Zanim umrę. Jenny Downham
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zanim umrę - Jenny Downham страница 5
– Idziemy – oznajmiam.
Wchodzę po schodach za Jakiem. Dodaję sobie odwagi, skupiając wzrok na jego rozkołysanych biodrach. Czuję się nieswojo, mam zawroty głowy i trochę mnie mdli. Nie sądziłam, że podążanie korytarzem za facetem skojarzy mi się ze szpitalem. Może jestem zmęczona. Próbuję przypomnieć sobie, jak powinnam postępować, kiedy jest mi niedobrze – przede wszystkim muszę zaczerpnąć świeżego powietrza, otworzyć okno albo wyjść na zewnątrz, jeśli to możliwe. Następnie należy zrobić coś, co odwróci moją uwagę od mdłości, może być to cokolwiek, byle udało mi się skoncentrować na czymś innym.
– Tutaj – mówi Jake.
Widzę zwyczajną sypialnię, nic specjalnego – mały pokoik z biurkiem, komputerem, książkami rozrzuconymi na podłodze, krzesłem i wąskim łóżkiem. Na ścianach wisi kilka czarno-białych plakatów przedstawiających głównie muzyków jazzowych.
Jake obserwuje mnie, kiedy rozglądam się po pomieszczeniu.
– Możesz odłożyć torebkę.
Zbiera z łóżka brudne ubrania i rzuca je na podłogę. Poprawia pościel i siada, wskazując mi miejsce obok siebie.
Nie ruszam się. Zdecyduję się usiąść na łóżku, tylko jeśli w pokoju będzie ciemno.
– Możesz zapalić świeczkę? – pytam.
Otwiera szufladę, wyciąga zapałki i wstaje, żeby spełnić moją prośbę. Potem gasi górne światło i siada z powrotem obok mnie. Oto prawdziwy, żywy chłopak patrzy na mnie i czeka. Nadeszła moja chwila. Czuję, jak bije mi serce. Być może jedynym sposobem na to, żeby nie wyjść na kompletną idiotkę, jest udawanie kogoś innego. Postanawiam grać Zoey i zaczynam zdejmować jej sukienkę. Jake patrzy, jak rozpinam guzik, potem drugi. Zwilża usta językiem. Trzeci guzik.
Nagle wstaje, mówiąc:
– Ja to zrobię.
Ma zwinne palce. Robił to już wcześniej. Z inną dziewczyną, innej nocy. Zastanawiam się, gdzie ona teraz jest. Czwarty guzik, piąty i krótka czerwona sukienka spływa mi z ramion na biodra, opada na podłogę u moich stóp jak pocałunek. Robię krok naprzód i staję przed nim w staniku i majtkach.
– Co to jest? – pyta, wskazując pomarszczoną skórę na mojej klatce piersiowej.
– Byłam chora.
– Na co?
Zmuszam go do milczenia pocałunkami. Pachnę inaczej, kiedy jestem naga – piżmem i potem. On smakuje inaczej – dymem i czymś słodkim. Może życiem.
– Nie rozbierzesz się? – pytam, naśladując głos Zoey.
Ściąga koszulkę przez głowę, unosząc ramiona. Przez sekundę nie może mnie widzieć, a ja w tym czasie przyglądam się jego wąskiej klatce piersiowej, piegowatej i młodej, ciemnym, lśniącym włosom pod pachami. Rzuca koszulkę na podłogę i zaczyna mnie znowu całować. Usiłuje rozpiąć pasek u spodni jedną ręką, nie patrząc, ale to mu się nie udaje. Odsuwa się i nie spuszczając ze mnie wzroku, manipuluje przy guziku i suwaku. Zdejmuje spodnie i staje przede mną w bokserkach. Czuje się chyba trochę niepewnie, waha się, wygląda na onieśmielonego. Dostrzegam jego stopy w białych skarpetkach, niewinne jak stokrotki, i chcę mu coś ofiarować.
