Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg страница 27
Przerwało mu gwałtowne kichnięcie. Gösta aż podskoczył na krześle.
– To znaczy, że Mattias wpadł na pomysł, żeby się włamać do ich domu, tak? – Gösta surowo spojrzał na Adama.
– Zaraz włamać… – Adam zaczął się wiercić. – Przecież nie chcieliśmy niczego ukraść, nic z tych rzeczy, tylko trochę pooglądać. Myśleliśmy, że obaj wyjechali i nawet nie zauważą, że u nich byliśmy…
– Muszę ci uwierzyć na słowo – powiedział Gösta. – Byliście tam już kiedyś?
– Nie, jak słowo daję. – Adam spojrzał na niego błagalnie. – To był pierwszy raz.
– Będę musiał pobrać od ciebie odciski palców. Na poparcie tego, co mówisz. I żeby cię wykluczyć z kręgu podejrzanych. Nie masz nic przeciwko temu?
– A skąd. – Adamowi zalśniły oczy. – Zawsze oglądam CSI. Wiem, jakie to ważne, żeby wykluczyć. Potem wrzucicie odciski do komputera i już będziecie wiedzieć, kto tam był.
– Właśnie – potwierdził Gösta ze śmiertelnie poważną miną, chociaż w środku pękał ze śmiechu. Wrzucacie odciski palców do komputera. A jakże.
Wyjął sprzęt potrzebny do pobrania odcisków: poduszeczkę nasączoną czarnym tuszem i kartę rejestracyjną z dziesięcioma polami. Po kolei odcisnął na nich palce chłopaka.
– Gotowe – stwierdził z zadowoleniem.
– Potem to skanujecie, czy jak? – spytał Adam z zaciekawieniem.
– Oczywiście, skanujemy. A później, tak jak mówiłeś, porównujemy z tym, co mamy w bazie. Są w niej odciski palców wszystkich obywateli szwedzkich w wieku powyżej osiemnastu lat. I jeszcze trochę cudzoziemców. No wiesz, Interpol i tak dalej. Jesteśmy podłączeni do Interpolu. Stałym łączem. I do FBI, i CIA.
– Ale superowo! – Adam z podziwem spojrzał na niego.
Gösta śmiał się przez całą drogę do Tanumshede.
Starannie nakrył do stołu. Rozłożył żółty, ulubiony obrus Britty. Na nim biały serwis w wypukły wzorek, świeczniki, które dostali jeszcze w prezencie ślubnym, i wazon z kwiatami. Britta zawsze dbała, żeby niezależnie od pory roku w domu były świeże kwiaty. Dawniej była w kwiaciarni stałą klientką. Teraz chodził tam Herman. Chciał, żeby wszystko zostało po staremu. Bo jeśli wszystko dookoła pozostanie niezmienione, być może nie zatrzyma to nakręcania się spirali, ale przynajmniej ją spowolni.
Najgorzej było na początku, zanim lekarze postawili diagnozę. Britta zawsze była taka poukładana i nagle, czego nikt nie potrafił zrozumieć, nie mogła znaleźć kluczyków od samochodu, do wnuków zaczęła się zwracać niewłaściwymi imionami, nie pamiętała numerów telefonów przyjaciółek, do których dzwoniła przez całe życie. Najpierw myśleli, że to ze zmęczenia i stresu. Zaczęła brać multiwitaminę i suplementy diety, bo podejrzewali, że to z powodu niedoboru mikroelementów w organizmie. W końcu już nie można było zamykać oczu na fakt, że to coś poważnego.
Kiedy wysłuchali diagnozy, milczeli dłuższą chwilę. Potem Britta zaszlochała, ale tylko raz, i na tym koniec. Mocno ścisnęła dłoń Hermana, odpowiedział jej uściskiem. Oboje wiedzieli, co to znaczy. Byli razem od pięćdziesięciu pięciu lat. Teraz ich życie miało się radykalnie zmienić. Choroba stopniowo doprowadzi jej umysł do rozpadu, z wolna pozbawiając ją wspomnień i osobowości. Rozwarła się przed nimi ogromna, głęboka przepaść.
