Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 16
– Kilka egzemplarzy jednak sprzedaliśmy – powiedziała życzliwie i poszła do kasy, zostawiając go samego.
Położył przed sobą książkę i odkręcił skuwkę pióra, żeby się zabrać do podpisywania. Kątem oka zarejestrował, że ktoś stanął przed stolikiem. Gdy podniósł wzrok, ujrzał przed sobą duży żółty mikrofon.
– Jesteśmy w księgarni, w której Christian Thydell właśnie podpisuje swoją debiutancką powieść Syrenka. Znalazł się pan dzisiaj na czołówkach wszystkich gazet. Czy bardzo pana niepokoją pogróżki pod pańskim adresem? Czy policja już się włączyła?
Reporter się nie przedstawił, ale sądząc po kostce na mikrofonie, musiał być z miejscowej rozgłośni. Patrzył na niego w oczekiwaniu na odpowiedź.
Christian poczuł pustkę w głowie.
– Na czołówkach gazet? – spytał.
– No tak, na czołówce „GT”, nie widział pan? – Nie czekając na odpowiedź, reporter wrócił do poprzedniego pytania: – Niepokoją pana te pogróżki? Czy już dostał pan ochronę policyjną? – Rozejrzał się po księgarni, potem znów spojrzał na Christiana, trzymającego pióro nad książką, którą miał podpisać.
– Nie wiem, skąd… – wyjąkał.
– Ale wszystko się zgadza, prawda? Podczas pisania książki otrzymywał pan pogróżki, a na przyjęciu z okazji wydania książki zemdlał pan po otrzymaniu kolejnego listu, prawda?
– No tak… – Christian z trudem łapał oddech.
– Czy pan wie, kto wysyła te pogróżki? Co mówi policja? – Podsunął mu mikrofon pod sam nos. Christian musiał się powstrzymać, żeby go nie odepchnąć. Nie chciał odpowiadać i nie miał pojęcia, skąd prasa się dowiedziała. Przypomniał sobie o wczorajszym liście w kieszeni kurtki. Zdążył go wyjąć ze skrzynki, zanim Sanna się zorientowała.
Rozglądając się w popłochu za drogą ucieczki, trafił na Gunnel. Od razu spostrzegła, że coś jest nie tak, i podeszła.
– Co tu się dzieje?
– Przeprowadzam wywiad.
– A pytał pan pana Thydella o zgodę? – Spojrzała na Christiana, a on potrząsnął głową.
– A więc nie. – Wlepiła spojrzenie w reportera. Opuścił mikrofon. – Poza tym pan Thydell jest zajęty. Podpisuje swoją książkę. Proszę mu nie przeszkadzać.
– Ale… – reporter urwał, zamknął usta, a potem wyłączył sprzęt nagrywający. – Czy mógłbym prosić o wywiad później?
– Proszę wyjść, i to już – powiedziała Gunnel. Christian uśmiechnął się pod nosem. – O co mu chodziło? Okropnie namolny.
Christian musiał przełknąć ślinę. Już zapomniał, jak mu ulżyło, gdy dziennikarz wyszedł.
– Twierdził, że „GT” pisała o mnie na czołówce. Dostałem kilka listów z pogróżkami, widocznie media się o tym dowiedziały.
– Ojej. – Gunnel spojrzała na niego zaskoczona, zrobiła zmartwioną minę. – Może chcesz, żebym ci kupiła gazetę? Sam przeczytasz, co napisali.
– A mogłabyś? – Serce waliło mu w piersi.
– Pewnie, zaraz to załatwię. – Poklepała go pocieszająco po ramieniu i wyszła.
Przez chwilę Christian siedział bez ruchu. Patrzył przed siebie. Potem chwycił pióro i zaczął podpisywać książki, jak prosiła Gunnel. W pewnej chwili poczuł, że musi wyjść do toalety. Mógł to zrobić bez problemu, bo przy jego stoliku nikogo nie było.
Pośpiesznie przeszedł na zaplecze. Po paru minutach był z powrotem przy stoliku. Gunnel jeszcze nie wróciła z gazetą, miał czas się przygotować.
Sięgnął po pióro, spojrzał na stos książek i zdziwił się. Naprawdę tak je zostawił? Coś się zmieniło od czasu, gdy wyszedł do toalety. Może ktoś ukradł książkę pod jego nieobecność? Ale nie wydawało mu się, żeby stos się zmniejszył. Pewnie mu się przywidziało. Otworzył pierwszą z brzegu, żeby napisać dedykację.
Strona nie była pusta. Charakter pisma aż za dobrze znany. Była tutaj.
W tym momencie wróciła Gunnel z gazetą. Na pierwszej stronie zobaczył swoje zdjęcie. Już wiedział, co to znaczy. Przeszłość go dopadła. Ona nigdy nie da za wygraną.
– Boże drogi, wiesz, ile pieniędzy przepuściłaś ostatnio w Göteborgu? – Siedząc przy kuchennym stole, Erik czytał rozliczenie karty kredytowej.
– Wiem, jakieś dziesięć tysięcy – odpowiedziała ze spokojem Louise, nie przerywając malowania paznokci.
– Dziesięć tysięcy! Jak można podczas jednych zakupów wydać dziesięć tysięcy? – Erik rzucił na stół kartkę z rozliczeniem.
– Gdybym się zdecydowała na torebkę, którą miałam na oku, byłoby prawie trzydzieści tysięcy – odparła, z zadowoleniem oglądając pomalowane na różowo paznokcie.
– Ty chyba jesteś nienormalna! – Wpatrywał się w rozliczenie, jakby siłą woli chciał zmniejszyć tę sumę.
– A nie stać nas? – spytała Louise z lekkim uśmieszkiem.
– Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że ja haruję na okrągło, żeby zarabiać pieniądze, a ty je przepuszczasz na jakieś… idiotyzmy.
– No właśnie, przecież ja nic nie robię w domu – odparła, wstając i machając dłońmi, żeby lakier wysechł. – Całymi dniami siedzę, zajadam czekoladki i oglądam seriale. Może mi jeszcze powiesz, że wychowałeś dzieci, a ja nie miałam w tym żadnego udziału, co? Zmieniałeś pieluchy, karmiłeś, sprzątałeś, zawoziłeś, przywoziłeś i dbałeś o porządek w domu. Zgadza się? – Przeszła obok, nie patrząc na niego.
Rozmawiali o tym tysiące razy i na pewno będą jeszcze tysiąc, jeśli nie nastąpi jakaś dramatyczna zmiana. Byli jak para zgranych tancerzy, poruszających się elegancko, znających wszystkie figury.
– Spójrz, kupiłam okazyjnie w Göteborgu. Ładna, prawda? – Wskazała na skórzaną kurtkę wiszącą na wieszaku w przedpokoju. – Przeceniona, kosztowała tylko cztery tysiące. – Przytrzymała ją przed sobą, potem odwiesiła na miejsce i poszła na górę.
Pewnie i tym razem żadne z nich nie wygra. Jako przeciwnicy byli siebie godni, ich starcia zawsze kończyły się remisem. Była w tym ironia losu. Gdyby jedno było słabsze, nieudane małżeństwo by się rozpadło.
– Następnym razem potnę ci kartę kredytową! – zawołał. Nie musiał mówić cicho, dziewczynki były u koleżanki.
– Odczep