Pogrzebani. Jeffery Deaver

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pogrzebani - Jeffery Deaver страница 30

Автор:
Серия:
Издательство:
Pogrzebani - Jeffery  Deaver

Скачать книгу

tak. Massimo Rossi.

      – Zapłać – polecił Thomowi Rhyme, kończąc grappę.

      – I kapitan Rhyme? – dopytywał Rossi.

      – Słucham, panie inspektorze.

      – Miałem nadzieję, że jeszcze złapię państwa gdzieś w pobliżu.

      – Jesteśmy w kawiarni naprzeciwko. Wstąpiliśmy na kieliszek grappy.

      Chwila ciszy.

      – Muszę państwu powiedzieć, że w sieci pojawiło się wideo Kompozytora. Miał pan rację. Nie na YouVid. Na NowChat.

      – Kiedy? – spytał Rhyme.

      – Jakieś dwadzieścia minut temu.

      – Aha.

      – Proszę, kapitanie Rhyme – powiedział Rossi. – Wydaje mi się, że nie należy pan do krętaczy. Jestem tego pewien. Omówiłem sprawę z prokuratorem Spirem i obaj byliśmy, delikatnie mówiąc, pod dużym wrażeniem pańskich spostrzeżeń.

      – Wniosków wyprowadzonych metodą dedukcji, nie spostrzeżeń.

      – Tak, oczywiście. Allora, uznaliśmy, że warto zmienić poglądy i zapytać pana, czy rzeczywiście byłby pan skłonny…

      – Za pięć minut będziemy w waszym biurze.

      ROZDZIAŁ 17

      Za namową Rhyme’a – usilną namową – pokój operacyjny przeniesiono z trzeciego piętra do dużej sali konferencyjnej w suterenie, obok laboratorium Policji Kryminalistycznej.

      Laboratorium urządzono w przemyślany sposób. Zostało podzielone na część sterylną, gdzie wydobywano i analizowano ślady, oraz większą przestrzeń do badań odcisków palców, butów i opon oraz innych zadań, dla których zanieczyszczenie nie było aż tak istotne. Sala konferencyjna przylegała do tej drugiej części laboratorium.

      Rhyme, Sachs i Thom znaleźli się tam z inspektorem Rossim i wysokim, smukłym Ercolem Benellim.

      Towarzyszyło im jeszcze dwoje funkcjonariuszy w niebieskich mundurach, innych niż jasnoszary uniform Ercolego. Byli to młody Giacomo Schiller i Daniela Canton, najprawdopodobniej jego partnerka. Oboje mieli jasne włosy – kobieta nieco ciemniejsze – i z poważnymi minami słuchali z uwagą każdego słowa Rossiego, który zwracał się do nich jak dziadek, życzliwy, lecz wymagający posłuszeństwa. Rossi wyjaśnił, że pracują w lotnym patrolu, a Rhyme domyślił się, że to włoski odpowiednik patroli poruszających się radiowozami, czyli mobilnych, jak je nazywano w żargonie nowojorskiej policji.

      – A Dante Spiro? – spytał Rhyme.

      – Procuratore Spira wezwały pilne sprawy.

      Czyli ów wybuchowy jegomość zgodził się na powrót Amerykanów, ale nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Rhyme’owi bynajmniej to nie przeszkadzało. Ten włoski układ, w którym prokurator okręgowy brał czynny udział w śledztwie, budził jego wątpliwości. Prawdopodobnie nie zachodził konflikt interesów, a Spiro sprawiał wrażenie bystrego człowieka. Nie, zastrzeżenia Rhyme’a można było streścić w okropnym banale: gdzie kucharek sześć…

      Ercole rozstawił tablice i tłumaczył ich treść z włoskiego na angielski. W drzwiach stała Beatrice Renza, korpulentna, rzeczowa analityczka z laboratorium, i udzielała mu rad.

