Miłość z widokiem na Śnieżkę. Agnieszka Olejnik

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłość z widokiem na Śnieżkę - Agnieszka Olejnik страница 3

Miłość z widokiem na Śnieżkę - Agnieszka Olejnik

Скачать книгу

nie odczuwał żadnych romantycznych porywów. Pewnie to była jego wina, bo rozleniwił się w małżeństwie, nie dbał o podsycanie uczuć, nie kupował żonie kwiatów, nie zabierał jej na randki. Uznał jednak, że gdyby to wszystko robił, byłoby to sztuczne. Nie czuł potrzeby spędzenia z nią wieczoru. Kiedy nie było z nimi syna, zwyczajnie się ze sobą nudzili.

      Więc może dobrze się stało, że ona odeszła – podsumował w myślach. I że potrafili to załatwić tak, żeby nie ucierpiało dziecko. Jedyne, co nie stało się dobrze, to to, że w miejscu, gdzie kiedyś była rodzina i dom, w życiu Szymona pojawiła się ogromna, czarna dziura, która nosiła imię „pustka”.

      * * *

      Weronika ostatni raz poprawiła włosy klientki siedzącej na fotelu.

      – Chyba ładny odcień nam wyszedł, prawda? – zapytała.

      – Mógłby być trochę bardziej popielaty. Ale może być – potwierdziła łaskawie pani Jola.

      Cóż, w jej ustach brzmiało to jak nie lada pochwała. Niemal entuzjazm.

      – Dam pani odżywkę, która powinna zapobiec żółknięciu – dodała szybko Weronika. – Wystarczy, jeśli będzie jej pani używać raz w tygodniu.

      – Drogie to?

      – Nie, nie, ja to pani dodaję gratis.

      – A, no to wezmę.

      Kiedy pani Jola wyszła z zakładu, Weronika odetchnęła z ulgą. Bała się takich klientek: wiecznie niezadowolonych, prychających, fukających z niesmakiem, ilekroć coś poszło nie po ich myśli. A szło często: wymyślały na przykład fryzury zupełnie niepasujące do ich kształtu twarzy, wysokości czoła albo rysunku brwi. Rude chciały stać się brunetkami, a brunetki – blondynkami, koniecznie bez żółtego odcienia. Te o prostych włosach marzyły o lokach, a te z naturalnymi puklami kazały je sobie prostować. No i wszystkie bez wyjątku oczekiwały, że te zabiegi pozostawią ich włosy w tak dobrej kondycji, w jakiej były przedtem, a może nawet w lepszej.

      Weronika pozamiatała, odłożyła nożyczki do sterylizacji, umyła szczotkę i grzebień, przygotowała próbnik farb i zaparzyła sobie herbatę. Spojrzała na zegar. Miała jeszcze pięć minut do następnej klientki. Usiadła w fotelu i włączyła radio. Spiker ogłaszał właśnie konkurs pod hasłem „Mój pierwszy bal”. Nagrodą miało być dwuosobowe zaproszenie na bal sylwestrowy do Karpacza.

      – Dwuosobowe – mruknęła między jednym łykiem herbaty a drugim. – Ciekawe po co. Nawet gdybym wzięła udział w tym konkursie i jakimś cudem go wygrała, na co mi podwójne zaproszenie, skoro nie mam nawet z kim obejrzeć filmu dziś wieczorem, a co dopiero pójść na bal.

      Poza tym – choć w młodości lubiła pisać i marzyła o tym, aby zdawać na dziennikarstwo – nie miałaby o czym opowiedzieć. Nigdy nie była na prawdziwym balu. No, może raz. Ale nie jako zaproszony gość, lecz w charakterze kelnerki. Nie było czego wspominać.

      Z takich rozmyślań wyrwał ją zdyszany głos klientki, która już od progu przepraszała za spóźnienie. Weronika wyłączyła radio i wzięła się do pracy.

