Proxima. Stephen Baxter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Proxima - Stephen Baxter страница 22
Powinnam wyjaśnić, dlaczego mówię, że jestem Angelią 5941.
Nie jestem jedną Angelią, jest nas milion. Każda jest arkuszem o grubości tylko dziesiątki bądź setki razy większej niż średnica atomu, dosłownie jedną cząsteczką węgla w postaci stumetrowego dysku. Naszym miejscem urodzenia jest zakład w punkcie libracyjnym układu Ziemia-Księżyc, w punkcie grawitacyjnej równowagi, zakątku ciemnym, zimnym i spokojnym. Zostałyśmy po kolei odkrojone z jednego ogromnego odlewu, obdarzone indywidualną tożsamością i na powrót złączone.
Każda z osobna, choć waży nie więcej niż cząstka pary wodnej we mgle, obdarzona jest samoświadomością i indywidualnymi zdolnościami. W pewnym sensie moja struktura jest siecią neuronową; naukę rozpoczęłam już w chwili „narodzin”. Nasze odrębne świadomości były przejściowo zespolone w czasie podróży na Merkurego i gdy przebywałam w świecie ludzi, a także na starcie, kiedy impuls promieniowania zaczął nadawać mi przyśpieszenie. Jednak nasza wieloskładnikowa osobowość przetrwała połączenie i potem rozdzielenie.
Nasza zdolność do oddzielania kopii przyniesie owoce, kiedy dotrzemy do Proximy. Praktycznie tylko tyle wiem na temat przyszłych etapów misji. Aktualizacja oprogramowania w odniesieniu do fazy hamowania i eksploracji układu nastąpi później, po dalszym rozwarstwieniu w czasie dziesięcioletniego rejsu.
Ta funkcja zostanie wykorzystana również w czasie podróży w celu nawiązania łączności. Niektóre z moich kopii oderwały się od korpusu i razem utworzyły talerz anteny o wiele szerszy niż jakakolwiek z nas z osobna. Dzięki niej mogę odbierać wiadomości z domu i wysyłać swoje. Ponadto moje rozproszone siostry gromadzą energię nikłego, anemicznego światła, które dociera do tego odległego obszaru, i tą energią zasilają systemy, w tym łączność. Moje odrzucone siostry poświęciły się dla sprawy. Odpychane przez wiatr słoneczny, nigdy nie będą mogły scalić się z korpusem. Ale że jest nas milion, możemy sobie pozwolić na utratę tak małej garstki! I jestem przekonana, że te porzucone kopie są samoświadome w stopniu minimalnym. Nie cierpią w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Możecie zapytać, dlaczego akurat ja, Angelia 5941, zdaję wam relację. Omówiłyśmy to wspólnie – my, Angelie – i wytypowałyśmy jedną z nas z wykorzystaniem programowego generatora liczb losowych. Wypadło na mnie. Czuję się zaszczycona.
Oczekuję na odpowiedź, doktorze Kalinski, zanim całkowicie przejdę do trybu rejsowego. Potem, jak Dexter Cole przede mną, będę spała wśród gwiazd do czasu następnej planowej próby łączności…
Wysyła się? Aha, rozumiem.
Mówi George Kalinski. Miło cię słyszeć, 5941. Wyniki pomiarów przechodzą prawidłowo i widzę, że wszystkie twoje podsystemy działają bez zarzutu. To dobrze. Oczywiście, minie kolejnych sześć dni, zanim ta wiadomość dowlecze się do ciebie. Monico, o jakiej porze ona ją otrzyma? Po południu. Aha. Zatem życzymy z Merkurego miłego popołudnia.
Wiesz, że po raz ostatni mówimy do ciebie z Merkurego. Jako że wystartowałaś szczęśliwie, będziemy zbierać manatki i przenosić się do ośrodka badawczego na Ziemi, położonego w Nowej Zelandii, w jakiejś uroczej górzystej okolicy, skąd letnią nocą pięknie widać Alfę Centauri. Zatem gdy następnym razem będziesz wysyłać nam wiadomość… Jasny gwint, kiedy to będzie? Tak czy owak, tam właśnie będziemy, więc myśl o nas, jakbyśmy tam byli.
Michael King zaproponował, że podrzuci nas na Ziemię tym swoim przeklętym kadłubowcem z napędem ziarnowym, choć wolałbym pójść na piechotę.
