Źródło i mielizny. Гилберт Кит Честертон
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Źródło i mielizny - Гилберт Кит Честертон страница 9
Na tym właśnie opiera się praktyczne podejście do polityki. Bądźcie rojalistami, proszę bardzo (a wiele przemawia, i wielu agituje, za bardziej osobową władzą, która byłaby osobiście odpowiedzialna); wypróbujcie monarchię, jeśli myślicie, że będzie lepsza, lecz nigdy jej nie ufajcie, bo monarcha jest tylko człowiekiem i nie okaże się nikim więcej. Bądźcie demokratami, jeśli taka wasza wola (co do mnie, dalej uważam, że demokracja to najbardziej wspaniałomyślny i w swej istocie najbardziej chrześcijański ideał polityczny); okazujcie wiarę w człowieczeństwo, wyzwalajcie uciemiężoną ludzkość lub w dowolnej innej formie stosujcie zasadę, że ludzie są równi; lecz za grosz nie ufajcie ani tej wyzwolonej ludzkości, ani żadnemu śmiertelnikowi. Tak, człowiek jest obrazem Boga, ozdobą i zaszczytem świata, najwybitniejszym spośród zwierząt22, ma jednak pewną nieznaczną skazę: nie wolno mu ufać. Jeśli utożsamicie go z jakimś ideałem, który waszym zdaniem stanowi sedno ludzkiej natury lub jedyny cel ludzkiego życia, nadejdzie chwila, gdy nagle ujrzycie w nim zdrajcę.
W ten właśnie sposób, jako zdrajcę, postrzegają go dzisiaj wszystkie te liberalne, oświecone i opiniotwórcze środowiska, które już dawno zdecydowały, w jaką stronę ma zmierzać świat, krocząc drogą pokoju i postępu. W takich liberalnych środowiskach obracają się panowie Wells i Webb23, amerykańscy pacyfiści lub uczeni reformatorzy społeczni z Cambridge. Większość z nich może dziś tylko mamrotać pod nosem, jak odgrażający się złoczyńca w staroświeckim melodramacie: „Kiedyś jeszcze zobaczycie!”, ale brzmi to zupełnie inaczej, niż poprzednie buńczuczne: „To już niedługo!”. Nawet ci spośród nich, którzy patrzą w przyszłość z największą nadzieją, przyznają, że sporo czasu upłynie, zanim da się odwrócić skutki reakcji, do jakiej doszło w Europie. To jest, o ile da się te skutki odwrócić; bo nadzieja ideologów opiera się wyłącznie na mistycznej wierze w postęp. Ja tej wiary nie podzielam, lecz w moim podejściu, które oni nazwaliby beznadziejnością, tkwi nadzieja inna i większa. Myślę, że prawie wszystko prędzej czy później cofa się lub odwraca kierunek. Oni tego nie rozumieją i dlatego byli tak zaskoczeni, kiedy efekty ich reform i rewolucji obróciły się na opak na ich własnych oczach.
A oto wniosek, do którego zmierzam. Jeśli istnieje na świecie coś stałego, co nie poddaje się takim zmianom kierunku, nie jest to coś, co oni sobie wyobrażają. Nie jest to coś, co majaczy w świetlanej przyszłości, ani coś, co wyniknie z rozwoju typowo współczesnych idei. Nie czeka nas żaden nieskończony świt, coraz jaśniej rozlewający się po niebie. Czekają nas zwyczajne wschody słońca, z których każdy po kolei zakończy się swoją własną nocą; zaś Wiara, jak napisał pan Belloc, to „jedyna latarnia pośród tej nocy, jedyna, jaka może tam być”.
W sercu chrześcijaństwa, w sercu Kościoła, w centrum cywilizacji zwanej katolicką, tu i teraz, a nie w żadnej przyszłości czy ideologii, można znaleźć skrystalizowany zdrowy rozsądek, autentyczne tradycje i racjonalne reformy, podczas gdy nowoczesny człowiek przez pomyłkę szuka ich w nowoczesnych trendach. Stąd właśnie, z tego centrum, będą zawsze pochodzić napomnienia, że miłosierdzie jest zaniedbywane, albo że pamięć ginie. Nie ma sensu oczekiwać takich napomnień od ludzi, którym akurat w bieżącym rozdaniu wpadła w ręce chwilowa władza nad tą niespokojną planetą i jej rozkojarzonymi mieszkańcami. To jest fakt, który odkrywamy gdzieś na samym końcu; dlatego wspominam o nim na początku. Jest pierwszy, nie chronologicznie, lecz pod względem ważności, z faktów, które ja sam odkryłem już po tym, jak przekonała mnie prawda; i gdybym wciąż błąkał się w mroku, ten fakt w obecnej godzinie, kiedy mrok gęstnieje, doprowadziłby mnie do Kościoła.
W tych krótkich szkicach opisuję sześć odrębnych powodów, za sprawą których zostałbym katolikiem, gdybym nie zaliczał się do takich istot ludzkich, które jako jedyne na świecie nie mogą zostać katolikami. Ekscytujące uroki konwersji wciąż są dostępne dla ateistów i satanistów, każdy bowiem może się nawrócić – z wyjątkiem już nawróconego.
