Zastępcza miłość. Beata Majewska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zastępcza miłość - Beata Majewska страница 14

Zastępcza miłość - Beata Majewska

Скачать книгу

Ile ma lat?

      – Dwadzieścia dziewięć.

      – Przystojny? – Teresa wysiliła się na odrobinę pogodniejszy ton.

      – Czy ja wiem? – mruknęła Julia. – Urodził się z rozszczepioną wargą. Naprawili to, ale gdy się dobrze przyjrzeć, widać bliznę. Nie jest zbyt wysoki, ma ciemne włosy, bo jego mama jest, a właściwie była Włoszką.

      – Nie żyje?

      – Ojciec też zmarł. Niedawno.

      – Smutne, że taki młody człowiek już stracił rodziców.

      – Ja mam tylko ciebie i zwariowałabym, gdyby coś ci się stało. – Spocona dłoń Julii odszukała rękę mamy i mocno ją ścisnęła.

      – Nic mi nie będzie – odpowiedziała Teresa i pomyślała: „To ja zwariuję, gdy tobie włos spadnie z głowy”.

      – A żona Matthew to prawdziwa gwiazda. Chcesz zobaczyć?

      – Masz jej zdjęcia? – zapytała zdziwiona Teresa, widząc Julkę sięgającą po swój telefon.

      – Nie, ale są w internecie. Ona jest modelką. U nas nie jest znana, ale w Ameryce bardzo. O, popatrz. Ładna, prawda? – Podała matce aparat. – Pochodzi ze Słowacji, dlatego ma dosyć podobny do naszego typ urody.

      – Ładna. Wiesz co? – Teresa lekko się odsunęła, spojrzała z uwagą na jedno ze zdjęć, później przeniosła wzrok na córkę i znów na zdjęcie. – Ona jest bardzo do ciebie podobna. Gdyby cię tak samo umalować... – Zamilkła, dopatrując się kolejnych podobieństw w wykroju ust, kształcie oczu, a nawet lekkiej asymetrii ich położenia. Nagle przeszedł ją zimny dreszcz.

      – Diamond też tak powiedział, że jesteśmy podobne, ale ja tego nie widzę. Ona ma niebieskie oczy, a ja szare. Jest wyższa, no i nie ma odstających uszu – paplała Julia.

      – Ty też nie masz.

      – Ale miałam. Jako dziecko – przypomniała matce. Problem załatwił niezbyt inwazyjny zabieg, który zafundowała wnuczce babcia Gienia, gdy Julia ledwo skończyła piętnaście lat.

      – Miałaś.

      – Gdzie mnie do niej. – Julia odebrała telefon i przez chwilę patrzyła na zdjęcie Gaby. – Ma cudowne życie. Bogactwo, sława, wszystko.

      „Nie wszystko. Na pewno nie wszystko” – pomyślała Teresa, nie mogąc zapomnieć o dziwnym mroku, który zauważyła w oczach modelki. „Boże, miej moją córkę w opiece”.

      * * *

      Podpisana umowa szczęśliwie dotarła za ocean, a wkrótce potem Diamond zapowiedział kolejną wizytę. Julia musiała odwiedzić laboratorium i wysłać mailem wyniki podstawowych badań, tym razem nie tylko do Diamonda, który koordynował całe przedsięwzięcie, lecz także do kliniki w Monako. A później kolejny krok, tym razem angażujący nie tylko przyszłą surogatkę, lecz również jej mamę. Teresa pierwszy raz miała lecieć samolotem i bardzo się stresowała. Pewnie dlatego chodziła z wiecznie zaabsorbowaną myślami głową i tak nieszczęśliwie wysiadała z podmiejskiego autobusu, że skręciła kostkę. Bardzo solidnie. Na tyle, że lekarze na SOR-ze uznali za konieczne założyć jej gips aż do kolana.

      – I co teraz? – labiedziła. – Julciu, przełóż ten wyjazd.

      – Mamo, nic mi nie będzie. Polecę do Nicei, a stamtąd ma mnie odebrać Diamond i zawieźć do Monako. Badania to jeden dzień, nazajutrz jestem w domu. – Julia nie przejmowała się szczególnie całą sytuacją. – Gdyby Diamond miał złe zamiary, raczej nie zgodziłby się na twoją obecność, prawda? – Podniosła wzrok znad niewielkiej sportowej torby, do której spakowała trochę ciuchów na wyjazd.

      – Niby tak, ale nie jadę z tobą. – Teresa pokuśtykała do niej i przysiadła na pobliskim krześle.

      – Nie jedziesz, ale miałaś jechać, a Diamond nie jest jasnowidzem i nie przewidział, że skręcisz nogę. Przypominam, mamy dwa bilety.

      – A może niech Majka z tobą leci?

      – Mówiłam ci, dyskrecja przede wszystkim.

      – Też mi dyskrecja – stwierdziła sarkastycznie Teresa. – Nie da się być dyskretnie w ciąży.

      – Nie da się. Dlatego chcę jak najszybciej w niej być, a potem jak najszybciej się wyprowadzić. Proste. – Julia zasunęła suwak torby, wstała z kucek i podeszła do mamy. – Nie martw się. Będę dzwonić co godzinę, chcesz?

      – Nie chcę. – Twarz Teresy okrasił blady uśmiech. – Ale co dwie już tak.

      – Jasne. – Córka nachyliła się i cmoknęła ją w policzek.

      – Diamond wie, że przylatujesz sama?

      – Nie. A po co mu ta wiedza? Niech myśli, że będziesz ze mną. Na wszelki wypadek.

      – Na jaki wypadek? – spytała czujnie Teresa.

      – Na nijaki. Mamo, pomyśl, gdyby Diamond albo Matthew mieli złe zamiary, czy pozwoliliby na twoje towarzystwo? Nie – odpowiedziała sama sobie. – Wcale się nie dziwię, że tylko jedna wybrana osoba może mi wszędzie towarzyszyć. Im mniej ludzi o tym wie, tym większa szansa, że zachowamy cały plan w tajemnicy.

      – No już dobrze. – Teresa wcale nie była ani odrobinę bardziej przekonana, ale nie dała tego po sobie poznać. Mimo wszystko, choćby Julka nie wiadomo jak się kryła z wątpliwościami, ucho matki bezbłędnie je słyszało. – Kiedy wrócisz?

      – Mówiłam: jutro wylot i wieczorem jestem na miejscu.

      – W domu?

      – W domu.

      – Dzwonisz często i nic złego się nie wydarza.

      – Dokładnie tak. Dzwonię często, ale bez powodu. – Julia wystawiła rękę, żeby mama mogła jej przybić piątkę. – Będziesz świrować?

      – No pewnie. – Teresa się zaśmiała. – Ale bez powodu.

      * * *

      Nicea powitała Julię nieziemskim skwarem. Gdy Diamond prowadził ją do samochodu, czuła, że jeszcze chwila i rozpłynie się we własnym sosie. Na szczęście mogła się skryć we wnętrzu klimatyzowanego wozu i ostygnąć nieco przed wizytą w monakijskiej klinice.

      – Mam nadzieję, że twoja mama szybko dojdzie do siebie i będzie ci mogła towarzyszyć.

      – Też mam taką nadzieję – mruknęła Julia, myślami będąc już w gabinecie lekarskim.

      – Stresujesz się?

      – Trochę. – Spojrzała w boczną szybę, by lepiej się przyjrzeć fladze małego państewka, do którego właśnie wjeżdżali.

Скачать книгу