Potentat. Katy Evans
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Potentat - Katy Evans страница 6
– Cała przyjemność po mojej stronie, proszę pana. Mam nadzieję, że podczas następnej wizyty w Nowym Jorku również wybierze pan hotel Four Seasons. – Z tymi słowami wychodzę, mając nadzieję, że zabrzmiało to wystarczająco lekko. Wchodzę do windy, wzdycham i opieram głowę o drewnianą boazerię. Mam wrażenie, że zaraz zemdleję.
Czy ktoś mnie wcześniej tak mocno gryzł?
Czy ktoś mnie wcześniej tak ostro pieprzył?
Wydawało mi się, że połamię sobie zęby, ale z drugiej strony, cholernie mi się to podobało. Miałam ochotę zatopić w nim paznokcie i drapać każdy fragment jego boskiej, naprężonej, opalonej skóry. Ciarki mnie przechodzą na samo wspomnienie tego, jak patrzył mi w oczy, kiedy mnie pieścił oralnie. A kiedy mnie brał od tyłu, miałam ochotę krzyczeć z rozkoszy, do tak dzikiego, wygłodniałego stanu mnie doprowadził. Plątał i targał moje włosy. Dlaczego było to aż tak podniecające?
Nigdy nie czułam się tak całkowicie wypełniona, w całym swoim życiu nie widziałam tak imponującego penisa. Kolana mi drżą na samą myśl o tym.
Czy dobrze się nie złożyło, że wpakowałaś mu się do taksówki, Saro? Że zdecydowałaś się odwiedzić go w pokoju? Że pozwoliłaś mu dwa razy doprowadzić się do orgazmu, a sama też zrobiłaś mu dobrze?
Tak, tak, tak – oto moja odpowiedź na wszystkie te pytania!
Godzinę później wchodzę do swojego mieszkania, gdzie od razu słyszę hałas dobiegający z mieszkania sąsiadów, którzy głośno grają w gry komputerowe. „Cicho tam!” walę w ścianę sypialni, za którą znajduje się ich mieszkanie, po czym z westchnieniem kładę się do łóżka i otwieram laptopa, żeby sprawdzić, czy nie pojawiło się jakieś nowe ogłoszenie dotyczące pracy na Broadwayu. Ale… nie ma nic.
Utknęłam na dobre jako konsjerżka. Kiedy sąsiedzi ponownie zaczynają wrzeszczeć w jakimś wyjątkowo emocjonującym momencie gry, z jękiem odkładam laptopa i chowam głowę pod poduszkę z twardym postanowieniem, że kiedy dorwę jakąś dodatkową kasę, natychmiast kupię słuchawki z redukcją hałasu. Nie pierwszy raz tak sobie mówię, ale tak się składa, że w drodze do sklepu moją uwagę zawsze przykuje jakaś niesamowita para szpilek.
Rozmyślania na temat pieniędzy przypomniały mi o zbliżającym się terminie zapłaty czynszu. Moja współlokatorka wyprowadziła się, co oznacza, że wreszcie jestem sama, ale również to, że muszę w całości pokryć czynsz. Siadam, otwieram komputer i zaczynam pisać ogłoszenie. Tymczasem nie wiadomo dlaczego, przypominają mi się jego ciemne oczy. Serce mi staje, przerywam pisanie. Boże! Ale z niego ciacho…
***
Ian
Dwa dni temu…
W słuchawce słyszę jej monotonny głos, gada, i gada, i, kurwa, gada… Wypuszczam powietrze z płuc i przerywam jej szorstko:
– Zwróć się z tym do mojego prawnika.
Rzucam słuchawką i wpatruję się ze złością w telefon, po czym przecieram oczy i pozwalam dłoniom opaść na kolana.
Co się, kurwa, właściwie stało?
Spotykaliśmy się przez całe studia, a jako świeżo upieczeni absolwenci postanowiliśmy wykonać kolejny logiczny krok i przenieśliśmy się do Nowego Jorku. Skupiłem się na zarabianiu pieniędzy. Szło mi coraz lepiej, dałem jej więcej, niż mogła sobie wymarzyć – penthouse z czterema sypialniami na West End Avenue z widokiem na rzekę Hudson, szalone wypady do domu towarowego Bergdorf i egzotyczne wakacje, na które lataliśmy wyczarterowanymi, prywatnymi odrzutowcami. Myślałem tylko o tym, żeby zarabiać więcej i dawać jej więcej – aż do dnia, kiedy wszedłem do naszego apartamentu i znalazłem spinki do mankietów, które nie należały do mnie.
Zapytałem, czy mnie zdradza.
Zaprzeczyła.
Jak ostatni idiota uwierzyłem w bajeczkę, że spinki miały być prezentem dla mnie. Zignorowałem fakt, że nie były zapakowane, co więcej, nigdzie w pobliżu nie było nawet opakowania. Przyjąłem je. A nawet założyłem przy kolejnej wspólnej okazji. Cholerny dureń!
Osiem miesięcy później wszedłem do naszego apartamentu i natknąłem się na dwa kieliszki po winie w zlewie, jej buty na podłodze oraz bieliznę rozrzuconą w drodze do sypialni. Stałem pod drzwiami, przysłuchując się im.
IM.
Mojej żonie i innemu mężczyźnie.
Cały drżałem, kiedy gwałtownie otworzyłem drzwi i ruszyłem w ich stronę.
Zrzuciłem go z niej, odwróciłem i mocnym ciosem posłałem w stronę ściany.
– Z nami koniec – rzuciłem krótko w jej stronę, zbierając manele gościa i rzucając mu je na klatę. – A co do ciebie, to nie radzę ci się tu nigdy więcej pokazywać, jeśli nie chcesz kłopotów.
Okazało się, że to jakiś młody księgowy pracujący w firmie zatrudnionej przez moje studio filmowe, który pomagał mojej żonie w sprawie wydatków osobistych. Ha!
– Ian! – Próbowała się usprawiedliwić. – Nigdy cię tu nie ma!
– Za to ty – warknąłem – jesteś tu dzięki mnie.
Szerokim gestem wskazałem nasz apartament zapełniony wszystkimi luksusowymi rzeczami, jakie się jej zamarzyły.
– Jesteś tutaj, do cholery, dzięki mnie, Cordelio. – Spojrzałem w jej oczy, niegdyś tak słodkie i niewinne. Oczy dziewczyny, która piekła mi ciastka i serwowała je z domowymi lodami, kiedy miałem urodziny. Co się z nią stało? Co się stało z nami?
– Nigdy cię tu nie ma! – szlochała. – A ja jestem młoda i mam swoje potrzeby!
Potrząsnąłem głową. Rozczarowanie sobą samym, nią, nami, uderzyło we mnie z taką siłą, że prawie odebrało mi dech.
– Mogłaś ze mną porozmawiać.
– Próbowałam. – Cordelia zakryła twarz rękami i spuściła wzrok. Wyjąłem walizkę i zacząłem się pakować.
– Dokąd ty się wybierasz? Ian, proszę cię…
– Wychodzę. I już nie wrócę. Mój prawnik odezwie się do ciebie.
Spakowałem się w ekspresowym tempie. Kiedy musiałem wyjechać w kolejną podróż służbową, zawsze robiłem to niechętnie. Tym razem po raz pierwszy spakowałem się bez chwili wahania.
– Przecież nie musi tak być! – Wybiegła za mną do przedpokoju, po czym zamarła bez ruchu, kiedy gwałtownie się odwróciłem i stanąłem z nią twarzą w twarz.