Zauważ, że najbardziej ryzykowną, z wielu względów, część przedsięwzięcia, czyli start, gdy cała energia promieniowania mikrofalowego koncentruje się na twojej delikatnej strukturze, mamy już za sobą. Prawdopodobieństwo, że coś złego stanie ci się podczas podróży, stopniało prawie do zera. Jednak inne wyzwania dopiero przed tobą. Mam na myśli te związane z mentalnością człowieka.
Wiesz, że w epoce bohaterów eksperymentowano z długowiecznością. Zostało nam z tamtych czasów kilku żywych struldbrugów, zamkniętych w ONZ-etowskich obozach. Mimo to my, ludzie, nie jesteśmy za dobrzy w kierowaniu projektami, które wymagają wielu lat nadzoru. Musimy więc znaleźć sposób, żeby opiekować się tobą, Angelio, w trakcie dziesięcioletniej podróży i twojej późniejszej działalności badawczej. Zrobiłem wszystko, żeby zorganizować stabilną bazę naukową. Dzięki dobrym umowom i hojnemu systemowi premiowania udało mi się zgromadzić solidnych pracowników, ale nie jestem pewien, jak to się dalej potoczy. Mimo to będę trzymał stery, póki sił starczy, po mnie zaś, miejmy nadzieję, twoja przyrodnia siostra Stef – sama tak ją nazwałaś! Bardzo ładnie.
I posłuchaj mnie jeszcze. Skoro udowodniliśmy, że nasza misja jest możliwa do wykonania, i skoro zdołaliśmy wystrzelić cię w kosmos, będę szukał funduszy, aby wysłać za tobą następnych emisariuszy. Bądź co bądź, mamy gotową infrastrukturę, elektrownię słoneczną, antenę soczewkową. Energię mamy za darmo, a koszt wyprodukowania drugiej ciebie jest minimalny. Chyba głupotą byłoby nie wykorzystać takiej sposobności. Baw się dobrze w układzie Proximy, moja droga. Obiecuję, że nie będziesz tam długo sama.
Miej cierpliwość do nas, śmiertelników, Angelio, będąc tam, między gwiazdami. I wyśpij się porządnie.
Rozdział 15
SZEŚĆ MIESIĘCY OD CHWILI, GDY ZOSTALI PORZUCENI – lub dwadzieścia dwa lata Per Ardui, zależy jak liczyć – koloniści postanowili zorganizować ekspedycję do lasu na północy.
Pewnego ranka Yuri, Onizuka, Lemmy i Martha przygotowali na wyprawę plecaki, butelki z filtrowaną wodą tudzież kusze – jedyną porządną broń, jaką pozostawiła im załoga wahadłowca. Przed wymarszem sprawdzili niebo. Nauczyli się odczytywania na urozmaiconym obliczu Proximy zapowiedzi rozbłyskowej pogody, jak ją nazywali. Przewidywali, że przez kilka najbliższych godzin będą bezpieczni na otwartym terenie.
Mieli do przejścia około sześciu kilometrów. Wyruszyli ścieżką, którą zaczęli już przecierać: Leśną Drogą, odchodzącą pod kątem prostym od Szlaku Wahadłowca, olbrzymiej bruzdy, którą pozostawił po sobie prom przylatujący ze wschodu. Często chodzili tędy po rosnące na skraju lasu młode drzewka na opał. Dziś jednak zamierzali wejść głębiej. W miarę jak szli na północ, zostawiwszy za sobą jezioro, teren stopniowo się wznosił. ColU przypuszczał, że odbywa się tu jakieś wielkie wydarzenie geologiczne skutkujące powolnym wydźwiganiem się całego obszaru. Całkiem możliwe. Czasem Yuri wyczuwał jakby kwaśną woń siarki.
Powietrze było parne, niebo zaciągnięte chmurami. W tym znieruchomiałym świecie pogoda okazała się nadspodziewanie zmienna; z południa niezmordowanie nadciągały układy niskiego i wysokiego ciśnienia. W ciągu tej jednej niekończącej się pory roku zawsze było ciepło, zupełnie jak w wilgotny letni dzień w Północnej Brytanii – jeśli Yuri dobrze pamiętał. Jednakże ColU, jak to robot, konsekwentny w swojej ciekawości świata, twierdził, że dostrzegł oznaki zimna: