21 lekcji na XXI wiek. Yuval Noah Harari
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу 21 lekcji na XXI wiek - Yuval Noah Harari страница 12
Spowalnianie tempa zmian może dać nam czas na generowanie wystarczającej liczby nowych miejsc pracy, by zastępować nimi większość tych, które będą znikały. Jak już jednak zauważyliśmy, przedsiębiorczości ekonomicznej będzie musiała towarzyszyć rewolucja w edukacji i psychologii. W proces ten będą się musiały włączyć władze państwowe, zarówno przez dofinansowywanie sektora edukacji (chodzi o kształcenie ustawiczne, trwające przez całe życie), jak i przez zapewnianie obywatelom zabezpieczeń w nieuniknionych okresach przejściowych. Jeśli czterdziestoletniej byłej pilotce dronów przekwalifikowanie się na projektantkę wirtualnych światów zajmie trzy lata, to przez ten czas może ona potrzebować ogromnej pomocy państwa, by utrzymać siebie i rodzinę. (Tego rodzaju program zapoczątkowuje się obecnie w Skandynawii, gdzie rządy wyznają dewizę: „chronić pracowników, nie miejsca pracy”).
Jeśli nawet znajdą się środki na dostateczną pomoc ze strony państwa, wciąż nie jest oczywiste, czy całe miliardy ludzi będą umiały wielokrotnie się przekwalifikowywać, zachowując przy tym równowagę psychiczną. Dlatego jeżeli mimo naszych skomasowanych wysiłków znaczny odsetek ludzkości zostanie wypchnięty z rynku pracy, będziemy musieli poszukiwać nowych modeli dla społeczeństwa, gospodarki i polityki w epoce bez pracy. Pierwszym krokiem na tej drodze jest uczciwe przyznanie, że do tego, byśmy poradzili sobie z takim wyzwaniem, modele społeczne, ekonomiczne i polityczne, które odziedziczyliśmy po przodkach, są niewystarczające.
Weźmy na przykład komunizm. Skoro automatyzacja zagraża samym fundamentom systemu kapitalistycznego, można by się spodziewać powrotu tej ideologii. Komunizm jednak nie powstał w odpowiedzi na tego rodzaju kryzys. Dwudziestowieczny komunizm zakładał, że klasa robotnicza jest niezbędna dla gospodarki, a komunistyczni myśliciele starali się nauczyć proletariat, jak ma przekuć swą ogromną potęgę ekonomiczną w siłę polityczną. Komunistyczny plan dotyczący polityki był wezwaniem do rewolucji robotniczej. Na ile użyteczne będzie to przesłanie, jeśli masy pracujące stracą swą wartość ekonomiczną i w konsekwencji będą musiały walczyć nie z wyzyskiem, lecz z marginalizacją? Jak wszcząć rewolucję robotniczą, kiedy nie ma klasy robotniczej?
Ktoś może twierdzić, że ludzie nigdy nie staną się bezużyteczni pod względem ekonomicznym, ponieważ nawet jeśli nie będą w stanie rywalizować ze sztuczną inteligencją jako siła robocza, zawsze będą się liczyć jako konsumenci. Ale nie wiadomo, czy przyszła gospodarka będzie nas potrzebowała nawet jako konsumentów. Również tym mogą się zająć maszyny i komputery. Teoretycznie może istnieć gospodarka, w której korporacja górnicza produkuje i sprzedaje stal korporacji robotycznej, korporacja robotyczna produkuje i sprzedaje roboty korporacji górniczej, ta znowu wydobywa jeszcze więcej rudy żelaza do produkcji kolejnych robotów i tak dalej. Te korporacje mogą się zatem rozrastać i rozszerzać aż po najdalsze zakątki galaktyki za sprawą wyłącznie robotów i komputerów – ludzie nie są tu konieczni, nawet by kupować ich produkty.
Już dzisiaj komputery i algorytmy zaczynają funkcjonować jako klienci, a nie tylko producenci. Na przykład na giełdzie papierów wartościowych algorytmy stają się najważniejszymi kupcami obligacji, akcji i towarów. Podobnie najważniejszym ze wszystkich klientów w branży reklamowej jest algorytm: algorytm wyszukiwania Google’a. Tworząc strony internetowe, ludzie często starają się zaspokoić gusta algorytmu wyszukiwania Google’a, a nie gusta jakiegokolwiek człowieka.
