Medytacja to nie to, co myślisz. Jon Kabat-Zinn

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Medytacja to nie to, co myślisz - Jon Kabat-Zinn страница 5

Автор:
Серия:
Издательство:
Medytacja to nie to, co myślisz - Jon Kabat-Zinn

Скачать книгу

wówczas w miejscu, z którego będzie lepiej widać to, co jest do zobaczenia, z którego mocniej czuć to, co jest do poczucia, które pozwoli nam osiągnąć głębszą świadomość poprzez wszystkie nasze zmysły. Całe ludzkie doświadczenie oczekuje na to, byśmy włączyli je do swojego życia z większą niż dotąd otwartością, byśmy objęli je świadomością i w ramach eksperymentu lub podróży życia przekonali się, co z tego wyniknie. Witam w ciągle poszerzającym się kręgu przytomności i wcielonego przebudzenia.

      Oby Wasze zainteresowanie i zrozumienie uważności rozwijało się i rozkwitało, wzbogacając i upiększając Wasze życie i pracę, Wasze rodziny i wspólnoty, a także ten świat, do którego razem należymy, z chwili na chwilę, każdego kolejnego dnia…

      Jon Kabat-Zinn

      Northampton, Massachusetts, Stany Zjednoczone

      24 stycznia 2018

      Być może dopiero wtedy, gdy nie wiemy, co zrobić,

      znajdujemy naszą prawdziwą misję,

      i gdy nie wiemy już, jaką pójść drogą,

      zaczynamy swą prawdziwą wędrówkę.

      Wendell Berry

      Mam poczucie, że w naszym życiu na tej planecie znaleźliśmy się w momencie krytycznym. Dalszy rozwój może mieć najprzeróżniejsze oblicza. Wydaje się, jakby cały świat stanął w ogniu, podobnie jak nasze serca buzują niepewnością i lękiem, często przepełnione niemądrą namiętnością. Dalszy rozwój wypadków zależy w dużym stopniu od tego, jak w tej kryzysowej sytuacji będziemy rozumieć siebie i świat. Zarówno na naszą indywidualną, jak i społeczną przyszłość wpływ będzie miało to, w jakim zakresie zrobimy użytek z naszej wrodzonej i niedościgłej zdolności zanurzania się w świadomość chwili obecnej, jak postanowimy uleczyć podskórny stres, rozczarowanie i jawną patologię naszego życia i naszych czasów, widoczną nawet wtedy, gdy staramy się rozwijać i chronić wszystko, co jeszcze w nich dobre, piękne i zdrowe.

      Stojące przed nami wyzwanie polega w moim przekonaniu na tym, byśmy się opamiętali, zarówno jako jednostki, jak i jako gatunek. Myślę, że nie będzie przesadą stwierdzenie, że na całym świecie postęp w tym kierunku jest widoczny. Słabo zauważalne, jeszcze mniej rozumiane strużki ludzkiej kreatywności, dobroci oraz troski zasilają rosnące rzeki życzliwego przebudzenia, współczucia i mądrości i to mimo wielu wyzwań, jakim ten świat wciąż musi sprostać. Nie wiadomo, dokąd doprowadzi nas ta przygoda. Cel tej zbiorowej wędrówki, od której nie możemy uciec, nie jest ani stały, ani z góry przesądzony, co oznacza, że nie ma celu poza samą wędrówką. Sytuacja, wobec której stajemy w tej chwili, i to, jak rozumiemy ten moment, kształtuje to, co może pojawić się w następnej chwili i w kolejnej. Nie jest to z góry postanowione i ostatecznie nie da się tego procesu wtłoczyć w żaden szablon. Pozostaje on tajemnicą.

      Jedno jest pewne: wszyscy bierzemy udział w tej wędrówce, bez względu na to, czy nam się to podoba, czy zdajemy sobie z tego sprawę i czy istnieje jakiś plan. Życie jest tą wędrówką, a związane z nim wyzwanie polega na tym, by nadać jej znaczenie. Pod tym względem zawsze mamy wybór. Możemy biernie pozwalać na to, by sterowały nami siły oraz nawyki, które z uporem ignorujemy i które mogą uwięzić nas w koszmarach, albo możemy obudzić się do życia i wziąć w nim pełny udział niezależnie od tego, czy w danym momencie nam się ono podoba. Tylko wtedy, gdy się budzimy, nasze życie staje się rzeczywiste, a przed nami otwiera się szansa na uwolnienie się od naszych prywatnych i zbiorowych złudzeń, chorób i cierpienia.

      Wiele lat temu, podczas dziesięciodniowego odosobnienia w niemal całkowitym milczeniu, nauczyciel medytacji rozpoczął ze mną rozmowę, pytając: „Jak świat cię traktuje?”. Wymamrotałem coś w rodzaju „OK”, a wtedy zapytał mnie: „A jak ty traktujesz świat?”.