– Nigdy tego nie robiłam – mówię. – Nie do końca.
Wosk kapie ze świecy. Przez chwilę się nie odzywa, a potem kręci głową z niedowierzaniem.
– Niesamowite.
Kiwam potakująco.
– Chodź tutaj.
Chowam się w jego ramionach. Dodają mi otuchy i przez chwilę myślę, że będzie dobrze. Otacza mnie jedną ręką, a drugą głaszcze po karku. Jest ciepła. Dwie godziny temu nie znałam jeszcze jego imienia. Może nie musimy wcale uprawiać seksu. Moglibyśmy położyć się obok siebie i zasnąć przytuleni pod kołdrą. Może zakochamy się w sobie. On znajdzie dla mnie lekarstwo i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Ale nic z tego.
– Masz kondomy? – pyta szeptem. – Skończyły mi się.
Sięgam po torebkę Zoey i wyrzucam jej zawartość na podłogę. Znajduje prezerwatywę i kładzie ją na nocnym stoliku. Ściąga skarpetki. Powoli zdejmuję stanik. Jeszcze nigdy nie rozbierałam się przed facetem. Patrzy na mnie tak, jakby chciał mnie zjeść i zastanawiał się, od czego zacząć. Słyszę, jak wali mi serce. Ma problem ze zdjęciem majtek. Ściągam swoje i zaczynam dygotać. Oboje jesteśmy nadzy. Myślę o Adamie i Ewie.
– Będzie dobrze – mówi, ujmując mnie za rękę, i prowadzi do łóżka. Odchyla kołdrę i wślizgujemy się pod nią. Jesteśmy na pokładzie łodzi. Leżymy na dnie. Mogę się schować.
– Spodoba ci się – zapewnia.
Całujemy się, najpierw powoli, jego palce leniwie prześlizgują się po moim ciele. Podoba mi się ta delikatność, z jaką zbliżamy się do siebie, dotykamy się niespiesznie w blasku świecy. Ale to nie trwa długo. Jego pocałunki stają się coraz mocniejsze, wpycha mi język coraz głębiej, jakby chciał być jeszcze bliżej. Jego dłonie natarczywie obmacują mnie i ściskają. Czy on szuka czegoś szczególnego? Wciąż powtarza: „O, tak, o, tak”, ale nie wydaje mi się, żeby zwracał się do mnie. Ma zamknięte oczy i usta pełne moich piersi.
– Spójrz na mnie – proszę. – Chcę, żebyś na mnie patrzył.
Unosi się na łokciu.
– Mówiłaś coś?
– Nie wiem, co mam robić.
– Jesteś świetna. – Ma ciemne oczy, nie poznaję go. Jakby zmienił się w kogoś innego, jest jeszcze bardziej obcy niż przed kilkoma minutami. – Wszystko w porządku.
Znowu całuje mnie po szyi, piersiach, brzuchu, aż tracę z oczu jego twarz. Głaszcze mnie rękoma coraz niżej i nie wiem, jak mu powiedzieć, żeby przestał. Odsuwam biodra, ale on nie może się ode mnie oderwać. Jego palce zagłębiają się między moje uda i wzdycham z wrażenia. Jeszcze nikt mnie tam nie dotykał. Czy coś jest ze mną nie tak, skoro nie wiem, jak to się robi? Sądziłam, że instynkt podpowie mi, jak mam się zachować. Jednak wszystko wymyka się spod kontroli. Czuję, jakby Jake coś mi kazał, a przecież to ja miałam panować nad sytuacją. Przywieram do niego, obejmuję go ramionami i biję po plecach, jakby był psem, którego zachowania nie rozumiem. Odsuwa się i siada na łóżku.
– W porządku?
Przytakuję, kiwając głową.
Sięga do stolika, gdzie położył prezerwatywę. Obserwuję, jak ją zakłada. Sprawnie mu to idzie. Jest ekspertem w tych sprawach.
– Gotowa?