Źródło i mielizny. Гилберт Кит Честертон
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Źródło i mielizny - Гилберт Кит Честертон страница 7
Zacznijmy jednak od czego innego: spójrzmy na najnowszy zwrot w politycznych dziejach Europy. Chcę zacząć od tego przykładu, bo jest i typowy, i na temat; to znaczy, w sposób chyba najprostszy i najbardziej przejrzysty ukazuje, co mam na myśli, zaś fakty są tak świeże i ogólnie znane, że poznali je nawet ludzie, którzy żyją tylko dniem powszednim, karmiąc się nowinami gazetowymi – tym nader sztucznym substytutem chleba powszedniego. Żeby jednak wyjaśnić nieco jaśniej, niż robią to gazety, co te fakty moim zdaniem oznaczają i co naprawdę się zdarzyło, muszę najpierw powiedzieć parę słów o reformacji protestanckiej i o tym, że wprawdzie nie pod jej wpływem, lecz pod wpływem jej wciąż działających skutków, cywilizacja chrześcijańska jest dziś zdezorientowana i błąka się po manowcach.
Jak wiadomo, ludzie należący do tej szkoły myśli, co nasi postępowi, modernistyczni duchowni, pasjami lubią powoływać się na odkrycia naukowe, zwłaszcza na niezbyt już aktualne odkrycia nauki XIX wieku. Chętnie rozprawiają o tym, co mój dziadek nazwałby Świadectwem Skał, czyli o geologicznym zapisie rozwoju przyrodniczego. Spoglądają na skamieliny z wielką estymą, niczym na święte symbole i hieroglify, w których prastare kapłaństwo zawarło tajemnicę wszechświata. A mimo to, jest wątpliwe, jest co najmniej wątpliwe, czy przeciętny duchowny Kościoła Otwartego poczułby się pochlebiony i mile połechtany, gdybym zagadnął go tonem życzliwej poufałości: „No i jak się miewasz, stara skamielino?”. Oczywiście, nie zrobię tego; ani mi w głowie taki towarzyski żart. Wiem przecież, że istnieją prawdy i półprawdy, których nie da się bez ogródek powiedzieć, nie powodując nieporozumień, dotyczących nawet ich prawdziwego sensu.
Ci liberalni teologowie, owszem, interesują się skamielinami, ale tylko w jednym aspekcie. Dowodzą teorii Darwina w oparciu o zapis kopalny, powołując się na wszystkie skamieniałości, które zgodnie z teorią powinny się tam znajdować. Skoro kopalne świadectwo drobnych zmian najwyraźniej nie istnieje, znajdują światłe, uczone powody jego nieistnienia, sądząc chyba, że to równie przekonujące, jak gdyby istniało. Wątpię jednak, czy dogłębnie i ze wszystkimi niuansami przemyśleli, czym jest skamielina, bo gdyby to rozumieli, nie poczuliby się dotknięci tak niewinnym i nieobraźliwym porównaniem.
Gdyż skamielina to autentycznie interesująca osobliwość. Nie jest to martwe zwierzę ani organizm w stanie rozkładu, i zasadniczo nie jest to nawet obiekt prastary. Skamielina to forma zwierzęcia czy innego organizmu, z której kompletnie zniknęła cała jej własna treść organiczna, lecz która zachowała kształt, ponieważ wypełniła się zupełnie inną treścią wskutek jakiegoś procesu przesączania czy wydzielania; tak więc, by użyć języka średniowiecznej metafizyki, przepadła jej substancja, a zostały tylko cechy akcydentalne. A jest to najlepsze chyba porównanie, jakie da się znaleźć dla nowych religii i ideologii, zapoczątkowanych paręset lat temu. Tym właśnie one są – skamielinami.
W pewnym sensie, te nowe religie obumierają na naszych oczach. Lecz w innym, głębszym sensie już dawno obumarły. Dziwne, ale tak naprawdę były już martwe prawie zaraz po narodzeniu. A wynika to z faktu, który nie jest zanadto uwypuklany przez historyków, lecz który zawsze mnie uderzał jako najważniejszy czynnik sprawczy w zagadkowych losach reformacji. Mam na myśli niewiarygodną wręcz toporność protestanckich reformatorów.