Oczywiście algorytmy nie mają świadomości, dlatego w odróżnieniu od konsumentów, którzy są ludźmi, nie cieszą się z tego, co kupują, a na ich decyzje nie oddziałują uczucia i emocje. Algorytm wyszukiwania Google’a nie spróbuje lodów. Algorytmy jednak wybierają różne rzeczy, opierając się na swych wewnętrznych obliczeniach i wbudowanych preferencjach, a te preferencje coraz bardziej kształtują świat. Algorytm wyszukiwania Google’a ma bardzo wyrobiony gust, jeśli chodzi o ranking stron internetowych sprzedawców lodów, a największe sukcesy odnoszą ci sprzedawcy lodów, których wymienia na pierwszych miejscach algorytm Google’a – a nie ci, którzy produkują najsmaczniejsze lody.
Znam to z własnego doświadczenia. Gdy wydaję książkę, wydawcy proszą mnie o napisanie krótkiego tekstu, który wykorzystują do reklamy w internecie. Mają jednak eksperta, który dostosowuje to, co piszę, do gustu algorytmu Google’a. Ekspert czyta mój tekst i mówi: „Tego słowa nie używaj – zamiast niego użyj innego. Ono bardziej zainteresuje algorytm Google’a”. Wiemy, że jeśli tylko uda nam się zwrócić uwagę algorytmu, to uwagę ludzi mamy zapewnioną.
Wobec tego skoro ludzie nie są potrzebni ani jako producenci, ani jako konsumenci, co w takim razie zapewni ich fizyczne przetrwanie i psychiczne dobre samopoczucie? Nie możemy czekać z szukaniem odpowiedzi na to pytanie, aż kryzys wybuchnie z całą siłą. Wtedy będzie za późno. Aby poradzić sobie z niespotykanymi wstrząsami technicznymi i ekonomicznymi XXI wieku, musimy jak najszybciej wypracować nowe modele społeczne i ekonomiczne. Te modele powinny kierować się zasadą, że należy chronić ludzi, a nie miejsca pracy. Wiele etatów polega wyłącznie na otępiającej harówce, czymś, czego nie warto ratować. Nikt nie marzy, by być kasjerem. Powinniśmy skupiać się na tym, by zapewnić ludziom ich podstawowe potrzeby oraz zabezpieczyć ich społeczny status i poczucie wartości.
Takim nowym modelem, który cieszy się rosnącym zainteresowaniem, jest koncepcja powszechnego dochodu podstawowego (PDP). Jest to propozycja, by państwo opodatkowało miliarderów oraz korporacje należące do tych, którzy mają w ręku algorytmy i roboty, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyło na zapewnienie każdemu obywatelowi wystarczająco wysokiej pensji, by mógł pokryć wszystkie swoje podstawowe wydatki. Zapewniłoby to ubogim ochronę przed skutkami utraty pracy oraz destabilizacją ekonomiczną, a jednocześnie zabezpieczyłoby bogatych przed populistyczną wściekłością34.
Pokrewnym pomysłem jest propozycja, by poszerzyć zakres ludzkich czynności, które uważamy za „pracę”. Obecnie miliardy rodziców zajmują się dziećmi, miliony sąsiadów troszczą się o siebie nawzajem i miliony obywateli organizują społeczności, a żadnego z tych nieocenionych działań nie uznaje się za pracę. Być może musimy znaleźć jakiś przełącznik we własnych głowach i uświadomić sobie, że zajmowanie się dzieckiem to zapewne najważniejsza i najbardziej wymagająca praca na świecie. Skoro tak, to pracy nam nie zabraknie, nawet jeśli komputery i roboty zastąpią wszystkich kierowców, bankierów i prawników. Oczywiście powstaje pytanie, kto miałby wyceniać i opłacać te nowo uznane zawody. Skoro półroczne dziecko nie może płacić pensji własnej mamie, prawdopodobnie koszty te będzie musiało wziąć na siebie państwo. A skoro chciałoby się zapewne, by taka pensja pokrywała wszystkie podstawowe potrzeby rodziny, to efekt finalny będzie wyglądał całkiem podobnie do idei powszechnego dochodu podstawowego.
Ewentualnie zamiast oferować obywatelom dochód, państwa mogłyby dotować pewne powszechne świadczenia podstawowe. Zamiast dawać ludziom pieniądze, które mogliby przeznaczyć na cokolwiek, państwo mogłoby zapewniać bezpłatną edukację, opiekę medyczną, darmowy transport i tak dalej. Tak naprawdę jest to utopijna wizja komunizmu. Wprawdzie komunistyczny projekt wszechświatowej rewolucji robotniczej stał się nieco przestarzały, może jednak powinniśmy próbować urzeczywistnić komunistyczny cel innymi środkami?
Pozostaje kwestią dyskusyjną, czy lepiej zapewnić ludziom powszechny dochód
33
S. Rippon,
34
J.J. Hughes,