Seksowny kłamca. Christina Lauren

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Seksowny kłamca - Christina Lauren страница 4

Seksowny kłamca - Christina Lauren Wild Seasons

Скачать книгу

mnie duża fala i mocno przetoczyła.

      Facet z ciemnymi włosami i olśniewającym uśmiechem znów przyszedł. Jego imię rozbrzmiewa w mojej głowie cichym echem: Luke. Dzisiaj siedzi w boksie z kolejnymi znajomymi, a ja dostrzegam go zaraz po wejściu.

      Pub jest pełny, a kiedy przez muzykę przebija się wybuch śmiechu Harlow, czuję lekkie ukłucie żalu. Dzisiaj chętnie posiedziałabym z nimi zamiast pracować, więc wchodzę za bar w ponurym nastroju. Przewiązuję fartuch na koszuli.

      – Ktoś ma kiepski dzień – komentuje Fred, kończąc ustawianie margarity na tacy. – Czy to nie ty mi powiedziałaś, że najgorszy dzień na wodzie wciąż jest lepszy od najlepszego dnia w innym miejscu?

      Uch. Faktycznie kiedyś mu to powiedziałam. Dlaczego inni przypominają ci o najlepszych tekstach akurat wtedy, kiedy masz zły dzień?

      – Jestem tylko poobijana i marudna – odpowiadam, próbując zdobyć się na uśmiech. – Minie.

      – No to dobrze trafiłaś. Hałaśliwi goście po paru głębszych to idealny lek na kiepski nastrój.

      Te słowa wywołują mój niechętny uśmiech; Fred wyciąga rękę, ujmuje moją brodę i delikatnie odwraca mi twarz.

      Na ladzie leży rząd karteczek z zamówieniami. Sięgam po pierwszą z brzegu. Dwa razy dirty martini z dodatkowymi oliwkami. Stawiam na tacy dwa kieliszki, wrzucam lód do shakera, nalewam wermut i cztery uncje ginu, odrobinę zalewy z oliwek. Wciągam się w rytm pracy: odmierzanie, potrząsanie, nalewanie, podawanie… te znajome gesty mnie rozluźniają. Naprawdę.

      Wciąż jednak czuję niepokój, brakuje mi powietrza – to skutek kilku przerażających sekund, gdy wydawało mi się, że nie dam rady wypłynąć na powierzchnię. Zdarzyło mi się to kilka razy i chociaż, logicznie rzecz biorąc, wiem, że nic mi się nie stanie, niełatwo otrząsnąć się z wrażenia, że się tonie.

      Kątem oka zauważam Luke’a; unoszę wzrok, widzę, jak wychodzi z boksu i pisze coś w telefonie. „Czyli to jeden z tych typów” – myślę, wyobrażając sobie, z iloma dziewczynami koresponduje. Przy jego stoliku siedzi brunetka, jak się zdaje, mocno zainteresowana tym, co on robi. Kusi mnie, by do niej podejść pod pozorem podawania drinków i poradzić, by nie skazywała się na pewną porażkę, tylko zainwestowała uczucia w jednego z tych miłych facetów o wyglądzie kujonów, siedzących w boksie nieco dalej.

      Potrząsam shakerem, przelewam mętnego drinka do kieliszków i znów zerkam na zamówienie, po czym dodaję dwa pełne szpikulce oliwek. Kelnerka uśmiecha się i zanosi zamówienie, a ja zabieram się za kolejne. Sięgam właśnie po butelkę amaretto, kiedy słyszę za plecami szuranie odsuwanego stołka barowego.

      – Jak tam zbiórka na samochód?

      Od razu rozpoznaję ten głos.

      – Dzisiaj nic – odpowiadam, nie podnosząc wzroku, kończąc przygotowanie drinka. – Ale nie mam nastroju do uśmiechów, więc także marne szanse.

      – Masz ochotę o tym pogadać? – pyta.

      Odwracam się i spoglądam na niego. Tym razem ma na sobie granatowy T-shirt, doskonale ułożone włosy – wygląda zbyt atrakcyjnie, by nie przyciągać kłopotów. Nie mogę się oprzeć; odpowiadam lekkim uśmiechem.

      – Chyba ja powinnam to powiedzieć.

