Gomułka. Piotr Lipinski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gomułka - Piotr Lipinski страница 3

Gomułka - Piotr  Lipinski Reportaż

Скачать книгу

osób. Jedni w mundurach, inni w cywilu. Wszyscy bacznie mu się przyglądali. Prawdopodobnie sprawdzali, czy już wcześniej się z nim gdzieś nie zetknęli.

      Potem przesłuchiwano go w komendzie powiatowej policji w Świętochłowicach.

      Nie przyznał się do niczego. Zeznał, że przyjechał na Śląsk, aby zebrać materiał do reportażu o życiu górników.

      Wciąż towarzyszyło mu uczucie nierealności. Cały czas myślał o swoim śnie. Tu, na jawie, wszystko toczyło się niemal dokładnie tak samo.

      Niedługo później ziścił się też ostatni jego fragment. Gomułka trafił do więzienia w Katowicach. Choć we śnie nie zobaczył drogi do aresztu, to już każdy detal od chwili, gdy znalazł się na zakratowanym korytarzu, zgadzał się niemal w najdrobniejszych szczegółach. Szedł tak samo eskortowany przez jednego policjanta. Korytarz był taki sam. Takie same drzwi do kancelarii. Pomieszczenie przedzielone przez środek drewnianą barierką. Za biurkiem mężczyzna. W kącie umundurowana strażniczka.

      Przez lata ową historię Gomułka opowiedział zaledwie kilku osobom. Ale bez szczegółów. Te przedstawił dopiero na emeryturze, odsunięty od władzy, gdy spisywał swoje pamiętniki. Przyznał wówczas, że nigdy nie pojął, w jaki sposób mógł w rojeniach zobaczyć niemal wszystko to, co wydarzyło się następnego dnia3. Ufał jedynie, że kiedyś nauka znajdzie jakieś racjonalne wyjaśnienie. Bo jak tu być marksistą, kiedy miewa się prorocze sny?

      Mahoniowe biurko

      Usiadł przy biurku w samej koszuli, bez marynarki. Tak właśnie powinien wyglądać, gdy przygotowywał się do swojej nowej roli. Kiedy przed wojną potajemnie przebywał na szkoleniu w Związku Radzieckim, oszczędzał na jedzeniu. Marzył wówczas o dobrej koszuli. Wypatrzył sobie taką w Moskwie w sklepach Torgsinu, przypominających późniejsze PRL-owskie pewexy. W Moskwie odebrano mu zaoszczędzone pieniądze. Dostał lichą sowiecką szmatę; taką, w jakiej znikał w moskiewskim tłumie. Włożył ją tylko raz, ale zapamiętał dokładnie, że była stara, wypłowiała, z wytartym kołnierzem, uszyta z rudego pluszowego materiału. Budziła w nim odrazę. Po wojnie szył więc porządne garnitury u najlepszego warszawskiego krawca, Zalewskiego. Zazdrościli mu ich towarzysze z Moskwy. Kiedy przyjeżdżali do Polski, sami udawali się do mistrza igły i nici.

      Cichym świadkiem powojennych losów Gomułki, wszystkich jego wzlotów i upadków, stało się również coś luksusowego. To mahoniowe biurko, które stoi teraz w mieszkaniu jego syna Ryszarda.

      To przy nim pisał przemówienie, którym porwał Polaków w 1956 roku na placu Defilad. I to z 1967 roku, kiedy porównał polskich Żydów do piątej kolumny i tym podmuchem rozpalił żarzący się w Polsce antysemityzm. Wszystkie owe podziwiane i pogardzane słowa zapisał na tym meblu z blatem pościnanym prosto na rogach, z szufladą pośrodku i dwoma szafkami po bokach. Każda część otwierana kluczykiem. Nawet bez uchwytów, za które dałoby się pociągnąć.

      Notował zawsze ołówkiem. Kiedy coś mu się nie spodobało, sięgał po gumkę i wycierał. Szkolne przyzwyczajenie do ołówka i gumki pozostało mu na całe życie; odręcznie dodawał uzupełnienia na rządowych maszynopisach i usuwał wątpliwe miejsca w przygotowywanych przemówieniach. W jego biurze podwładni ostrzyli kolejne ołówki, żeby zawsze miał zapas gotowych do pracy. Charakter pisma miał czytelny, wyraźny, wyuczony w austriackiej szkole. Porządny i elegancki, jak ulubione garnitury.

      Podczas partyjnych narad z oszczędności pisał na odwrocie zadrukowanych biuletynów Polskiej Agencji Prasowej.

      – Zmierzył mnie kiedyś lodowatym wzrokiem, gdy zobaczył, że robię notatki na czystym, dobrym papierze – opowiadał mi Andrzej Kurz, działacz partyjny z tamtej epoki.