Wspomniałem wyżej, że jednym z owych przełomowych momentów, które tak czy inaczej pchnęłyby mnie w kierunku, w którym poszedłem, była chwiejna i zakłamana liberalność osławionego dokumentu, jaki konferencja biskupów anglikańskich w Lambeth ogłosiła na temat zachowania, noszącego osobliwą nazwę kontroli urodzeń24. W kontroli urodzeń chodzi oczywiście o to, żeby zapobiec urodzeniom i nie uprawiać kontroli. Jednak ten konkretny dokument był po prostu zwieńczeniem długotrwałego procesu, pełnego kompromisów i tchórzliwych uników w sprawie seksu. Był ostateczną kapitulacją, poprzedzoną bezustannym wycofywaniem się na coraz słabsze pozycje.
Istnieje pewien historyczny fakt, który dziś wydaje mi się tak jasny i niezbity, że nawet gdybym stracił Wiarę, wciąż bym go dostrzegał. Ma on podobną naturę jak twierdzenia z dziedziny chemii czy geologii, aczkolwiek kryje się w nim tajemnica, podobnie jak w wielu innych niepodważalnych faktach; zaś przedstawia się on następująco: w chwili, gdy Religia zerwała więź z Rzymem, natychmiast zmieniła się wewnętrznie. Zmieniła się całkowicie, do szpiku kości; zmianie uległa jej najgłębsza istota, sama substancja, z której ją uczyniono. Zewnętrzne formy, cechy i przejawy często zostały nietknięte. Religia mogła nadal robić to samo – lecz nie mogła już być tym samym; mogła mówić to samo – lecz to, co mówiło jej ustami, było inne. I rzeczywiście, dokładnie tak wyglądała sprawa w początkach anglikanizmu. Henryk VIII pozostał katolikiem pod każdym względem, jeśli pominąć ten drobny szczegół, że nie był już katolikiem. Pieczołowicie kultywował rytuały, wciąż takie same, co do jednej świeczki, co do jednego ziarna różańca. Akceptował doktryny, łącznie z najmniejszą nawet dedukcją z definicji; akceptował w ogóle wszystko oprócz Rzymu. Lecz w chwili, gdy odrzucił Rzym, jego religia stała się inną religią; innym rodzajem wiary; stała się po prostu czymś innym. Począwszy od tej chwili zaczęła się zmieniać, i ten proces zmian nie zatrzymał się po dziś dzień.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, choć temat stał się ciut nużący, że zdaniem Nowoczesnych Duchownych takie ciągłe zmiany oznaczają Postęp. Równie dobrze można by twierdzić, że trup jest coraz bardziej pełen życia, bo coraz więcej w nim robactwa, lub że bałwan śnieżny, stopniowo topniejący w kałużę, oczyszcza się ze zbędnych naleciałości. Nie zajmuję się tu jednak teologią. Chodzi mi tylko o to, że w chwilę po śmierci zmarły może wyglądać jakby spał, lecz proces rozkładu już się rozpoczął. Również bałwan, teoretycznie, może wyglądać jak człowiek. Michał Anioł stworzył kiedyś rzeźbę ze śniegu i niewykluczone, że była to idealna kopia którejś z jego rzeźb w marmurze. Lecz śnieg to nie marmur. Bardzo możliwe, że owa śnieżna rzeźba prawie natychmiast zaczęła tajać. A nawet jeśli mróz trzyma długo i mocno, śnieg wciąż ma to do siebie, że roztopi się, gdy nastanie odwilż. Wielu ludziom zdawało się, że protestantyzm wiecznie pozostanie zamrożony w swoim pierwotnym kształcie, co jednak nie zmienia faktu, że istnieje różnica między śniegiem a marmurem, i że marmur nie topnieje.
Tacy właśnie postępowcy zawsze nam każą wierzyć w przyszłość. A przecież jest to dokładnie coś, w co postępowcy wierzyć nie powinni. Postępowiec nie może polegać na swojej wymarzonej Przyszłości, a już na pewno nie na swoich futurystycznych wizjach. Jeśli nie zakreśli
21
Psalm 146,3, w przekładzie Biblii Tysiąclecia. W przekładzie Jana Kochanowskiego: „Na króle się nie spuszczajcie, śmiertelnemu nie ufajcie”.
22
Nawiązanie do
23
Sidney Webb (1859-1947) był socjalistą, założycielem bardzo wpływowego Towarzystwa Fabiańskiego, które stawiało sobie za cel stopniowe zaprowadzanie socjalizmu i ateizmu w Wielkiej Brytanii. Z Towarzystwem Fabiańskim związani byli H. G. Wells, G. B. Shaw i wiele innych prominentnych postaci.
24
Konferencja biskupów w Lambeth w 1930 r. przeważającą większością głosów (w proporcji 3:1) przyjęła rezolucję, w której zaakceptowała środki antykoncepcyjne (praktycznie dowolne), potępiając, w jednym ogólnikowym zdaniu, ich używanie dla wygody i z egoizmu. Był to szok dla wielu chrześcijan i pierwszy wyłom w jednolitym dotąd stanowisku, gdyż uprzednio przez całe dzieje chrześcijaństwa wszystkie kościoły (z protestanckimi włącznie) potępiały antykoncepcję. Zmiana nastąpiła w ciągu zaledwie dziesięciu lat. Jeszcze na poprzedniej konferencji w 1920 r. biskupi anglikańscy stanowczo oponowali przeciw zapobieganiu urodzeniom w każdej postaci.
W Kościele anglikańskim rezolucja miała licznych przeciwników. Biskup Charles Gore (skądinąd zaprzyjaźniony z Chestertonem) w broszurze
Kościół katolicki zareagował na tę rezolucję bardzo szybko – jeszcze w tym samym roku papież Pius XI ogłosił encyklikę