      Bardzo mnie to zaskoczyło. Było to ostatnie pytanie, jakiego się spodziewałem. Nauczycielowi nie chodziło o ogólniki. Nie chciał miłej pogawędki. Chodziło mu o tę właśnie sytuację, podczas odosobnienia, tego dnia. Miał na myśli to, co wtedy mogło mi się wydawać błahe, nawet trywialne. Myślałem, że udając się na to odosobnienie, mniej czy bardziej opuściłem ów „świat”, ale jego pytanie sprowadziło mnie na ziemię. Zrozumiałem, że żadne opuszczanie świata nie istnieje i że mój stosunek do niego w każdej chwili, nawet w tym sztucznie uproszczonym otoczeniu, jest ważny, a w gruncie rzeczy wręcz decyduje o tym, czy osiągnę główny cel, dla którego się tam znalazłem. Uprzytomniłem sobie, że najpierw muszę sporo dowiedzieć się o tym, po co w ogóle pojechałem, czym naprawdę jest medytacja, a przede wszystkim co właściwie robię ze swoim życiem.

      Z biegiem lat stopniowo nauczyłem się dostrzegać rzecz oczywistą, a mianowicie, że te dwa pytania stanowią dwie strony tego samego medalu. We wszystkich bowiem danych nam chwilach pozostajemy w intymnej relacji ze światem. Obustronna wymiana w tej relacji nieustannie nadaje kształt naszemu życiu. To ona też kształtuje i definiuje dokładnie ten świat, w którym żyjemy i w którym zdobywamy nowe doświadczenia. Owe dwa aspekty życia, jak świat traktuje nas i jak my traktujemy świat, postrzegamy przeważnie jako niezależne od siebie. Kto z nas zauważył, jak łatwo popadamy w myślenie o sobie jako o graczach występujących na neutralnej scenie, jakby świat był wyłącznie „tam, na zewnątrz”, a nie także „tu, w środku”? Kto zauważył, że często zachowujemy się, jakby to, co zewnętrzne i wewnętrzne, było oddzielone, podczas gdy nasze doświadczenie podpowiada nam, że jest to najsubtelniejsza z membran i tak naprawdę żadne rozgraniczenie nie istnieje? Nawet gdy czujemy zażyłą więź łączącą świat zewnętrzny i wewnętrzny, wciąż możemy pozostać mało wrażliwi na ślad, jaki pozostawiamy w świecie, i wpływ świata na nasze życie w symbolicznym tańcu wzajemności i współzależności na każdym poziomie, począwszy od ciała i umysłu oraz doznań, przez nasz stosunek do członków rodziny, nawyki zakupowe i przemyślenia na temat programów informacyjnych w telewizji, na aktywności obywatelskiej lub jej braku skończywszy.

      Taka niewrażliwość jest szczególnie bolesna, a nawet destrukcyjna, gdy próbujemy wymusić określony bieg wypadków, gdy ma być „po mojemu” bez względu na aspekt przemocy nawet w najmniejszym, ale w końcu ciągle istotnym wymiarze, którą taki wyłom w naturalnym rytmie rzeczy niesie ze sobą. Prędzej czy później owo wymuszanie wypiera wzajemność, piękno przepływu i bogactwo samego tańca. Zaczynamy chcąc nie chcąc deptać po cudzych palcach. Niewrażliwość i brak kontaktu oddzielają nas od własnych możliwości. Odmawiając uznania, jak rzeczy mają się w danej chwili, starając się wymusić pewną sytuację lub relację, bo boimy się, że w przeciwnym wypadku nasze potrzeby nie zostaną spełnione, zapominamy, że na ogół mamy kłopot z jasnym sformułowaniem, o co nam chodzi. Wydaje nam się, że to wiemy. Zapominamy też, że chodzi o taniec cechujący się niebywałą złożonością, ale i prostotą, i że nowe, interesujące rzeczy wydarzają się wtedy, gdy nie poddajemy się w obliczu swoich lęków, gdy przestajemy cokolwiek wymuszać i zaczynamy żyć swoją prawdą, daleko wykraczając poza ograniczoną zdolność sprawowania na dłużej ścisłej kontroli nad czymkolwiek.

      Ani jako jednostki, ani jako gatunek nie możemy sobie dłużej pozwolić na ignorowanie owej fundamentalnej zasady wzajemności i sieci łączących nas powiązań. Nie możemy też ignorować nowych, pasjonujących możliwości, które wyłaniają się z naszych pragnień i dążeń, gdy – każdy na swój sposób – jesteśmy im wierni bez względu na to, jak tajemnicze lub niejasne mogą nam się czasem wydawać. Dzięki rozmaitym dyscyplinom

Скачать книгу