      Rhyme dowiedział się, że jej imię wymawia się „Be-a-tri-cze”. Do włoskiego oczywiście trzeba się było przyzwyczaić, ale brzmiał znacznie bardziej melodyjnie niż mdła angielszczyzna.

      Renza strzelała krótkimi, urywanymi zdaniami, a Ercole krzywił się i odpowiadał cierpkim tonem, najwidoczniej reagując na zastrzeżenia wobec tłumaczenia czy opisu. Wtedy przewracała oczami za szkłami w wyrafinowanych oprawkach, podchodziła, wyjmowała mu z ręki marker i poprawiała zapis na tablicy.

      Belferka, pomyślał Rhyme, ale ja nie jestem lepszy. Podziwiał jej profesjonalizm. I umiejętność badania dowodów. Analizę śladów przeprowadziła znakomicie.

      Daniela i Giacomo ustawili i włączyli duży laptop. Policjantka skinęła głową Rossiemu.

      – To właśnie ten film – zapowiedział.

      Giacomo wcisnął kilka klawiszy i ekran ożył.

      – Serwis zablokował wideo – poinformowała ich Daniela z lekkim akcentem. – Drastyczne obrazy przemocy naruszają zasady. We Włoszech pokazywanie takich scen może być uznane za przestępstwo. Ale na naszą prośbę przesłali kopię.

      – Czy na stronie pojawiły się komentarze użytkowników? – zapytała Sachs. – Na temat filmu?

      – Też na to liczyliśmy – odrzekł Rossi. – Że Kompozytor odpowie na komentarz i dowiemy się czegoś więcej. Ale tak się nie stało. Serwis zostawił tę stronę – znów na naszą prośbę – już bez filmu. Giacomo monitoruje komentarze. Ale Kompozytor milczy.

      Młody człowiek zaśmiał się z goryczą.

      – Smutny ten kraj. Komentarze piszą głównie ludzie wściekli na to, że zablokowano wideo. Publiczność chce oglądać śmierć człowieka. – Wskazał na komputer. – Ecco.

      Wszyscy utkwili wzrok w ekranie.

      Ukazywał mroczne pomieszczenie o wilgotnych ścianach z licznymi plamami pleśni. Śniady, szczupły mężczyzna z brodą siedział zakneblowany na krześle z cienką pętlą na szyi, zawiązaną znów na strunie z instrumentu, której koniec sięgał poza kadr. Była lekko napięta. Nieprzytomny mężczyzna oddychał z trudem. Ścieżkę dźwiękową, tak jak w przypadku klipu z Nowego Jorku, stanowiła tylko muzyka grana na keyboardzie, prawdopodobnie nowym casio albo podobnym.

      To też był walc na trzy czwarte. I tak jak w poprzednim filmie, rytm wybijał zduszony oddech, a w miarę jak obraz ciemniał, muzyka i dyszenie zwalniały tempo.

      – Cristo – szepnął Ercole, choć prawdopodobnie widział to już co najmniej raz. Zerknął na Danielę, która oglądała wideo z kamienną twarzą. Chrząknął i przybrał stoicką minę.

      Muzyka brzmiała znajomo, ale Rhyme nie potrafił sobie przypomnieć tytułu. Powiedział o tym.

      Wszyscy obecni wyglądali na zaskoczonych.

      – Walc kwiatów – rzekł Thom. – Z Dziadka do orzechów.

      – Aha. – Rhyme od czasu do czasu słuchał jazzu; intrygowało go miejsce dla improwizacji w matematycznym absolucie kompozycji muzycznej (właśnie w ten sposób traktował pracę nad badaniem miejsca zdarzenia). Na ogół jednak muzykę, jak większość dziedzin sztuki, uważał za stratę czasu.

      Ofiara poruszyła się, gdy na jej ramię sypnęło się parę kamyków albo garstka ziemi ze ściany czy sufitu, ale nie odzyskała przytomności. Obraz ciemniał, muzyka zwalniała. W końcu zapadła ciemność i cisza.

      Na ekranie ukazał się podpis autora filmu.

      – Metadane?

Скачать книгу