Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 7
– Już, mogę mówić. Jesteśmy na plaży, właśnie mieliśmy mały incydent z herbatnikami, musiałem sobie poradzić…
– Aha. Poza tym wszystko dobrze? – spytała.
– Oczywiście – skłamał, starając się wytrzeć dłonie o kąpielówki.
Noel i Anton brali i zajadali herbatniki. Piasek zgrzytał im w zębach. Nad nimi krążyła mewa. Tylko czekała na odpowiedni moment. Nic z tego. Bliźniacy potrafili pochłonąć paczkę herbatników w rekordowym czasie.
– Już zjadłam lunch – powiedziała Erika. – Przyjść do was?
– Bardzo proszę – odparł. – Weź ze sobą termos kawy, bo zapomniałem zabrać.
– Zrozumiano. Your wish is my command6.
– Dzięki, kochanie, nie masz pojęcia, jak mi się chce kawy.
Odkładając słuchawkę, uśmiechał się. Co za szczęście: pięć lat małżeństwa i troje dzieci, a on, kiedy słyszy głos Eriki w słuchawce, nadal ma motylki w brzuchu. Była najlepszym, co mu się w życiu przytrafiło. No i dzieci, ale ich nie byłoby bez Eriki.
– To mama? – spytała Maja. Odwróciła się do niego, osłaniając oczy dłonią.
Ależ ona jest czasem podobna do matki, pomyślał z satysfakcją, bo w jego oczach Erika była najpiękniejsza.
– Tak, mama zaraz tu przyjdzie.
– Jak fajnie! – zawołała Maja.
– Czekaj, dzwonią z pracy, muszę odebrać – powiedział, naciskając zieloną słuchawkę.
Na wyświetlaczu zobaczył imię: Gösta. Wiedział, że nie dzwoniłby do niego podczas urlopu, gdyby nie chodziło o coś ważnego.
– Cześć, Gösta – odezwał się. – Chwileczkę. Maju, daj chłopakom po kawałku jabłka, dobrze? I zabierz Noelowi tego lizaka, do którego właśnie się dobiera… Dzięki, córeczko. Przepraszam cię, Gösta, już słucham. Jestem na plaży w Sälvik z dzieciakami, panuje tu nieopisany zamęt…
– To ja przepraszam, że ci przeszkadzam na urlopie – odparł Gösta – ale pomyślałem, że pewnie chciałbyś wiedzieć. Dostaliśmy zgłoszenie o zaginięciu dziecka, dziewczynki. Nie ma jej od rana.
– Co ty mówisz? Od rana?
– Tak. Nie wiem jeszcze nic więcej, ale jadę z Mellbergiem do jej rodziców.
– Gdzie mieszkają?
– Właśnie o to chodzi. To gospodarstwo Bergów.
– O cholera. – Patrik zlodowaciał. – Czy to nie tam mieszkała Stella Strand?
– Właśnie.
Patrik spojrzał na swoje dzieci. W tym momencie bawiły się w miarę spokojnie. Na samą myśl o tym, że któreś z nich mogłoby zaginąć, robiło mu się słabo. Nie zastanawiał się długo. Gösta nie powiedział wprawdzie wprost, ale najwyraźniej chciał, żeby mu ktoś pomógł, ktoś oprócz Mellberga.
– Przyjadę – zdecydował. – Erika będzie za jakieś piętnaście minut, wtedy wyruszę.
– Wiesz, gdzie to jest?
– Oczywiście – odparł Patrik.
Pewnie, że wiedział. Od jakiegoś czasu w domu często mówiło się o tym miejscu. Wciskając czerwoną słuchawkę, poczuł rosnące napięcie. Pochylił się i mocno przytulił całą trójkę. Wyrywali się tak, że cały był obsypany piaskiem. Ale to nie miało żadnego znaczenia.
– Trochę śmiesznie to wygląda – stwierdziła Jessie.
Odgarnęła włosy, które wiatr zwiewał jej na twarz.
– Jak to śmiesznie? – spytał Sam, mrużąc oczy od słońca.
– Nie wyglądasz na faceta… z łódką.
– A jak wygląda facet z łódką?
Skręcił ster, żeby wyminąć żaglówkę.
– Ojej, wiesz, co mam na myśli. Na nogach żeglarskie buty z pomponami, granatowe szorty, koszulka polo i zawiązany na ramionach sweter w serek.
– I żeglarska czapka, co? – Sam uśmiechnął się lekko. – A skąd to wiesz? Raczej nie pływałaś po morzu.
– Nie, ale widziałam na filmie. I w gazetach.
Sam tylko udawał, że nie rozumie. Pewnie, że facet z łódką tak nie wygląda. Te postrzępione ciuchy, włosy czarne jak u kruka i czarne kreski wokół oczu. I paznokcie. Czarne, poobgryzane. Nie krytykowała go. Nigdy nie widziała chłopaka piękniejszego od niego.
Ale głupio. Tylko otworzyła usta i od razu wypsnęło jej się coś głupiego. W kolejnych szkołach z internatem ciągle jej to mówili. Że jest głupia. I brzydka.
Mieli rację, wiedziała, że tak jest.
Była gruba i niezgrabna, twarz miała całą w pryszczach i zawsze tłuste włosy, żeby nie wiedzieć jak często je myła. Poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Zamrugała, żeby Sam nie zobaczył. Nie chciała narobić sobie wstydu. Był pierwszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miała. Zaczęło się, kiedy do niej podszedł w kolejce do kiosku Centrum. Powiedział, że wie, kim jest, a ona domyśliła się, kim jest on.
I kim jest jego mama.
– Kurde, pełno tu ludzi – powiedział. Szukał jakiejś zatoczki, w której nie byłoby już dwóch albo trzech łodzi cumujących albo stojących na kotwicy.
Większość miejsc była zajęta już przed południem.
– Pieprzeni wczasowicze – mruknął.
W końcu znalazł zaciszną szczelinę w skałach na wyspie Långskär.
– Tutaj przybijemy. Wyskoczysz na brzeg z cumą?
Wskazał na linę na dziobie.
– Mam wyskoczyć?
Ona nie skacze. Nigdy. A już na pewno nigdy nie wyskakiwała z łodzi na śliską skałę.
– Nie bój się – powiedział spokojnie. – Wyhamuję. Kucnij na dziobie, to będziesz mogła skoczyć. Będzie dobrze. Zaufaj mi.
Zaufaj mi. Czy ona może komuś zaufać? Zaufać Samowi?
Zaczerpnęła tchu, podczołgała
6