Buntowniczka. Lisa Kleypas

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Buntowniczka - Lisa Kleypas страница 19

Buntowniczka - Lisa  Kleypas

Скачать книгу

sekretariatu i daj go pani Fernsby. Zaczekaj, aż zgromadzi rzeczy, o które proszę, i nie dalej niż za pół godziny dostarcz mi je tutaj.

      − Tak jest, proszę pana.

      Lokaj ulotnił się w ułamku sekundy. Rhys uśmiechem skwitował jego szybkość. Nie było tajemnicą, że zarówno w jego domu, jak i w firmie rozkazy trzeba było wypełniać błyskawicznie i z entuzjazmem.

      Wkrótce otrzymał swoje zamówienie, zapakowane w eleganckie, kremowe pudła. Naszykował kąpiel dla Helen, a potem zebrał jej rozrzucone ubrania i spinki do włosów.

      Usiadł na brzegu łóżka i pogładził policzek ukochanej. Obserwując, jak się budzi z głębokiego snu, po raz kolejny uległ fali czułości, która zagarnęła go nagle, z niemal bolesną intensywnością.

      Helen otworzyła oczy. Przez chwilę nie mogła skojarzyć, gdzie jest i dlaczego widzi tego mężczyznę. Kiedy sobie przypomniała, popatrzyła na niego niepewnie. Rhys był zachwycony, kiedy znów zobaczył jej nieśmiały uśmiech.

      Przyciągnął ją do siebie i poszukał ustami jej ust. Kiedy pieszczotliwie przesunął dłonią po jej nagich plecach, poczuł gęsią skórkę.

      − Czy masz ochotę na kąpiel? – szepnął.

      − A mogę?

      − Jest już gotowa. – Sięgnął i podał jej szlafrok, który wisiał w nogach łóżka – kimono wiązane z przodu.

      Helen stanęła na dywanie i pozwoliła, żeby je na nią włożył. Wstydliwie kuliła się pod jego wzrokiem. Rhys, ujęty jej skromnością, zawiązał kimono, a potem podwinął przydługie rękawy. Dół szlafroka ciągnął się po podłodze.

      − Nie musisz się wstydzić – powiedział. – Oddałbym duszę, żeby zawsze widzieć cię nagą, nawet kiedy jesteś ubrana.

      − Nie żartuj sobie.

      − Z twojej nagości? Wcale nie żartowałem!

      − Ze swojej duszy – wyjaśniła z powagą. – Jest zbyt ważna.

      Uśmiechnął się i skradł jej kolejny pocałunek. Następnie ujął Helen za rękę i zaprowadził do łazienki, wyłożonej płytkami z białego onyksu. Górną połowę ścian osłaniała mahoniowa boazeria. Przy jednej z nich znajdowała się owalna francuska wanna; o pochyłe ściany na jej końcach można było się wygodnie oprzeć. Obok stała przeszklona serwantka, w której ułożono stosy białych ręczników.

      Rhys wskazał gestem niewielką mahoniową toaletkę i rzekł:

      − Kazałem przysłać parę rzeczy ze sklepu.

      Helen podeszła bliżej i zobaczyła stojak ze szpilami do włosów, komplet czarnych grzebieni, szczotkę w emaliowanej oprawie, kolekcję pachnących mydeł, zapakowanych w ręcznie malowany papier, oraz wybór perfumowanych olejków.

      − Na co dzień będzie ci usługiwała pokojówka – rzucił Rhys, patrząc, jak Helen upina włosy na czubku głowy.

      − Sama sobie poradzę. – Jej policzki zaczerwieniły się lekko, kiedy spojrzała na wysoką krawędź wanny. – Ale chyba będę potrzebowała pomocy przy wejściu do wanny i wyjściu z niej.

      − Do twoich usług – zaoferował ochoczo.

