Millennium. David Lagercrantz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 16

Millennium - David Lagercrantz Millennium

Скачать книгу

a to wiele mówiło o jej dniu.

      – Pomyślałam… – powiedziała.

      – Wiesz co – przerwał jej. – Przypomniało mi się, że faktycznie widziałem tego twojego żebraka, to musiał być on.

      – Okej.

      – Wszystko się zgadza, puchowa kurtka, plama na twarzy, amputowane palce. To nie mógł być nikt inny.

      – Gdzie go widziałeś?

      – Na Mariatorget. Niesamowite – ciągnął – że o nim zapomniałem. Nie mieści mi się to w głowie. Ale wiesz, facet siedział nieruchomo na kawałku kartonu pod pomnikiem na skwerze. Musiałem mijać go z dziesięć, może ze dwadzieścia razy.

      Zaraził ją swoim entuzjazmem.

      – Fajnie, że to mówisz. Jakie robił na tobie wrażenie?

      – Taak… sam nie wiem. Pewnie nie byłem zbyt uważny. Utkwił mi w pamięci jako człowiek kontuzjowany, ale dumny – trochę tak, jak go postrzegałaś po śmierci. Zawsze siedzący prosto z podniesioną głową, niczym filmowy wódz indiański. Nie rozumiem, jak wytrzymywał takie siedzenie całymi godzinami.

      – Myślisz, że był pod wpływem alkoholu albo prochów?

      – Nie wiem – odparł. – Może i był. Ale gdyby był pijany lub naćpany, nie dałby rady długo utrzymywać tej pozycji. Bo co?

      – Dziś rano dostałam wynik badania screeningowego. Facet miał dwa i pół mikrograma zopiklonu na gram krwi, to bardzo wysokie stężenie.

      – Co to jest zopiklon?

      – Substancja wchodząca w skład niektórych środków nasennych. Musiał przyjąć dwadzieścia tabletek rozpuszczonych w wódce, do tego dekstropropoksyfen, przeciwbólowy środek z grupy opiatów.

      – A co na to policja?

      – Że albo przedawkował, albo popełnił samobójstwo.

      – Na jakiej podstawie?

      Prychnęła.

      – Na tej, że jak się domyślam, tak jest najłatwiej. Prowadzący dochodzenie sprawiał wrażenie, że przede wszystkim nie chce mu się pracować.

      – Jak się nazywał?

      – Dochodzeniowiec?

      – Tak.

      – Hans Faste.

      – O, nie – stęknął Mikael.

      – Znasz go?

      MIKAEL ZNAŁ Hansa Faste aż za dobrze. Hans Faste wierzył kiedyś, że Lisbeth należy do lesbijskiej satanistycznej grupy rockowej, i bez jakichkolwiek podstaw – poza własną niewątpliwą mizoginią i ksenofobią – uznał ją za podejrzaną o morderstwo. Bublanski mawiał, że Faste to kara za grzechy całej policji.

      – Niestety tak – odparł.

      – Powiedział na tego człowieka „farmazon”.

      – Cały Faste.

      – Kiedy mu przekazałam wyniki screeningu, skomentował, że ten pajac za bardzo polubił tabletki.

      – A ty nie jesteś przekonana, że tak było.

      – Przedawkowanie wydaje się rozsądnym wyjaśnieniem, niemniej zastanawia mnie zopiklon. Oczywiście można go nadużyć, jednak osoby uzależnione częściej sięgają po benzodiazepiny, ale kiedy zrobiłam tę uwagę, dodając, że ten facet prawdopodobnie był buddystą, Faste natychmiast to podchwycił.

      – To znaczy?

      – Zadzwonił po kilku godzinach i powiedział, że zdokumentował sprawę. Dokumentacja polegała na tym, że poczytał Wikipedię, z której dowiedział się, że buddysta, który uzna siebie za szczególnie oświeconego, ma prawo odebrać sobie życie. Najwyraźniej bardzo mu się to spodobało. Skomentował, że gościu siedział se pod drzewem i doświadczał oświecenia.

      – O Boże.

      – Właśnie, wpadłam w szał. A jednak nic mu nie powiedziałam. Nie miałam siły się awanturować, w każdym razie nie dziś. Wróciłam do domu, zła na wszystko, i nagle uderzyło mnie, że to się po prostu nie składa.

      – W jakim sensie?

      – Przypomniała mi się jego sekcja. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tyle przeszedł. Całe ciało, każde ścięgno, nawet najmniejszy mięsień wskazuje, że jego życie było jedną wielką walką. Może powiem jak jakiś psycholog amator, ale nie chce mi się wierzyć, żeby taki człowiek nagle przestał walczyć i nafaszerował się tabletkami. Moim zdaniem nie można wykluczyć, że ktoś pozbawił go życia.

      Mikael drgnął.

      – Musisz im to powiedzieć. Powinni włączyć do dochodzenia jeszcze kogoś.

      – Oczywiście, zrobię to, ale i tak chciałam ci o tym powiedzieć na wypadek, gdyby policja się nie spisała.

      – Bardzo ci dziękuję – odparł. Przyszła mu na myśl Catrin Lindås, o której mu opowiadała Sofie.

      Przypomniała mu się jej wyprasowana garsonka, plama na żakiecie i hipisowska komuna, w której dorastała. Zastanawiał się, czy o niej wspomnieć. Mogłaby chyba powiedzieć policji coś istotnego. Jednak doszedł do wniosku, że na razie lepiej chronić ją przed Hansem Fastem, więc tylko spytał:

      – Wciąż nie znacie jego tożsamości?

      – Nie, w rejestrze osób zaginionych nie ma nikogo o takich znakach szczególnych. Dopiero co dostałam z NFC sekwencje jego DNA, ale na razie jest to sekwencjonowanie płytkie, autosomalne. Zamówię również analizę jego mitochondrialnego DNA i chromosomu Y, wtedy być może posunę się naprzód.

      – Swoją drogą powinno go pamiętać sporo osób – zauważył Mikael.

      – Co masz na myśli?

      – Facet zwracał uwagę. Ja byłem tego lata wyjątkowo skupiony na sobie, ale inni, jak słyszę, widzieli go. Policja powinna porozmawiać z ludźmi z okolic Mariatorget.

      – Przekażę im.

      Mikael poczuł, że się rozkręcił.

      – I wiesz co…

      – Tak?

      – Jeśli przyjął te tabletki, to mało prawdopodobne, żeby przepisał je lekarz – ciągnął. – Facet nie sprawiał wrażenia kogoś, kto by się zapisywał na wizytę u psychiatry, poza tym wiem nie od dziś, że istnieje czarny rynek takich leków. Policja na pewno ma informatorów w tym środowisku.

      Fredrika Nyman milczała przez sekundę, może dwie.

Скачать книгу