanie zbyt blisko ognia wpływa na układ moich cząsteczek, bo nagle zaczyna kręcić mi się w głowie, czuję się lżejsza. Nie wiem, co mi jest – może to z powodu złego odżywiania się – ale odnoszę wrażenie, że nie jestem osadzona w ciele. Ogród nieoczekiwanie się rozjaśnia. Podobnie jak iskry strzelające z ogniska i osiadające na moich włosach oraz ubraniu zgodnie z prawem grawitacji, wszystkie ciała, które zostały wyrzucone w górę, muszą upaść na ziemię.

      Nagle odkrywam, że leżę na trawie i patrzę w górę na bladą, otoczoną chmurami twarz Adama. Przez chwilę nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co się stało.

      – Nie ruszaj się – mówi. – Chyba zemdlałaś.

      Chcę coś powiedzieć, ale nie mogę sprawnie poruszać językiem. Znacznie łatwiej jest po prostu leżeć.

      – Masz cukrzycę? Potrzebujesz cukru? Mam colę.

      Siada obok i czeka, aż się podniosę. Częstuje mnie napojem. Zaczyna mi szumieć w głowie, kiedy cukier dociera do mózgu. Czuję się niesamowicie lekko, jak duch, a jednocześnie jestem w lepszym humorze. Oboje wpatrujemy się w ogień. Zawartość moich pudełek spłonęła; kartony obróciły się w zwęglone szczątki. Sukienka zamieniła się w popiół. Z ogniska został tylko żar, dostatecznie jasny, żeby przyciągnąć ćmę. Głupi owad tańczy nad żarzącymi się patykami. Kiedy trąca je skrzydełkami, w jednej chwili obraca się w proch. Patrzymy w miejsce, w którym zniknęła ćma.

      – Dużo pracujesz w ogrodzie – mówię.

      – Lubię to.

      – Obserwuję cię. Widzę przez okno, jak kopiesz i tak dalej.

      – Obserwujesz mnie? Dlaczego? – Adam wygląda na zaniepokojonego.

      – Lubię na ciebie patrzeć.

      Marszczy brwi, jakby usiłował zrozumieć, co mam na myśli. Odnoszę wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale zamiast tego odwraca głowę i spogląda na ogród.

      – Mam zamiar założyć ogródek warzywny w tamtym rogu – oznajmia. – Posadzę groszek, kapustę, sałatę, fasolę. Wszystko, co mi wpadnie w ręce. Robię to bardziej dla mamy niż dla siebie.

      – Dlaczego?

      Wzrusza ramionami i patrzy na okna, jakby mówienie o niej mogło ją przywołać.

      – Lubi

Скачать книгу