Proxima. Stephen Baxter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Proxima - Stephen Baxter страница 27
Nad nią stał Onizuka. Chwycił ją nad łokciem i ciągnął, żeby wstała. Obok niego Harry Thorne też przypatrywał jej się posępnie. Yuri zauważył, że każdy z nich ma kuszę.
Pozostali nadbiegli w koszulkach i krótkich spodenkach. Tylko Matt miał na sobie kombinezon, choć i on nie włożył butów.
Yuri sięgnął ręką za plecy; zawsze trzymał nóż za pasem, nawet we śnie. Teraz ukradkiem zacisnął dłoń na rękojeści.
Po chwili Matt, Yuri, John Synge z Marthą, Mardiną i Abbey stanęli czujnie w półkolu. Wszyscy mieszkańcy maleńkiej kolonii zgromadzili się wokół sceny: przewróconego namiotu, apatycznej dziewczyny, zwłok i dwóch ponurych mężczyzn.
Mardina wysunęła się do przodu, jakby obejmowała dowództwo. Yuri zauważył, że nie spuszcza wzroku z kusz, ale oni nie podnosili ich i nie wykonali najmniejszego ruchu, aby ją zatrzymać. Kucnęła przy Lemmym, zbadała puls na szyi i nadgarstku i nachyliła się, żeby posłuchać, czy oddycha. Na koniec wyprostowała się.
– Cóż, nie żyje. Jeden bełt kuszy w gardło, drugi w skroń.
Onizuka chrząknął.
– Gnojek nic nie poczuł.
– Obeszliśmy się z nim łaskawie – dodał Thorne tonem mniej zuchwałym niż Onizuka.
– Łaskawie? – powiedziała Mardina. – Właściwie dlaczego musiał zginąć? Nie mówcie. Żebyście mogli przygarnąć Pearl, mam rację?
Onizuka, przyciskając kuszę do piersi, wciąż szarpał dziewczynę, która jednak, bierna i milcząca, ani myślała z nim iść. Trzęsąc się z wściekłości, aż się spocił.
– To raz, a dwa, że gnojek znowu ograł mnie w karty. Miarka się przebrała! – burknął.
– I teraz weźmiecie ją dla siebie. I co dalej, będziecie się nią dzielić?
Thorne rozłożył ramiona z nieszczęśliwą miną.
– Daj spokój, Mardina. Znasz mnie i wiesz, że nie jestem zabójcą, tylko zwykłym farmerem.
– Teraz już zabójcą.
– Mężczyzna nie może żyć bez kobiety, jak ty sobie to wyobrażasz? A przecież tu chodzi o całe życie… Zaś Pearl, sama wiesz…
– Lubi dawać, co? Tak to sobie tłumaczycie? – Mardina powiodła wzrokiem od twarzy do twarzy. – Gdyby nie to, moglibyście rzucić się na inną? Na mnie, na Abbey, na…
– Mamy prawo! – Onizuka, szamocząc się z Pearl, próbował celować z kuszy do Mardiny. – Bierzemy to, co się nam należy. Wejdziesz mi w drogę, dziwko, a…
Yuri rzucił nożem, który pochodził z zastawy stołowej pozostawionej wśród sprzętów przez astronautów z „Ad Astry”. Było go łatwiej schować niż duże noże myśliwskie, które im rozdzielono. I Yuri ćwiczył się w rzucaniu, gdy przebywał sam na granicy lasu.
Nóż ugodził Onizukę prosto w prawe oko. Zabójca Lemmy’ego rozpaczliwie wystrzelił z kuszy, lecz bełt poszybował w bok i nie zrobił nikomu krzywdy. Mężczyzna upadł, zabity.