Od tamtej pory minął rok. Dobre chwile zdarzały się coraz rzadziej. Herman próbował złożyć serwetki tak, jak robiła to Britta, ale trzęsły mu się ręce. Zawsze składała je w wachlarz. Widział to tyle razy, a jednak ciągle mu nie wychodziło. Po czwartej próbie ze złości i bezradności podarł serwetkę na kawałeczki. Powoli opadły na talerz. Usiadł, żeby się uspokoić, i wytarł łzę z kącika oka.
Przeżyli ze sobą pięćdziesiąt pięć lat. Dobrych, szczęśliwych lat. Oczywiście raz było lepiej, raz gorzej, jak to w małżeństwie. Ale budowali swoje życie razem, na solidnych podstawach. Razem też dojrzewali, zwłaszcza kiedy urodziła się córka. Bardzo był wtedy dumny z Britty. Musiał przyznać, że przed narodzinami dziecka czasem żona wydawała mu się płytka i niemądra. Ale w dniu, kiedy wzięła na ręce Annę Gretę, stała się inną osobą. Jakby macierzyństwo dało jej nowy punkt oparcia. Urodziły im się trzy wspaniałe córki, a po narodzinach każdej kolejnej Herman kochał żonę coraz bardziej.
Poczuł dłoń na ramieniu.
– Tato? Co się dzieje? Pukałam, ale się nie odzywałeś, więc sama weszłam.
Herman szybko wytarł oczy i widząc zmartwioną minę najstarszej córki, spróbował się uśmiechnąć. Nie dała się oszukać. Objęła go i przytuliła policzek do jego policzka.
– Masz dzisiaj ciężki dzień, prawda?
Przytaknął i przez chwilę czuł się w jej objęciach jak dziecko. Dobrze ją z Brittą wychowali. Anna Greta była ciepłą, troskliwą i kochającą babcią dwójki ich prawnuków. Czasami nie mieściło mu się w głowie, że ta siwa kobieta po pięćdziesiątce to jego mała córeczka, która tuptała po domu, owijając sobie tatusia wokół palca.
– Jak ten czas leci, córeczko – powiedział w końcu, głaszcząc ją po ramieniu.
– Oj tak, tato, czas leci – odparła i ścisnęła go jeszcze mocniej. Po chwili powiedziała: – Może zrobilibyśmy porządek na stole? Mama nie będzie zachwycona, jak zobaczy taki bałagan. – Zaśmiała się. Herman też się uśmiechnął. – Poskładam serwetki, a ty rozłóż sztućce. Tak będzie najlepiej.
Wskazała palcem na rozrzucone, porwane kawałeczki serwetki i mrugnęła porozumiewawczo.
– Masz rację. – Uśmiechnął się z wdzięcznością. – Tak będzie najlepiej.
– O której przychodzą? – zawołał Patrik z sypialni.
Właśnie się przebierał, bo Erika nalegała, by włożył coś bardziej odpowiedniego niż dżinsy i T-shirt. Nie pomogło tłumaczenie, że „przecież to tylko twoja siostra i Dan”. To piątkowa kolacja i już. Musi być trochę elegancji.
Erika otworzyła piecyk, żeby zerknąć na polędwiczki. Miała wyrzuty sumienia, że wczoraj nakrzyczała na Patrika, i chcąc mu to wynagrodzić, przyrządziła jedną z jego ulubionych potraw: polędwiczki wieprzowe zapiekane w cieście z sosem porto i piure z ziemniaków. To samo podała w pamiętny wieczór, gdy zaprosiła go do siebie po raz pierwszy. W pierwszy wieczór, gdy… Zaśmiała się sama do siebie i zamknęła piecyk. Wydawało jej się, że to było tak dawno, choć minęło tylko kilka lat. Prawdziwie i gorąco kochała Patrika, ale, choć to zdumiewające, codzienność, kiedy się ma małe dziecko, szybko zabija w człowieku chęć kochania się pięć razy z rzędu, jak tamtej nocy. Teraz była zmęczona na samą myśl o ćwiczeniach w łóżku. Raz w tygodniu – to już wyczyn.
– Będą