      Luke przyznaje mi rację, lekko unosząc brew, po czym zerka do tyłu, na swoje towarzystwo.

      – Poza tym chyba ktoś na ciebie czeka – dopowiadam; widzę, jak brunetka śledzi każdy jego ruch. Luke sięga do kieszeni, sprawdza telefon i znów spogląda na mnie.

      – Oni jeszcze nie wychodzą – mówi; jego oczy uśmiechają się na chwilę przed tym, nim usta wygną się w miękkim, nierównym grymasie. – Pomyślałem, że podejdę do baru i zamówię drinka.

      – Co ci podać? – pytam. – Piwo?

      – Pewnie – odpowiada. – I twoje imię. Chyba że chcesz, żebym do końca życia nazywał cię dziewczyną z dołeczkami.

      Po czym robi przesadnie wielkie oczy, szepcze: „ups!”, wyjmuje z kieszeni banknot dolarowy i wsuwa do słoika.

      – Dzisiaj jestem przygotowany – mówi, przyglądając się, jak nalewam piwo do szklanki. – Na wypadek, gdybyś akurat pracowała.

      Staram się nie zastanawiać dłużej nad tym, że specjalnie przyniósł garść drobnych – dla mnie i do naszej gierki.

      – Mam na imię Lon… – zaczynam, ale w tej chwili drzwi się otwierają i wchodzi Mia, a za nią Ansel. Luke odwraca ku nim głowę, a ja kończę niezgrabnie: – …don.

      Po chwili Luke znów na mnie spogląda, ale jest dziwnie spięty. Szybko kiwa głową.

      – Miło mi oficjalnie cię poznać.

      Na pewno nie dosłyszał mojego imienia, ale skoro mu to nie przeszkadza, ja nie muszę powtarzać.

      Przy barze siada kolejny klient i macha do mnie ręką. Podsuwam Luke’owi jego piwo i uśmiecham się, kiedy czując dotyk podstawki na dłoni, facet unosi na mnie wzrok.

      – Pięć dolarów.

      Patrzy na mnie, mruga z roztargnieniem i sięga po portfel.

      – Dziękuję – mówi.

      Podchodzę do nowego klienta, ale kątem oka widzę, że Luke kładzie na ladzie banknot i wraca do swojego towarzystwa, nie czekając na resztę. Albo nie zostawił napiwku, albo zostawił duży.

      I z przykrością, bo przecież postanowiłam uznać go za buca, muszę stwierdzić, że chyba wiem, która opcja jest prawdziwa.

      Po kolejnych dwóch whisky z cytryną, czterech blue moon i dzbanie margarit staję przy kasie. Mia, Ansel i Harlow są niedaleko, czekają na Finna, a potem wybierają się na film. Przyglądam się im przez jakieś trzy oddechy, jednocześnie rozmyślając nad swoim ambiwalentnym stosunkiem do związków. Z jednej strony widzę wokół siebie szczęśliwych ludzi, niektórych już po ślubie – i pragnę tego. Z drugiej jednak wiem, że nie jestem na to gotowa.

      Minął nieco ponad rok, odkąd zakończył się mój związek z Justinem, a ja wciąż pamiętam, jak to jest być w parze, uzgadniać wszystkie plany, biorąc pod uwagę drugą osobę, a potem jeszcze omawiać je w grupie przyjaciół. Zapewne większość ludzi mi nie uwierzy, ale po orce szkolnej i latach umawiania się z tym samym chłopakiem miło jest nie musieć nic robić. Surfuję, pracuję, wracam do domu. Podejmuję decyzje, biorąc pod uwagę to, co jest dobre dla mnie jako osoby, a nie połówki związku.

      A jednak chwilami – tak jak dzisiaj – uświadamiam sobie, że właściwie mogę czuć się samotna. Nie chodzi o seks, ale o towarzystwo, o to, że ktoś patrzy na mnie tak, jakby czekał na nasze spotkanie przez cały dzień. O to, że ktoś mnie zabawi filmem, rozmową, o ciepło ciała, które pomoże mi zasnąć.

      Kasa brzęczy, kiedy zamykam szufladę i podaję klientowi resztę. Obracam głowę

Скачать книгу