Masz wiadomość. Agata Przybyłek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Masz wiadomość - Agata Przybyłek страница 13
– No jasne, że poważnie – zapewniał go chłopak. – To co, bierzesz tę fuchę czy mam zadzwonić do kogoś innego?
– Oczywiście, że biorę – rzucił z entuzjazmem. – I nie mam pojęcia, jak ci się za to odwdzięczę.
– Dobre piwo zrekompensuje mi wszystko. – Tamten się zaśmiał. – No i miło by było, gdybyś od czasu do czasu mógł wziąć za mnie jakąś zmianę. Nie wiem, czy słyszałeś, ale niedawno urodziła mi się córka.
– No co ty? Gratulacje!
– Dzięki. Ale sam widzisz, że w tej sytuacji będę czasami potrzebował trochę wolnego. Te wszystkie kontrole, jakieś wizyty położnych… Na domiar złego Ewka ma jakieś komplikacje.
– Nie tłumacz się. – Adam nie dał mu skończyć. – Ja nie zapominam osób, które wyświadczyły mi przysługę. Możesz być o to spokojny.
– Dzięki.
– To ja dziękuję.
– Nie ma sprawy. Przekażę szefowi, że już znalazłem idealnego kandydata na to miejsce i pewnie na dniach ktoś się do ciebie odezwie.
– Będę twoim dłużnikiem.
– Jak już mówiłem, dobre piwo wystarczy – zapewnił go kumpel, a potem się rozłączył.
Adam więc zrządzeniem losu rozpoczął pracę w filharmonii. W dodatku, mieszkając u babci, miał do pracy naprawdę blisko.
Nie chciał się spóźnić, zaparzył więc kawę w ekspresie, a potem wypił ją, stojąc przy szafce. Odstawił kubek do zlewu z zamiarem umycia go później, po czym znalazł w pokoju czyste skarpetki i narzuciwszy na siebie kurtkę, wyszedł z domu z plecakiem. Po drodze wstąpił jeszcze do sklepu, żeby kupić coś na śniadanie i późniejszą przekąskę. Wyposażony w ulubiony jogurt, banany i bułki skręcił w boczną uliczkę i niebawem dotarł do pracy.
– Witamy w świecie dorosłych, studencie. – Znajomy ochroniarz, miły pan w starszym wieku, poklepał go po ramieniu na powitanie.
– Dzień dobry, panie Zdzisławie.
– Ty na próbę chóru, który ma występować w czwartek i w piątek?
– Ktoś musi zadbać o tych chórzystów.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i nachylił do niego konspiracyjnie.
– Właśnie przyjechały solistki.
– O! To bardzo dobrze. Miałem zamiar na samym początku ustawić dla nich mikrofony.
– Chłopaku, nie wiem, czy w ich towarzystwie dasz radę skupić się na pracy.
– Doprawdy?
– Nie wiem, jak wy, młodzi, nazywacie teraz ładne dziewczyny, ale niezłe z nich foczki.
Adam roześmiał się głośno, słysząc jego komentarz.
– Ty się nie śmiej! – zganił go ochroniarz. – Naprawdę!
– Będę to miał na uwadze.
– Ja bym na twoim miejscu jakąś poderwał.
– Więc chyba naprawdę muszą być ładne.
– O, kochany! Przez ten budynek przewija się mnóstwo kobiet, ale takich nie widziałem od dawna.
– W takim razie idę ocenić te imponujące okazy. – Adam się zaśmiał i ruszył do windy.
– Tylko nie mów potem, że cię nie uprzedzałem! – zawołał za nim pan Zdzisiek.
Na ten dźwięk znowu zachichotał pod nosem i kręcąc głową, poszedł dalej.
– Coś cię bawi? – zagadnęła go koleżanka z bufetu, która również czekała na windę.
– Nie, nic – odparł, próbując odzyskać powagę. – Po prostu Zdzisławowi zebrało się na amory.
– Co ty nie powiesz? – Dziewczyna zerknęła przez ramię.
– Może szykuje nam się romans stulecia. – Adam znowu się zaśmiał.
Koleżanka próbowała od niego wyciągnąć jakieś szczegóły, ale nie lubił plotkowania, więc odeszła niepocieszona.
– Z takim podejściem to ty chyba żadnej laski nie wyrwiesz – rzucił do niego kolega, widząc jej minę.
Adam przystanął i podał mu rękę.
– Cześć.
– Hej – mruknął i kiwnął głową w stronę dziewczyny, która odeszła. – Co jej zrobiłeś?
– Można powiedzieć, że odmówiłem dostępu do informacji.
– I za to się obraziła?
– Najwidoczniej. Ale coś mi mówi, że szybko jej przejdzie.
– Baby. – Akustyk wywrócił oczami.
Adam tylko się zaśmiał.
– To co? Do pracy? – Kumpel wskazał na drzwi, za którymi mieli dziś urzędować.
– Tak, nie ma sensu tego odkładać.
– Może i tak, chociaż wypiłbym wcześniej kawę.
– Zawsze możesz robić jednocześnie jedno i drugie.
– Wolę dmuchać na zimne. Nie chciałbym zalać sprzętu.
– Co racja, to racja.
– Rozłożyłem już wstępnie mikrofony. – Ruszyli w stronę sali. – Jeszcze trzeba podłączyć kable, ale zawsze to jakieś preludium.
– Preludium?
– No co? – żachnął się tamten. – W końcu jesteśmy w filharmonii.
Adam pokręcił głową i zwolnił przy drzwiach.
– Słyszałem, że już przyjechały solistki. – Złapał za klamkę.
– Ranne ptaszki z nich. Bus podjechał po siódmej.
– Ktoś mi mówił, że one pochodzą z Warszawy. Pewnie jechały przez całą noc.
Kumpel popatrzył na niego z uznaniem.
– Widzę, że jesteś dobrze poinformowany. Nic dziwnego, że Paulina strzeliła focha.
– Czy ja wiem? Po prostu mam uszy.
– Uważaj,