– To za Lemmy’ego – mruknął Yuri. Serce waliło mu jak młotem, a świat zawęził się do niewielkiego tunelu, jakby ciało zostało poddane ogromnemu przeciążeniu. Po raz pierwszy zabił człowieka…
Tymczasem przed nim zrobił się istny kocioł. Pearl odsuwała się pośpiesznie od Harry’ego Thorne’a. Abbey Brandenstein przyskoczyła z drugiej strony z zamiarem przechwycenia kuszy upuszczonej przez Onizukę. Harry w popłochu wymachiwał bronią jak wariat.
– Nie! Proszę was! Inaczej to miało wyglądać…
Abbey chwyciła wreszcie kuszę. Uniosła ją groźnie.
– Więc jak to miało wyglądać, ciulu?
Mardina pośpiesznie przeczołgała się na bok.
– Nie, Abbey!
Jednakże Abbey, z zimnym wyrachowaniem, strzeliła mu prosto w serce.
Dopiero gdy było po wszystkim – gdy Yuri i Mardina zabrali kusze, a pozostali zbliżyli się, by obejrzeć miejsce rzezi – zauważono, że Pearl Hanks nożem wyciągniętym z czaszki Onizuki skutecznie podcięła sobie żyły na rękach, dokładnie w miejscu starych, niezagojonych blizn.
Lemmy odszedł. Jego popaprane życie zakończyło się w popaprany sposób. I po sześciu miesiącach na Proximie c pozostała ich już tylko szóstka.
Rozdział 18
MÓWI ANGELIA 5941. Wiadomości głosowej, jak zwykle, towarzyszy przekaz ze szczegółowymi informacjami. Jestem w doskonałym zdrowiu, wszystkie podsystemy działają optymalnie. Pozdrawiam obsługę naziemną…
Siostry, w liczbie miliona, pogrążone były we śnie. W tym czasie ukazywały im się senne wizje. I było ich teraz mniej niż milion – mniej za każdym razem, kiedy się budziły.
Jak wiecie, podróżuję już przeszło cztery lata. Znajduję się około jeden i osiem dziesiątych roku świetlnego od Układu Słonecznego i mam do przebycia jeszcze ponad dwa. Zatem nie minęłam nawet półmetka. W przerwach na złożenie raportu, kiedy wychodzę z trybu rejsowego, podejmuję obserwacje naukowe otoczenia. Tak się składa, o czym również wiecie, że w przestrzeni między ziemskim Słońcem a Alfą Centauri dzieją się ciekawe rzeczy. Zanim dotrę do Proximy, przelecę przez trzy obłoki materii międzygwiazdowej i w każdym z nich zamierzam zebrać próbki i wykonać pomiary. Wyniki dotychczasowych badań przesyłam w załączonym pliku.
Pomagam astronomom z Układu Słonecznego w wielkobazowych badaniach technik nawigacji międzygwiezdnej, w testach z dziedziny przewidywań relatywistycznych i grawitacji kwantowej, w poszukiwaniach fal grawitacyjnych wysyłanych przez odległe obiekty kosmiczne, w tworzeniu map galaktycznych pól magnetycznych, w analizach niskoenergetycznych promieni kosmicznych i w tym podobnych projektach. Wyniki badań w załączonym pliku…
Była zawieszona w firmamencie gwiazd, pozornie nieruchomych mimo jej kolosalnej prędkości. Efekt Dopplera nawet przy tej szybkości niewiele pomagał i nie potrafiłaby ustalić za pomocą obserwacji wizualnej, posługując się swoimi niby-ludzkimi zmysłami, który z tych milczących punkcików światła jest jej miejscem pochodzenia, a który – celem. Na oko nic się nie zmieniało między jednym przebudzeniem a drugim.
Jestem zawiedziona tym, że doktorowi Kalinskiemu nie wolno z wami współpracować. Nie czuję się kompetentna, żeby wyrażać swoje zdanie w kwestii pozywania go przed sąd Komisji Pojednawczej pod zarzutem naruszenia przepisów prawnych wprowadzonych z mocą wsteczną po zbrodniach epoki bohaterów…
Coś