      Po całym dniu jak zwykle miała nogi ciężkie niczym kłody. Mimo że starała się strzyc i nakładać farbę na siedząco, i tak co wieczór musiała spędzić co najmniej pół godziny, leżąc na plecach z nogami opartymi o ścianę, aby pozbyć się wrażenia, że popękają jej łydki.

      Tuż przed dwudziestą pierwszą wpadła do niej Iza z butelką wina.

      – Dziś sobota – oznajmiła wesoło. – Nie zamierzasz chyba po prostu iść spać.

      – Zawsze w soboty po prostu chodzę spać – odparła Weronika. – Podobnie jak w czwartki, niedziele oraz wszystkie inne dni tygodnia.

      – Och, nie bądź nudna! Napijemy się wina. Siadaj! Dlaczego kładziesz się na podłodze?

      – Codziennie muszę odleżeć swoje. Pół godziny to minimum, żeby krew wróciła na swoje miejsce.

      Iza przyjrzała się z troską przyjaciółce. Sięgnęła do barku po kieliszki, przetarła je i nalała wina.

      – Martwię się o ciebie – powiedziała. – Od śmierci tego drania powoli zasychasz jak niepodlewana paprotka u mojej ciotki.

      – I dlatego postanowiłaś mnie podlać winem? – zaśmiała się Weronika.

      – To też. Ale oprócz podlania potrzebujesz jakiegoś nawozu. Potrzebujesz troski.

      – Daj spokój. Jest mi teraz lepiej niż kiedykolwiek.

      – Taaa, w tym sensie, że nikt cię nie poszturchuje, nie obraża w pijackim amoku i nie podbiera ci pieniędzy przeznaczonych na rachunki. Tylko że pod wszelkimi innymi względami jest coraz gorzej. Weź się za siebie, dziewczyno!

      Weronika westchnęła i z wysiłkiem podniosła się z podłogi.

      – Co konkretnie masz na myśli? – zapytała sucho. – Co według ciebie powinnam zrobić?

      – Nie wiem. Wyjść gdzieś. Idź do kina na dobrą komedię, na jakiś koncert, potańcz, poszalej, pośpiewaj. Kiedyś lubiłaś poezję śpiewaną… Miałaś gdzieś takie fajne płyty… Co to było?

      – Stare Dobre Małżeństwo. Ale nie chcę tego słuchać.

      – Dlaczego? – Iza odchyliła głowę i patrzyła na przyjaciółkę spod zmrużonych powiek. – Niby dlaczego nie chcesz?

      – Bo wtedy zaczynam beczeć – odparowała Weronika. – Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?

      Wypiła wino jednym haustem.

      – Wszystko okazało się do dupy, rozumiesz?! – powiedziała napastliwie, choć wcale nie miała zamiaru być niemiła. – Moje życie, moje małżeństwo, moja praca! Nic mi się nie udało! Źle wybierałam od początku do końca!

      Iza była jej przyjaciółką od czasów liceum. Nie dała się spłoszyć opryskliwym tonem ani złym humorem.

      – Właściwie dlaczego zostałaś fryzjerką? – zapytała. – Właśnie sobie uświadomiłam, że nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Czy ty przypadkiem nie marzyłaś o karierze dziennikarskiej?

      – Dziennikarskiej! – prychnęła Weronika. – Może i marzyłam, ale to były takie dziecinne fantazje. Znasz mnie przecież. Jestem nieśmiała, nie mam za grosz siły przebicia. Czy dziennikarka może być zahukana?

      – Nie jesteś zahukana. A w każdym razie nie byłaś. Cicha i refleksyjna, to tak. Ale zahukana, jeśli w ogóle taka jesteś, stałaś się dopiero jako żona Artura.

      – Zaraz mnie jeszcze zapytasz, dlaczego za niego wyszłam.

      – A żebyś wiedziała!

      Wbrew tym słowom Iza nie zapytała jednak o nic więcej. Dolała wina i poszła po orzeszki ziemne. Doskonale wiedziała, gdzie

Скачать книгу