Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg страница 24
Johanna spojrzała na teściową i pojaśniała na twarzy. Położyła dłoń na dłoni Rity.
– Ma pan wnuki? – z zaciekawieniem spytała Rita.
Nalała kawę i usiadła z nimi przy stole.
– Jeszcze nie – odparł, potrząsając głową. – Ale mam syna, Simona. Ma siedemnaście lat.
Mellberg wyprostował się z dumą. Syn zjawił się w jego życiu dość późno, a wiadomość o jego istnieniu przyjął bez zachwytu. Ale stopniowo przyzwyczaili się do siebie i Mellberg nie mógł się nadziwić uczuciu, które wypełniało mu pierś, gdy o nim myślał. Dobry z niego chłopak.
– Siedemnaście lat, ma jeszcze czas. Muszę powiedzieć, że wnuki to prawdziwe zwieńczenie życia, można powiedzieć deser.
Musiała jeszcze raz pogłaskać Johannę po brzuchu.
Psy bawiły się, biegając po mieszkaniu, a oni siedzieli, miło gawędząc. Mellberg dziwił się, że siedząc w kuchni Rity, odczuwa taką radość. Po tym, jak ostatnio się naciął, powiedział sobie, że już nie będzie się oglądać za kobietami. A jednak. Siedzi u Rity i uśmiecha się z zadowoleniem.
– Co ty na to?
Rita patrzyła wyczekująco i Mellberg domyślił się, że nie dosłyszał pytania, a powinien odpowiedzieć.
– Słucham?
– Upewniałam się: przyjdziesz wieczorem na mój kurs salsy, prawda? To kurs dla początkujących. Nic trudnego. O dwudziestej.
Mellberg spojrzał na nią z niedowierzaniem. Kurs salsy? On? Śmieszny pomysł. Ale spojrzał głęboko w ciemne oczy Rity i z przerażeniem usłyszał własną odpowiedź:
– Kurs salsy? O dwudziestej. Oczywiście, przyjdę.
Erika wkroczyła na żwirową ścieżkę prowadzącą do domu Franklów i w tym momencie pożałowała. Pomysł już nie wydawał się tak dobry jak wtedy, gdy przyszedł jej do głowy. Z wahaniem uderzyła dłonią w drzwi. Na początku nic się nie działo. Z ulgą pomyślała, że nikogo nie ma w domu. Ale po chwili dobiegł ją odgłos kroków. Na widok otwierających się drzwi poczuła, że opuszcza ją odwaga.
– Słucham?
Axel Frankel spojrzał na nią pytająco. Wyglądał na zmęczonego, wręcz wyczerpanego.
– Dzień dobry, nazywam się Erika Falck. Ja… – Urwała. Nie wiedziała, co mówić dalej.
– Wiem, córka Elsy. – Axel podniósł wyżej głowę i obserwował ją ze szczególnym wyrazem twarzy. Wpatrywał się w nią, a w jego spojrzeniu już nie było zmęczenia. – Tak, teraz widzę. Jesteś podobna do matki.
– Naprawdę? – zdziwiła się Erika. Nigdy wcześniej nikt jej tego nie powiedział.
– Tak, widzę podobieństwo w oczach. I wokół ust. – Przekrzywił głowę, jakby chłonął każdy szczegół jej wyglądu. Nagle odsunął się od drzwi. – Proszę wejść.
Erika weszła do przedpokoju i przystanęła.
– Chodźmy, siądziemy na werandzie.
Przeszedł przez przedpokój, oczekując, że Erika pójdzie za nim, gdy zatrzymała się, żeby powiesić kurtkę. Wskazał kanapę stojącą na przepięknej przeszklonej werandzie, podobnej do tej w jej własnym domu.
– Siadaj, proszę.
Po chwili milczenia – Axel najwyraźniej nie miał zamiaru proponować kawy – Erika chrząknęła.
– Przyszłam tu… – Zaczęła jeszcze raz: – Powód, dla którego tu przyszłam, jest taki, że zostawiłam u pańskiego brata pewien medal. – Zdała sobie sprawę, że zabrzmiało to dość obcesowo, i dodała: – Oczywiście składam panu wyrazy serdecznego współczucia. Ja…
Sytuacja wydała jej się bardzo niezręczna. Straciła wątek i nie wiedziała, co robić.
Axel zbył jej skrupuły machnięciem ręki i powiedział z uśmiechem:
– Mówiłaś coś o medalu.
– Tak – odparła, wdzięczna, że przejął inicjatywę. – Wiosną znalazłam w rzeczach matki medal. Hit-lerowski. Nie wiem, dlaczego i skąd go miała, a ponieważ wiedziałam, że pański brat… – Urwała i bezradnie wzruszyła ramionami.
– Mój brat ci pomógł?
– Rozmawiałam z nim przez telefon późną wiosną, ale potem miałam mnóstwo spraw i… zamierzałam się z nim skontaktować, ale… – Umilkła.
– I zastanawiasz się, czy ten medal nadal tu jest?
Przytaknęła.
– Przepraszam, że zawracam panu głowę w takiej sytuacji… Ale mama zachowała niewiele rzeczy i…
Znów zaczęła się wiercić. Powinna była zadzwonić, zamiast przychodzić bez uprzedzenia. Teraz wydało jej się to niedelikatne.
– Rozumiem cię. Naprawdę. Uwierz mi, wiem bardzo dobrze, jak ważne jest zakorzenienie w przeszłości. Nawet jeśli ogniwem łączącym z tą przeszłością jest martwy przedmiot. Erik doskonale to wiedział. Kolekcjonował tyle różnych przedmiotów, faktów. Dla niego nie były martwe. Żyły, miały do przekazania jakąś historię, czegoś uczyły.
Zapatrzył się przed siebie i przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby był gdzieś bardzo daleko. Potem spojrzał na Erikę.
– Oczywiście, poszukam. Ale najpierw opowiedz mi trochę o swojej matce. Jaka była? Jakie miała życie?
Pytania wydały się Erice dziwne, ale spojrzał na nią tak prosząco, że postanowiła odpowiedzieć.
– Jaka była moja matka? Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie była już taka młoda, gdy urodziła najpierw mnie, potem siostrę i… sama nie wiem… Nie miałyśmy z nią najlepszego kontaktu. A jak wyglądało jej życie? – Erika była zakłopotana. Nie rozumiała, o co mu chodzi, i nie wiedziała, jak odpowiedzieć na to pytanie. Spróbowała: – Chyba najtrudniejsze było dla niej samo życie. Odbierałam ją jako osobę niezwykle opanowaną, nigdy nieodczuwającą… radości.
Nic innego nie przyszło jej do głowy, chociaż bardzo się starała. Nie pamiętała, żeby matka kiedykolwiek była wesoła.
– Przykro mi to słyszeć.
Axel znów patrzył przez okno, jakby nie mógł się przemóc, by spojrzeć na zdumioną jego pytaniami Erikę.
– A jaka była moja mama wtedy, gdy pan ją znał? – Nie ukrywała ciekawości.
Axel