Zanim umrę. Jenny Downham
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zanim umrę - Jenny Downham страница 4
Chłopak, którego mi pokazała, oparł ręce na biodrach, kciuki zatknął za pasek od spodni. Wygląda jak kowboj o nieobecnym spojrzeniu. Nie widzi nas jeszcze, więc staję.
– Nie mogę!
– Możesz! Żyj szybko, umieraj młodo i wyglądaj świetnie!
– Nie, Zoey!
Mam rozpaloną twarz. Zastanawiam się, jak mogłabym złapać trochę powietrza. Gdzie są drzwi, którymi tu weszłyśmy?
Zoey patrzy na mnie ze złością.
– Prosiłaś, żebym nie pozwoliła ci się wycofać. Co mam teraz zrobić?
– Nic. Nic nie musisz robić.
– Jesteś żałosna! – Potrząsa głową i przechodzi przez salę, a potem znika w holu. Biegnę za nią i widzę, jak wręcza szatniarzowi mój numerek.
– Co robisz?
– Odbieram twój płaszcz. Wezwę taksówkę, żebyś mogła wrócić do domu.
– Nie możesz jechać z nimi sama, Zoey!
– Zobaczymy!
Otwiera drzwi i wygląda przez nie. Jest pusto, kolejka już znikła. Nie ma też taksówek. Na chodniku stadko gołębi dziobie resztki kurczaka z pudełka na wynos.
– Zoey, proszę cię, odwieź mnie do domu. Jestem zmęczona.
Wzrusza ramionami.
– Ty zawsze jesteś zmęczona.
– Przestań być taka okropna!
– Przestań być taka nudna!
– Nie chcę jechać do jakichś obcych chłopaków. Nie wiadomo, co może nas tam spotkać.
– I dobrze. Mam nadzieję, że do czegoś dojdzie, bo gdzie indziej nie będzie już się nic działo.
Stoję. Nagle ogarnia mnie strach.
– Chcę, żeby było idealnie, Zoey. Jeśli pójdę do łóżka z kimś, kogo wcale nie znam, to kim się stanę? Dziwką?
Odwraca się do mnie z błyszczącymi oczami.
– Nie, odżyjesz. A kim będziesz, jeśli teraz wsiądziesz do taksówki i wrócisz do tatusia?
Wyobrażam sobie, że kładę się do łóżka i przez całą noc wdycham martwe powietrze w moim pokoju, a rano budzę się ze świadomością, że nic się nie zmieniło.
Zoey znów się uśmiecha.
– Chodź – mówi. – Możesz odhaczyć pierwszy punkt na tej swojej cholernej liście. Wiem, że tego chcesz. – Jej uśmiech jest zaraźliwy. – Powiedz: „Tak”, Tesso. No, dalej, powiedz: „Tak”!
– Tak.
– Hurra! – Zoey łapie mnie za rękę i wciąga do środka. – Wyślij ojcu wiadomość, że zostajesz u mnie na noc, i się zbieramy.
ROZDZIAŁ CZWARTY
– Nie lubisz piwa? – pyta Jake.
Opiera się o kuchenny zlew, a ja stoję zbyt blisko niego. Robię to celowo.
– Miałam ochotę na herbatę.
Wzrusza ramionami, stuka butelką o moją filiżankę i odchyla głowę, żeby się napić. Obserwuję jego gardło, kiedy przełyka. Zauważam małą, bladą bliznę pod brodą, cieniutką kreskę, skutek dawnego wypadku. Jake ociera usta rękawem i spostrzega, że mu się przyglądam.
– Dobrze się czujesz? – pyta.
– Tak, a ty?
– Jasne.
– To świetnie.
Uśmiecha się do mnie. Ma ładny uśmiech. To dobrze. Czułabym się znacznie gorzej, gdyby był brzydki.
Pół godziny wcześniej Jake i jego kumpel, ćpun, wymienili spojrzenia, kiedy wprowadzali mnie i Zoey do domu. Oznaczały one zwycięstwo. Zoey powiedziała im wprawdzie, żeby się niczego nie spodziewali, ale gdy weszłyśmy do przedpokoju, pozwoliła ćpunowi zdjąć swój płaszcz. Śmiała się z jego dowcipów, paliła kolejne skręty, które jej podawał, i stopniowo się pogrążała.
Widzę ją zza drzwi. Włączyli muzykę, jakiś łagodny jazz. Zgasili światło i tańczą przytuleni do siebie w powolnym rytmie, zataczając pijane kręgi na dywanie. Zoey w jednej ręce trzyma skręta, drugą wepchnęła ćpunowi z tyłu za pasek od spodni. On otacza ją ramionami. Wyglądają tak, jakby podtrzymywali się nawzajem.
Nagle zaczynam myśleć praktycznie. W kuchni nad herbatą uświadamiam sobie, że przyszłam tu po to, żeby zrealizować swój plan. W końcu to mój wieczór. Dopijam herbatę, odstawiam filiżankę na suszarkę i przysuwam się do Jake’a tak blisko, że czubki naszych butów się stykają.
– Pocałuj mnie – mówię i słyszę, jak śmiesznie brzmią moje słowa. Ale Jake’owi najwyraźniej to nie przeszkadza. Odstawia piwo i pochyla się nade mną.
Nasze pocałunki są delikatne, ledwo muskamy się ustami, dzieli mnie od niego odległość oddechu. Zawsze wiedziałam, że będę umiała się całować. Przeczytałam wszystkie czasopisma, w których piszą o tym, jak uniknąć zderzenia się nosami, co zrobić ze śliną i gdzie położyć ręce. A jednak nie miałam pojęcia, jak to będzie – czułam delikatne drapanie zarostu na moim policzku, dotyk jego rąk sięgających do mojej szyi, język przesuwający się po wargach i zagłębiający w usta. Całujemy się przez kilka minut, przyciskając się do siebie. Przeświadczenie, że jestem z kimś, kto nic o mnie nie wie, przynosi mi ulgę. Moje ręce są śmiałe, opadają w zagłębienie na plecach i głaszczą go tam. Jaki ten chłopak wydaje się zdrowy i mocny.
Otwieram oczy. Chcę sprawdzić, czy mu się to podoba, ale nieoczekiwanie mój wzrok przyciąga okno i widok drzew wyłaniających się z ciemności. Małe, czarne gałązki uderzają o szybę jak palce. Odkręcam głowę i przytulam się jeszcze mocniej do Jake’a. Przez tę moją cienką, czerwoną sukienkę czuję, jak bardzo mnie pragnie. Jęczy cicho.
– Chodźmy na górę – prosi.
Próbuje przesunąć mnie w stronę drzwi, ale kładę mu rękę na piersiach, żeby mieć chwilę do namysłu.
– No, chodź – powtarza. – Przecież tego chcesz, prawda?
Wyczuwam pod palcami bicie jego serca. Uśmiecha się do mnie, a ja przecież tego chcę. Czy nie po to tu przyjechałam?
– Dobrze.
Splata swoje palce z moimi, ma gorącą dłoń. Prowadzi mnie korytarzem w stronę