Masz wiadomość. Agata Przybyłek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Masz wiadomość - Agata Przybyłek страница 12
– Żartujesz. – Julia nie kryła zdziwienia.
– Sama mi o tym wszystkim mówiła.
– To dopiero musiało być przykre. Bogu dzięki, że ja nie poszłam jeszcze przymierzać tych sukien.
– Na szczęście udało jej się ją oddać do wypożyczalni, ale nie chcę nawet myśleć o tym, co ta biedna dziewczyna musiała przeżywać.
– Ani ja – dodała Julia, myśląc w duchu, że może jednak jej sytuacja nie była aż taka tragiczna, jak zdawało jej się jeszcze kilka tygodni temu.
– Tak więc widzisz, kochanie, lepiej, że Norbert rozmyślił się teraz, niż gdyby sprawy poszły dużo dalej – powiedziała jej matka. – Albo po ślubie. Jeszcze byłabyś młodą rozwódką.
– W dodatku pewnie korzystającą z pomocy psychiatry, bo jego mama momentalnie weszłaby mi na głowę.
Matka posłała jej uśmiech.
– Cieszy mnie, że masz się już lepiej.
– Skąd wiesz, że tak jest?
– Żartujesz z tego wszystkiego, a jeszcze niedawno płakałaś za każdym razem, gdy ktokolwiek wspominał imię Norberta.
– Widocznie czas zrobił swoje.
– A mnie się wydaje, że po prostu przemyślałaś to sobie i w końcu doszłaś do wniosków, które powinnaś wysnuć już dawno temu. Nie gniewaj się, Julka, ale to naprawdę nie był chłopak dla ciebie.
– Wiem, mamo – przytaknęła. – Teraz już to wiem. Szkoda tylko, że tyle musiało się zdarzyć, żeby to do mnie w końcu dotarło.
– Jak to mówią, lepiej późno niż wcale.
– Może i tak, ale gdybym poszła po rozum do głowy wcześniej, to wszystkim nam oszczędziłabym zmartwień.
– Najwidoczniej po prostu tak miało być – powiedziała spokojnie jej matka. – Wiesz, czasami ktoś tam w górze daje nam dyskretne wskazówki do zmiany postępowania, ale gdy one nie wystarczają, to zsyła na nas prywatne trzęsienie ziemi, żebyśmy w końcu się ocknęli.
Julia uśmiechnęła się gorzko.
– Widocznie byłam ciężkim przypadkiem, skoro obszedł się ze mną aż tak drastycznie.
– Nie mów tak. – Matka popatrzyła na nią łagodnie.
– Ciekawe tylko, dlaczego to zrobił.
– Możesz się ze mnie śmiać, ale ja wierzę, że życie każdego człowieka jest z góry przesądzone – powiedziała, odgarniając włosy za ucho. – Najwidoczniej to nie była twoja droga, chociaż tak uparcie starałaś się jej trzymać.
– Alicja powiedziała mi coś podobnego.
– Nie dziwi mnie to. Jest mądrą dziewczyną.
Julia spojrzała w niebo, po którym leniwie przesuwały się chmury.
– Więc mówisz, że nasz los zapisany jest w gwiazdach…
– Nazywaj to, jak chcesz, ale ja naprawdę wierzę, że każdy z nas ma swoją ścieżkę. A to, co cię spotkało, to według mnie sygnał, że powinnaś zawrócić.
Julia zastanowiła się nad tym i w końcu uznała, że właściwie matka po prostu inaczej ubrała w słowa to wszystko, o czym sama myślała podczas podróży.
– Właśnie to zamierzam zrobić, mamo – dodała po krótkim namyśle.
Kobieta przyjrzała jej się uważnie.
– Co zamierzasz zrobić?
– Jeszcze nie wiem, ale na pewno nie to, co zrobiłaby dawna Julia.
– Wybacz, kochanie, ale mówisz tak tajemniczo, że nie nadążam za tokiem twojego myślenia.
– Po prostu nie chcę już więcej płakać przez Norberta i się nad sobą użalać. Robiłam to przez wiele lat, a on zawsze to wykorzystywał. Najwyższa pora z tym skończyć.
– Widzę, że wstąpiła w ciebie nowa energia.
– Naprawdę chcę już zamknąć ten rozdział w swoim życiu, mamo – powiedziała z przekonaniem. – Tym razem nie będę podświadomie czekać, aż do mnie wróci, ale otworzę się na świat, a przede wszystkim na ludzi – dodała i naprawdę zamierzała tak zrobić.
Rozdział 6
Poniedziałkowe wyjścia do pracy, zwłaszcza po zjeździe na studiach, zawsze wydawały się Adamowi jednymi z najgorszych. I tak dziękował w myślach, że nie musiał zrywać się po szóstej, jak wielu jego znajomych, bo naprawdę by nie wstał. Chociaż wczoraj wcześniej położył się wstać, to czuł się zmęczony. Bolały go głowa i mięśnie.
Jakbym był po jakiejś imprezie, pomyślał, siadając na łóżku. A przecież nie wypił nawet kieliszka w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Mało przytomny przeciągnął się szeroko i mimo braku energii wstał z łóżka. Wciągnął leżące na podłodze dżinsy i boso poszedł do sąsiedniego pokoju, a potem stanął przy oknie. Babcia pozwoliła mu tu palić, żeby nie musiał wychodzić na dwór, więc otworzył je sprawnym ruchem i sięgnął po paczkę papierosów, która leżała na parapecie. Pokój stał pusty, więc mógł ją tu trzymać bez obaw, że wpadnie w niepowołane ręce. Jedynie on czasami wieszał pranie na suszarce w tym miejscu.
Chłodny powiew musnął mu twarz, kiedy sięgał po zapalniczkę. Zapalił papierosa, a potem zaciągnął się, pozwalając, żeby dym wypełnił mu płuca. Niestety, chociaż próbował walczyć z nałogiem, nie umiał z niego wyjść i na razie każda próba rzucenia palenia kończyła się fiaskiem.
Ale może po prostu nie chciał?
Zaciągnął się znowu, myśląc o tym, jak wiele zawdzięcza paleniu. Może śmiesznie to brzmiało, ale miał w życiu takie momenty, że pozbawiony go palnąłby sobie w łeb albo zaczął zabijać ludzi. Nikotyna i sama czynność palenia poniekąd pozwalały mu walczyć ze stresem. Wielokrotnie łapał się na tym, że gdyby nie papierosy, to w momentach silnego wzburzenia chyba skoczyłby z mostu albo potrącił na ulicy jakiegoś człowieka.
A tak? Nikt nie ucierpiał. Tylko on się truł.
Dopalił w spokoju. Wrzucił niedopałek do popielniczki i zamknął okno, płosząc siedzące nieopodal gołębie. Potem poszedł do kuchni. Zwykle nie jadł śniadania, ale szybką kawą nie gardził. Zwłaszcza że czekał go długi dzień.
Od kilku miesięcy pracował w szczecińskiej filharmonii. Jego zespół rozpadł się kilka lat temu, zresztą sam go rozwiązał, ale nadal utrzymywał kontakt z kilkoma osobami z branży i właśnie dzięki