      Ciągle się czerwieniąc, Helen odwróciła się do niego tyłem i zsunęła szlafrok z ramion. Rhys zdjął go z niej i omal nie upuścił na podłogę, kiedy zobaczył smukłe plecy i kształtną pupę. Podał jej rękę, pomagając wejść do wanny. Każdy ruch Helen był ostrożny i zarazem pełen gracji, jak u kota, który stąpa po nieznanym gruncie. Zanurzyła się w parującej wodzie z nadzieją, że kąpiel złagodzi wewnętrzne pieczenie i kłucie.

      − Twoje wnętrze jest podrażnione – powiedział z troską Rhys, przypominając sobie, jak delikatne i ciasne było wejście do jej ciała.

      − Tylko trochę. – Długie rzęsy uniosły się. – Czy mogę mydło?

      Odpakował kostkę miodowego mydła i podał go Helen razem z gąbką, z pożądaniem wpatrując się w różowy zarys kobiecego ciała, majaczący pod wodą. Namydliła gąbkę, po czym zaczęła mydlić barki i szyję.

      − Czuję ulgę – wyznała. – Teraz, kiedy już wszystko jest jasne.

      Rhys usiadł na krześle przy toaletce.

      − Dobrze, że to powiedziałaś, bo musimy porozmawiać – rzekł. – Kiedy spałaś, zastanawiałem się nad sytuacją i na nowo przemyślałem nasz związek. Widzisz… − Urwał, bo zobaczył przerażone spojrzenie wielkich oczu w nagle pobladłej twarzy. Pojął, że Helen musiała go źle zrozumieć, więc gruchnął na kolana. – Nie, nie, nie o to chodzi – zapewnił skwapliwie i sięgnął do niej, nie zważając, że moczy rękaw koszuli i kamizelkę. – Jesteś moja, cariad. A ja jestem twój. I nigdy… Iesu Mawr, nie patrz tak na mnie! – Przyciągnął Helen do krawędzi wanny i obsypał pocałunkami jej gładką, mokrą skórę. – Chciałem tylko powiedzieć, że nie mogę się ciebie doczekać. Dlatego musimy uciec razem. Powinienem to powiedzieć na początku, ale wybacz, myśli mi się mącą. – Dopadł ustami jej ust i całował, aż poczuł, że uchodzi z niej napięcie.

      Kiedy skończył, Helen odsunęła się i popatrzyła na niego oszołomiona. Jej policzki lśniły od wody, a długie rzęsy były zlepione wilgocią.

      − Dzisiaj?

      − Tak. Zaraz wszystko przygotuję. O nic nie musisz się martwić. Każę pani Fernsby spakować dla ciebie walizkę. Pojedziemy do Glasgow pociągiem, moją prywatną salonką. Jest tam przedział sypialny z dużym łóżkiem…

      − Rhys. – Smukłe palce, pachnące mydłem, zamknęły mu usta. Helen wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. – Nie ma potrzeby myśleć o innych planach. Przecież nic się nie zmieniło.

      − Wszystko się zmieniło – odpowiedział zbyt gwałtownie. Przełknął z wysiłkiem i złagodził ton: – Wyjeżdżamy dziś po południu. Tak będzie najlepiej. To nam rozwiąże przynajmniej jeden problem.

      Helen pokręciła głową.

      − Nie mogę zostawić moich sióstr samych w Londynie.

      − Przecież mieszkają w domu pełnym służby. A Trenear wkrótce wróci.

      − Owszem, jutro. Ale bliźniaczek nie można zostawić samych do tego czasu. Przecież wiesz, jakie one są!

      Pandora i Cassandra rzeczywiście były parą diablątek, pełnych najbardziej niecnych pomysłów. Dziewczęta, wychowane w spokojnej posiadłości w Hampshire, nagle znalazły się w Londynie i uznały go za jeden wielki plac zabaw. Żadna z nich nie miała pojęcia, jakie niebezpieczeństwa czyhają na nie w wielkiej metropolii.

      − W takim razie zabierzemy je ze sobą – stwierdził Rhys bez entuzjazmu.

      Helen uniosła brwi.

      − Chcesz, żeby

Скачать книгу