Pogrzebani. Jeffery Deaver

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pogrzebani - Jeffery Deaver страница 29

Автор:
Серия:
Издательство:
Pogrzebani - Jeffery  Deaver

Скачать книгу

do spółki z równie oszołomionym układem sercowo-naczyniowym potrafią czasem wywołać potężny skok ciśnienia krwi, który z kolei może doprowadzić do dodatkowych uszkodzeń neurologicznych i śmierci, jeśli nie zostanie dostatecznie szybko opanowany. Rhyme przypuszczał, że w rzadkich przypadkach ciśnienie w kabinie samolotu mogłoby spowodować taki stan – dysrefleksji autonomicznej – ale oskarżenie alkoholu o zwiększenie ryzyka było w jego przekonaniu marną sztuczką, by skłonić go do ograniczenia procentów.

      Wyraził swoją wątpliwość na głos.

      – Czytałem o tym w opracowaniu naukowym – odparował Thom.

      – Tak czy inaczej, miałem na myśli kawę. Poza tym wcale nam się nie spieszy? Piloci odlecieli do Londynu, żeby przywieźć tamtych świadków do Amsterdamu. Nie mogą, ot tak, zawrócić i odstawić nas z powrotem do Stanów. Nocujemy w Neapolu.

      – Pojedziemy do hotelu. Może później. Lampka wina. Mała.

      Zarezerwowali dwupokojowy apartament w hotelu blisko wybrzeża, który znalazł im Thom. „Dostępny dla niepełnosprawnych i romantyczny”, dodał opiekun, na co Rhyme przewrócił oczami.

      Kryminalistyk rozejrzał się po ulicy.

      – To jak, kawa? – zapytał. – Naprawdę jestem zmęczony. Patrzcie. Kawiarnia. – Ruchem głowy wskazał na drugą stronę ulicy, Via Medina.

      Sachs przyglądała się lśniącemu, niskiemu samochodowi sportowemu, który minął ich, dudniąc silnikiem. Rhyme nie miał pojęcia, co to za marka, model i ile koni mechanicznych ma pod maską, ale musiała to być potężna maszyna, skoro wzbudziła zainteresowanie Amelii. Sachs skierowała wzrok na Rhyme’a.

      – Szczeniackie wojenki, kto tu ważniejszy – oznajmiła poirytowana.

      Rhyme odpowiedział uśmiechem. Cały czas myślała o sprawie.

      – W Stanach federalni kontra stanowi – ciągnęła. – Tutaj Włochy kontra Ameryka. Wygląda na to, że wszędzie bawią się w to samo. Przecież to idiotyzm, Rhyme.

      – Masz rację.

      – Nie wyglądasz na przejętego.

      – Hm.

      Zerknęła na budynek za nimi.

      – Trzeba zatrzymać tego gościa. Niech to szlag. No dobra, możemy im pomóc nawet z Nowego Jorku. Po powrocie zadzwonię do Rossiego. Wygląda na rozsądnego człowieka. Zdecydowanie bardziej rozsądnego niż ten drugi. Prokurator.

      – Podoba mi się jego imię i nazwisko – odparł Rhyme. – Dante Spiro. No więc macie ochotę na kawę czy nie?

      Ruszyli w stronę lokalu, którego specjalnością były chyba ciastka i lody.

      – Jesteś zmęczony, dobrze zrobiłoby ci tiramisu – powiedział Thom do Rhyme’a. – Wiesz, co po włosku oznacza nazwa tego deseru? „Postaw mnie na nogi”. Jak herbata w Anglii, daje ci energię po południu. Pamiętaj, „kawą” nazywają tutaj to, co my znamy jako espresso. Jest jeszcze cappuccino, latte i americano, czyli espresso z gorącą wodą podawane w większej filiżance.

      Kelnerka znalazła im miejsce na zewnątrz, niedaleko metalowej przegrody oddzielającej stoliki od chodnika. Przepierzenie było osłonięte malowanym bannerem, prawdopodobnie czerwonym, gdy go wieszano, a teraz w odcieniu spłowiałego różu. Z napisem „Cinzano”.

      Podeszła do nich inna kelnerka, mrukliwa dwudziestokilkulatka w czarnej spódnicy i białej bluzce, która łamaną angielszczyzną zapytała, czego sobie życzą.

      Sachs i Thom zamówili cappuccino, a opiekun poprosił jeszcze o lody. Spojrzała na Rhyme’a.

      – Per favore, una grappa grande – powiedział.

      – Si.

      Zanim Thom zdążył zaprotestować, zniknęła. Sachs się zaśmiała.

      – Zrobiłeś mnie w balona – mruknął opiekun. – To jest lodziarnia. Kto mógł wiedzieć, że mają koncesję na alkohol?

      – Lubię Włochy – oświadczył Rhyme.

      – A gdzie się nauczyłeś włoskiego? Skąd w ogóle wiesz, co to jest grappa?

      – Z przewodnika po Włoszech Frommera – odrzekł Rhyme. – Pożytecznie wykorzystałem czas podczas lotu. Ty natomiast, jak zauważyłem, wolałeś spać.

      – Tobie też by się to przydało.

      Pojawiły się napoje, a Rhyme prawą dłonią uniósł kieliszek i skosztował.

      – Bardzo… orzeźwiająca. Powiedziałbym, że docenienie tego smaku wymaga czasu.

      Thom wyciągnął rękę.

      – Jeżeli ci nie smakuje…

      Rhyme odsunął kieliszek.

      – Potrzebuję czasu, żeby w tym zasmakować.

      Usłyszała ich stojąca niedaleko kelnerka.

      – Niestety, my nie mamy tu najlepsza grappa – usprawiedliwiała się skruszona. – Ale jak pójdziecie do większej restauracji, dadzą wam więcej i lepiej grappy. I destylat. Podobny do grappy. Musicie spróbować oboje. Najlepsze są z Barolo w Piemoncie i z Wenecja Euganejska. Na północy. Ale to moje zdanie. Skąd przyjechaliście?

      – Z Nowego Jorku.

      – Ach, Nowy Jork! – Oczy jej rozbłysły. – Manhattan?

      – Tak – odparła Sachs.

      – Kiedyś pojadę tam. Byłam z rodziną w Disneyland. Na Florydzie. Odwiedzę Nowy Jork. Chcę jechać na łyżwach na lodzie w Rockefeller Center. Czy można jeździć tam cały czas?

      – Tylko zimą – powiedział Thom.

      – Allora, dziękuję!

      Rhyme wypił drugi łyk grappy. Mimo że smakowała już łagodniej, postanowił skosztować którejś z lepszych odmian. Zatrzymał wzrok na frontonie komendy policji, na którą zerkał niemal bez przerwy. Przełknął grappę i pociągnął następny łyk.

      Thom, który z wyraźną przyjemnością delektował się deserem i kawą, spojrzał na niego podejrzliwie.

      – Wyglądasz o wiele lepiej – zauważył. – Na mniej zmęczonego.

      – Tak. Niewiarygodne.

      – Chociaż mam wrażenie, jakbyś na coś niecierpliwie wyczekiwał.

      Miał rację.

      – Na co?

      – Na to – rzekł Rhyme, kiedy zadzwonił telefon Sachs.

      Zmarszczyła brwi.

      – Nie ma numeru.

      – Odbierze. Wiemy, kto to.

Скачать книгу