Teologowie protestantyzmu byli tak fatalnymi teologami, że kiedy się na nich patrzy, po prostu ręce opadają. Dostali zdumiewającą dziejową szansę. Zmietli z drogi stary Kościół wraz z całą masą praktyk, które były niepopularne wśród ludzi, i niekiedy słusznie. Na zdrowy rozum, w tej sytuacji bez trudu można by ustanowić coś, co byłoby bardziej popularne albo chociaż takie by się zdawało. Ale gdy oni się za to wzięli, popełnili wszystkie możliwe błędy; błąd siedział na błędzie i błędem poganiał. Rozpętali obłąkańczą wojnę ze wszystkim, co w starej religii było najbardziej naturalne i bliskie ludzkiemu sercu; zwalczali na przykład modlitwę za zmarłych albo łagodny, pełen łaski wizerunek Serdecznej Matki, Opiekunki Ludzi. Z maniackim uporem forsowali dziwaczne teologiczne koncepcje, które po pewnym czasie przemijały jak mody, czego z góry należało się spodziewać. Luter doprowadził sam siebie do swoistej wszechogarniającej furii, lecz ta furia ewidentnie nie mogła kipieć w następnych pokoleniach. Kalwin miał podejście logiczne, ale użył tej logiki, by obmyślić taki projekt społeczny, jakiego ludzkość długo by nie wytrzymała, co od początku było całkowicie jasne.
Największy chyba sukces odnieśli ci, którzy w ogóle nie mieli żadnych idei do zaoferowania, jak założyciele Kościoła anglikańskiego. Oni przynajmniej nie tłamsili ludzkiej natury, wykazali jednak taką samą krótkowzroczność, bo z miejsca zaczęli lansować doktrynę królewskiego absolutyzmu, którą szumnie nazwali Boskim Prawem Królów, i która w Anglii została rozbita już zaraz w następnym stuleciu.
Toteż od strony historycznej nie ma wątpliwości, co zrobił protestantyzm – protestantyzm wyzionął ducha. Stało się tak wcale nie dlatego, że protestanci głosili błędne doktryny. Mahomet, na przykład, też głosił błędne doktryny, ale był dużo sprytniejszym, bardziej przewidującym człowiekiem, więc jego herezja przetrwała. Wiara protestantów umarła, bo protestanci mieli mylne nastawienie. Nigdy nie rozważali, co tak naprawdę czynią, głównie dlatego, że prawdziwą siłą napędową, która wyniosła ich do władzy, była niecierpliwa bezczelność i chciwość uszlachconych parweniuszy i zbuntowanych książąt. Teologiczna i teoretyczna treść reformacji zanikła zdumiewająco szybko, a puste miejsce, które po niej zostało, wypełniło się niemal równie szybko innymi ideami. Na czym one polegają, w wielu wypadkach dobrze widać, także wówczas, gdy nie wyglądają groźnie; jednak najlepiej jest to widoczne w wypadku tej idei, która pręży dziś muskuły i szykuje się do konfrontacji – Religii Rasowej, stworzonej przez Niemców.
Nie trzeba nawet mówić, że w czasach Lutra, i jeszcze długo potem, nikomu nawet do głowy by nie przyszła taka brednia, a już na pewno nie samemu Lutrowi, żeby oddać mu sprawiedliwość. Ówcześni Niemcy łatwo się burzyli, byli niespokojni i cokolwiek barbarzyńscy, zupełnie jak on sam, lecz należy bezstronnie przyznać, że Luter był chrześcijaninem, wierzył bowiem, że człowiek może czegoś dokonać tylko i wyłącznie dzięki mocy Chrystusa. Słyszałem, a jest to pierwszorzędna i wielce znamienna anegdota, że jacyś naziści zamierzali zaśpiewać jego słynny hymn Warownym grodem jest nasz Bóg (uznali bowiem, że tytuł brzmi zachęcająco militarystycznie), ale okazało się, że już druga zwrotka w żaden sposób nie przechodzi im przez gardło: „My złego nie zdołamy zmóc, wnet zginąć by nam trzeba” 18. Luter, na swój pomylony sposób, naprawdę wierzył w pokorę. Lecz dzisiejsze Niemcy wierzą zwyczajnie, kompletnie i wyłącznie w pychę. Forma protestancka nie tylko wypełniła się obcą treścią, ale wręcz treścią przeciwstawną.
Luter cierpiał na ataki irracjonalnej, niepohamowanej wściekłości. Podczas jednego z nich wydarł z Biblii list świętego Jakuba, ponieważ święty Jakub podkreśla wagę dobrych uczynków. Jednak ciarki mnie przechodzą, kiedy pomyślę, w jakim szale miotałby się Luter, jakie paroksyzmy by nim targały, gdyby ktoś mu polecił wydrzeć listy świętego Pawła, ponieważ święty Paweł nie był Aryjczykiem. Luter, na ile to możliwe, raczej wyolbrzymiał słabość ludzkiej kondycji, lecz w każdym razie uważał, że ta słabość obejmuje wszystkich w ogóle ludzi. Inny teolog protestantyzmu, John Knox, wypracował dziwaczny purytański paradoks – skupione wołanie do Chrystusa łączy się u niego z nieludzką odrazą i przerażeniem wobec wszelkich oznak, form i tradycji powszechnie typowych
18
Polskie tłumaczenie przytoczono za stroną internetową www.old.luteranie.pl. Bardzo dobrą współczesną wersję hymnu Lutra w języku angielskim (