Zastępcza miłość. Beata Majewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zastępcza miłość - Beata Majewska страница 10
– Oki. Spadam.
– Pa.
* * *
Julia żałowała, że nie poprosiła Majkę o radę. „Co mam założyć?” Wyciągała z szafy kolejne ciuchy. W końcu zdecydowała się na białą dziewczęcą sukienkę, haftowaną w bukieciki niezapominajek. Wymknęła się z domu przed powrotem matki. Zostawiła krótki list przypięty magnesem do lodówki i uciekła jak złodziej. Pałętała się bez celu po mieście i gdy nadeszła umówiona godzina, aż z niej parowało. Niestety, nie mogła już zawrócić, zwłaszcza gdy spocona i na nogach jak z waty przekroczyła próg kawiarni i prawie od razu dostrzegła czekającego na nią Diamonda.
On też natychmiast ją zauważył. Rozciągnął usta w uśmiechu, wstał, zapiął marynarkę i podszedł ku drzwiom.
– Cześć.
– Cześć.
– Bałaś się, że cię wystawię?
– To raczej ty mógłbyś mieć więcej powodów do obaw – odpowiedziała, czując, że jej gardło jest suche jak pieprz.
– Większe ryzyko? – Puścił jej oczko. – Lubię czasami odwiedzić Stary Kontynent, choć fakt, byłem tu niedawno.
– We Wrocławiu? – zażartowała, gdy prowadził ją do stolika.
– W Europie.
Na szczęście Diamond wybrał najbardziej ustronne miejsce w kawiarni, więc prawie nikt im nie przeszkadzał ciekawskimi spojrzeniami, które siłą rzeczy wysoki przystojniak przyciągał jak magnes.
– Wyglądasz inaczej niż wtedy – stwierdziła Julia i prawie natychmiast skrępowana zacisnęła wargi, aż pobielały.
– Tak? – Przeczesał tygodniowy odrost na głowie. – Opalenizna zlazła?
– Nie. – Zaśmiała się, choć wcale nie było jej do śmiechu. Jeszcze nie minął stres związany z obawą, że Diamond nie przyjdzie na spotkanie.
Naprawdę wyglądał inaczej. Przede wszystkim uderzyło ją to, że wybrał znacznie bardziej oficjalny strój niż w dniu ich poznania. Założył garnitur! „W takie ciepło?!” Nie mogła uwierzyć, że Amerykanin nie spływa potem, tym bardziej że prócz idealnie dopasowanego grafitowego garniaka miał na sobie koszulę i krawat: piękny, jedwabny, o jasnym srebrno-perłowym odcieniu.
– Ale się odstawiłeś.
– Ty też. Ślicznie. – Bezwstydnie taksował ją wzrokiem. – Dobrze ci w sukienkach. Masz niezłe nogi.
– Rentgen w oczach? – Wskazała brodą na drewniany blat kawiarnianego stolika.
– Nie, dobra pamięć. – Znów mrugnął porozumiewawczo.
Chciała zripostować, ale podeszła do nich kelnerka. Zamówili: on ulubioną mrożoną kawę, a Julia wodę bez gazu.
– Jak podróż?
– Doskonale. A twoja?
– Ja? Przecież ja tu mieszkam. Niedaleko.
– Jeszcze nie poznałem twojego nazwiska.
– Poznałeś. Rumianek.
– Coś oznacza?
Przez chwilę tłumaczyła, a nawet pokazała mu zdjęcie rośliny.
– Kwiatuszek? Księżniczka Daisy? – zażartował, patrząc w ekranik telefonu.
– To nie stokrotka. Rumianek. Nie mam pojęcia, jak brzmi po angielsku.
– Okej, panno Juliette. Będę niegrzeczny, gdy spytam o twój wiek? – Diamond wsunął rurkę do kawy, którą przed chwilą mu podano, i pociągnął łyk zimnego napoju.
– Dziewiętnaście lat.
– Zazdroszczę. Kiedy to było? – spytał z udawaną melancholią.
– Dziesięć lat temu.
– O! Panna Juliette mnie sprawdziła? – Kilka razy uniósł i opuścił brwi z aprobatą.
– Jestem ostrożna.
– Zauważyłem.
– Tak?
– A co, jeśli nie tobie pierwszej i nie ostatniej złożyłem ofertę?
– Nic. Co ma być? – Julia nieznacznie wzruszyła ramionami.
– Coś ci pokażę. – Diamond sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyjął portfel, a stamtąd wizytówkę, ale ta była inna niż dobrze znany Julii biały kartonik z satynowym wykończeniem papieru. Wręczył go zdziwionej dziewczynie i z rozbawieniem patrzył na jej reakcję.
– Maxwell Casey? – przeczytała zdziwiona i podniosła na niego wzrok.
– Myślisz, że jestem naiwny i wręczam komu popadnie prawdziwą wizytówkę?
– To fałszywka? – upewniła się.
– Fałszywe dane, nieistniejący numer telefonu, ale adres mailowy istnieje. Nie chciałabyś czytać tych wiadomości. – Parsknął pod nosem.
– Po co ta konspiracja i czym sobie zasłużyłam na prawdziwą? – Oddała mu wizytówkę.
– Nie każda potencjalna ofiara – pokazał palcami znak cudzysłowu – się nadawała. Dlatego.
– Nadawałam się, ponieważ...
– Jesteś w miarę rozsądna i ostrożna. I nieufna.
– Zawsze sądziłam, że to wada.
– Czasami wada, a czasem zaleta.
– Co teraz? – Julia wzięła głęboki wdech.
– Mam ze sobą umowę.
– Jaką umowę? Nie będę nic podpisywać – zastrzegła od razu.
– Nie oczekuję tego. Chcę, żebyś ją przeczytała, zastanowiła się poważnie, a nawet, jeśli chcesz, skonsultowała z prawnikiem, chociaż od razu uprzedzam, że amerykańskie regulacje prawne dotyczące bycia surogatką istotnie się różnią od europejskich.
– Nie znam się na tym.
– Dlatego proponuję wizytę u prawnika.
– Wtedy wszystko się wyda.