      Przy tym biurku miały teraz powstać jego wspomnienia. To w nich zamierzał pokazać, że różnił się od swoich partyjnych współtowarzyszy, którzy przed wojną wyobrażali sobie Związek Radziecki jako proletariacki raj na ziemi. A on szybko się zorientował, że ów eden przypomina piekło. Świadomość tego dzieliła go od wielu zaczadzonych członków Komunistycznej Partii Polski.

      To nie znaczy, że wątpił w komunizm. Przeciwnie. Wierzył w nowy ustrój z zapałem światoburcy. Ale najważniejsza myśl Gomułki była taka: polski komunizm nie musi być wierną kopią radzieckiego wzorca. Jego towarzysze nie rozumieli, że w każdym kraju może przybrać inną postać, tak jak różniły się koszule z kołnierzykiem Słowackiego, ukraińskie soroczki i rosyjskie rubaszki.

      Usiadł do spisywania wspomnień w świecie już odmiennym od tego, jaki zapamiętał z przedwojennych lat, kiedy dopiero stawał się komunistą. Ale też różny od tego, gdy komunistom matkował. Partią kierował Edward Gierek, który ogłosił, że w ciągu jednego pokolenia zamierza zbudować drugą Polskę.

      Obietnice. Tych Gomułka zawsze się wystrzegał. Wolał nie rozbudzać nadziei. Bronił Polaków przed myślami o mocarstwowości.

      Był właśnie rok 1972. Dla Władysława Gomułki drugi rok, w którym jako zwykły emeryt najwięcej czasu spędzał pod Warszawą na spacerach, aby rozruszać kontuzjowaną nogę.

      Na niedzielę 5 lutego 1905 roku prognoza pogody dla Galicji przewidywała przelotne opady, lekki wiatr, temperaturę bliską zeru.

      W Krakowie pękła nowa rura wodociągowa, skutkiem czego woda zalała ulicę Zwierzyniecką, wpadając do sklepów i piwnic.

      Donosił o tym krakowski „Czas” wychodzący dwa razy dziennie, z wyjątkiem poniedziałków i dni poświątecznych, kiedy publikował tylko nakład wieczorny.

      Firma Heinricha Kertésza anonsowała w porannym wydaniu swój bezpłatny ilustrowany katalog karnawałowy o balowych i wszelkich żartobliwych przedmiotach. Znajdowały się w nim nader zajmujące nowości, a to przybory kotylionowe, węże powietrzne oraz coriandoli, czyli konfetti.

      Tani sklep chrześcijański polecał po bardzo niskich cenach bieliznę, a W. Grabowski oferował osuszanie wilgotnych ścian w kościołach, mieszkaniach, sklepach, składach i sieniach sposobem patentowym.

      Odmiennie wyglądały Galicja i świat widziane oczami krakowskiego „Naprzodu”, organu Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej. W niedzielę 5 lutego 1905 roku pismo ostrzegało, że każdy nożownik jest za pan brat z policją, która za pensjonarką czytającą broszurki polityczne puszcza w ruch sforę ogarów, a złodziejom za kilka rubli łapówki hulać pozwala.

      Firma B. Karlsberg informowała, że do Ameryki i do innych zamorskich krajów przeprawia najtaniej.

      Głównym tematem była jednak rewolucja w Rosji.

      Władysław Gomułka przyszedł na świat dzień później, 6 lutego 1905 roku, w tejże Galicji. Rodzice mieszkali w Białobrzegach Franciszkańskich w pobliżu Krosna, w domu przy ulicy Mostowej 5. Urodził się na ubogich i zacofanych terenach Polski pod zaborami, które nazywano „nędzą galicyjską”. Ale przynajmniej za język urzędowy służył polski.

      Matka – Kunegunda z domu Bazan. Całe życie pracowała w domu. Tak jak jej rodzice, którzy również w domu zarabiali jako tkacze, dopóki mechanizacja krosen nie pozbawiła ich zatrudnienia.

      Ojciec – Jan, robotnik naftowy.

Скачать книгу


<p>3</p>

Gomułka prawdopodobnie błędnie podaje w Pamiętnikach, że „słyszane rankiem 25 kwietnia słowa: »Wstawać, wstawać« i odczuwane stukanie palcami w moje piersi brałem za rzeczywistość, dokładne zaś odtworzenie tej sceny rankiem 26 kwietnia brałem początkowo za powtórzenie wczorajszych przeżyć sennych” (Władysław Gomułka, Pamiętniki, t. 1, red. Andrzej Werblan, Warszawa: Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, 1994, s. 28). Gomułkę aresztowano 25 kwietnia, więc sen musiał go dręczyć dzień wcześniej, 24 kwietnia.