Potentat. Katy Evans
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Potentat - Katy Evans страница 8
Jednak ja nadal pragnęłam w życiu czegoś więcej. Chciałam zajmować się czymś, co jest moją pasją, a w czym – tak się złożyło – byłam naprawdę dobra. Czasami trudno jest połączyć te obie sprawy, więc kończy się na tym, że zawodowo zajmujesz się tym, w czym jesteś dobry, a twoim hobby zostaje to, co kochasz. Wezmę każdą pracę, ale kiedy myślę o swoich dawnych marzeniach, o występowaniu przed widownią, aż mnie nosi i nie mogę przestać rozglądać się za czymś takim.
Z westchnieniem odkładam gazetę i idę do łazienki, żeby napełnić wannę wodą. Kiedy kąpiel jest już gotowa, wkładam najpierw jedną stopę, a potem zanurzam się w wodzie cała. Kiedy się szoruję, moje myśli błąkają się bez celu. To dziwne, ale teraz myślę o nim za każdym razem, gdy wskakuję do wanny. Może to dlatego że tamtego wieczoru, kiedy się poznaliśmy, tak rozpaczliwie pragnęłam się wykąpać. A może dlatego, że po prostu stale teraz o nim myślę.
Minęły już dwa tygodnie, a ja ciągle nie zdołałam ustalić, jak ma na nazwisko. Ale nic nie szkodzi. Pewnie i tak nic by z tego nie było. Skoro nie mogę go odnaleźć, to przynajmniej zachowam wspomnienia.
Przesuwam gąbką po swoim ciele, a ladacznica, którą w sobie rozbudziłam, domaga się więcej i więcej. Nie uprawiałam seksu od tamtego spotkania z nim. Bo i po co? Tamtym doznaniom i tak nie można dorównać. To po prostu niemożliwe. Dlatego wolę oszczędzać się dla niego – tyle że jak, na niebiosa, mam go odnaleźć?
– Gdzie się podziałeś, ty seksowny dupku? – jęczę, zanurzając palec pod wodę i kierując go między nogi. O, tak… Zrobiłam sobie dobrze, fantazjując o nim więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć.
Może powinnam wyjść z tej wanny i zdecydować się na prawdziwy seks…? No wiecie, z partnerem.
Ale myśl o seksie z jakimś zamiennikiem w ogóle mnie nie kręci, więc zamykam oczy i robię swoje. Nikogo w ten sposób nie krzywdzę, a kto wie? Może moje pragnienie, żeby go znowu spotkać, jest tak silne, że pewnego dnia facet ponownie pojawi się w naszym hotelu?
***
– Saro, pan z pokoju 1103 prosi o zrobienie rezerwacji w…
Prawie spadam z krzesła.
– Słucham?!
– Pan Thackery. Prosi o zrobienie rezerwacji w restauracji Mr. Chow.
Zerkam na mężczyznę stojącego przed stanowiskiem konsjerża naprzeciwko Carly. To nie on.
Weź się w garść, Saro! – strofuję się w duchu.
Wypuszczam powietrze z płuc i potrząsając głową, biorę się do robienia rezerwacji. Niektórzy z naszych gości, ci starsi, nie wiedzą, że teraz można zarezerwować stolik on-line i ciągle nas proszą, żebyśmy to dla nich robili.
– Gotowe. Stolik dla czterech osób, dwudziesta trzydzieści. Wytłumaczyć panu, jak tam dojść?
Mężczyzna kiwa głową, więc wyciągam mapę i pokazuję mu, gdzie znajduje się restauracja, a Carly w tym czasie zajmuje się kolejnym gościem.
– Powinnaś pozwolić się komuś przelecieć – zauważa Robert, jeden z moich współpracowników, kiedy goście wychodzą.
Potrząsam głową.
– Wolałabym potańczyć… uuups, czekaj chwilę, mój telefon dzwoni. – Zerkam na wyświetlacz, ale nie poznaję widocznego na nim numeru. – Halo?
– Cześć, właśnie przyjechałam do Nowego Jorku i przeczytałam w ogłoszeniu, że szukasz współlokatorki. Czy to aktualne?
– Tak. A kto mówi?
– Jestem Bryn Heyworth. Czy możemy się dzisiaj spotkać? Ja… tak jakby… nie bardzo mam gdzie się dzisiaj zatrzymać i miałam nadzieję…
– Kończę pracę za pół godziny. Spotkajmy się za godzinę w dzielnicy Nolita. – Podaję jej adres mieszkania. – Poznamy się i zobaczymy, czy do siebie pasujemy.
– Już lecę! – szczebiocze, a ja kończę połączenie. Cholera. Dziewczyna spoza miasta. Nowo przyjezdni zwykle dają popalić. Chcą się zaprzyjaźnić, niektórzy oczekują, że będzie się ich oprowadzać po mieście, a ja naprawdę nie mam czasu, żeby biegać z kimś po Nowym Jorku. Wiem jednak, że w mojej sytuacji nie mogę wybrzydzać, więc po pracy jadę prosto do domu. Jeśli nie będę mieć współlokatorki, moja pensja wystarczy właściwie tylko na czynsz i bardzo skromne jedzenie, na rozrywki nie zostanie nic.
Na miejscu od razu ją rozpoznaję. Przy wejściu do budynku stoi młoda kobieta mniej więcej w moim wieku otoczona czterema walizkami, z przewieszoną przez ramię torbą od laptopa.
– Bryn? – pytam, przesadnie unosząc brwi.
– Sara?
Przytakuję i z trudem opanowuję śmiech, kiedy tak się sobie przypatrujemy. Miałam zamiar przeprowadzić z nią porządny wywiad, ale to jej spojrzenie smutnego szczeniaka sprawia, że natychmiast topnieje mi serce. Boże, takie zagubione duszyczki natychmiast budzą mój instynkt opiekuńczy! Poza tym ta dziewczyna absolutnie nie wygląda, jakby miała złe zamiary. Ani trochę! Jest modnie ubrana, na twarzy ma lekki makijaż, miękkie kasztanowe włosy ma związane w kucyk, a ja nagle mam olśnienie – to ta jedyna!
Współlokatorka, na którą czekałam.
– No i…? Na co czekasz? Zabieraj to na górę! – mówię jej, wskazując na bagaż i biorąc w ręce dwie z jej walizek.
– Czy to oznacza, że jestem twoją nową współlokatorką…? – W jej głosie wyczuwam niedowierzanie, ale również zachwyt, kiedy łapie pozostałe walizki i wchodzi za mną do budynku.
– Nie, to oznacza, że zwykle zapraszam na noc wszystkie przybłędy… – mówię, kiedy pakujemy się do windy. Milczy, speszona, więc daję jej żartobliwego kuksańca w bok. – Oczywiście, że jesteś moją współlokatorką! Pogadamy na górze.
– Och! – śmieje się z ulgą, kiedy z trudem wyciągamy walizki z windy i wleczemy je korytarzem do mojego mieszkania.
Odkładam swój ładunek, po czym otwieram drzwi i gestem zapraszam ją do środka:
– Przywitaj się ze swoim nowym domem! – Zapalam światło i pomagam jej wtoczyć walizki do środka.
Rozgląda się dokoła z uśmiechem na ustach.
– Nie jest wielki, ale wygodny i w świetnej lokalizacji – mówię, prowadząc do jej pokoju. – To będzie twój pokój.