Zaczekaj na miłość. Ilona Gołębiewska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska страница 18

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska

Скачать книгу

być wcale nie tak dobre wieści. Miałam sporą przerwę i boję się tych wszystkich różnic programowych i nadrabiania zaległości.

      – Aha, akurat… Wydaje mi się, że to tylko wymówka. Jest coś poważniejszego, prawda?

      – Ależ ty mnie dobrze znasz! – stwierdziła z niedowierzaniem Klara.

      – O co dokładnie chodzi?

      – Zastanawiam się, czy nie powinnam zmienić kierunku. No wiesz, jest przecież tyle innych możliwości, a mnie jakoś ciągnie do poznawania nowych trendów w modzie, w malarstwie, w grafice – przyznała zamyślona Klara.

      – Myślę, że mądrze gadasz. Kto powiedział, że masz studiować to samo?

      – No tak, ale musiałabym dostać zgodę rektora i dziekana, nadrobić zaległości, a przy okazji prosić, by zaliczyli mi wszystko to, co pozdawałam, zanim wzięłam dziekankę.

      – Siedząc w domu, niczego nie załatwisz. Jedź na uczelnię i zobacz, co da się z tym zrobić. A właściwie to o jakim kierunku myślisz?

      – Ciągnie mnie do grafiki komputerowej. To takie malarstwo na miarę dwudziestego pierwszego wieku. A przy okazji łączy moją miłość do projektowania mody, renowacji mebli i smykałkę do profesjonalnego malowania konkretnych obrazów.

      – Niegłupi pomysł. W połączeniu z twoimi uzdolnieniami byłaby to mieszanka wybuchowa. Malarka, graficzka, modelka, kobieta wielu talentów – wyliczała Majka.

      – Tylko co na to wszystko powie babcia? – zastanawiała się Klara.

      – Daj spokój, to jest tak życiowa kobieta, że jeszcze cię pochwali za świetne pomysły. Mówię ci, jedź na uczelnię nawet i jutro, dopytaj o wszystko, a do świąt bez pośpiechu rzecz przemyślisz i podejmiesz decyzję – zachęcała Majka.

      – Trudno mi to przyznać, ale chyba masz rację – stwierdziła jej przyjaciółka.

      Słowo się rzekło i kwestią honoru było jego dotrzymanie. Następnego dnia, jeszcze przed południem, Klara odpaliła wysłużonego jeepa babci i pojechała prosto do siedziby swojego dawnego wydziału. Zamierzała zasięgnąć języka i ustalić wszystkie dostępne drogi dalszej edukacji, na które mogłaby się zdecydować. Była przygotowana na każdą możliwość, łącznie z tym, że jej marzenia rozbiją się o mury akademickiej biurokracji.

      Ku jej zdziwieniu w dziekanacie poza trzema pracownicami nie było studentów. Jedna z nich natychmiast ją rozpoznała i uśmiechnęła się do niej serdecznie. Klara spędziła na tej uczelni trzy lata na studiach licencjackich i była jedną z tych studentek, które zapadały w pamięć już na pierwszym roku. Wierzyła, że to spotkanie będzie miało dla niej szczęśliwe zakończenie. Przeszła od razu do rzeczy, uczciwie przyznając, że ma na koncie rozpoczęte studia na poziomie magisterskim i po niezaliczonym pierwszym semestrze wzięła od razu urlop dziekański. Wspomniała też, że myśli o zmianie kierunku, i zapytała, czy w ogóle jest taka szansa i jak by to wyglądało w praktyce.

      Wieści były obiecujące. Co prawda, odkąd Klara wzięła urlop dziekański, zmienił się regulamin studiów, ale w zasadzie wszystko było możliwe. Pracownica dziekanatu dokładnie tłumaczyła Klarze, co ją czeka, jeśli zdecyduje się na zmianę kierunku studiów. Na pewno uzupełnienie kilku różnic programowych, ale bardzo prawdopodobne, że część przedmiotów zaliczonych na pierwszym semestrze poprzedniego kierunku będzie uznawana na tym nowym. Miała szczęście, że studia licencjackie na wydziale wzornictwa dały jej mocne podstawy wiedzy. Tym bardziej mogła pokusić się o zmianę kierunku, chociażby na grafikę. W dziekanacie zaproponowano jej, by niespiesznie przemyślała swoją decyzję. Dostała plik dokumentów i regulaminów do przeczytania. Wyszła stamtąd naprawdę zadowolona. Nie spodziewała się, że ta rozmowa zakończy się tak pozytywnie.

      Już miała iść prosto na parking, gdy nagle ktoś chwycił ją za ramię.

      – Pan profesor? – zapytała zdziwiona na widok wykładowcy, na którego zajęcia na wydziale wzornictwa uczęszczała i dzięki któremu wiele się nauczyła.

      – Kogo moje stare oczy widzą? Panna Horczynianka we własnej osobie! – zaśmiał się uradowany profesor na widok dawnej studentki, którą cenił i szczególnie lubił. Zapamiętał Klarę jako bardzo zdolną młodą kobietę, która nie bała się rozwijać swoich pasji.

      Profesor Antoni Staszewski był człowiekiem o wielkim talencie pedagogicznym, o czym świadczyły tysiące studentów, których wykształcił przez blisko czterdzieści lat. To on odkrył szczególny talent malarski Klary, chociaż ona przez długi czas w swoje zdolności nie wierzyła. Po jakimś czasie zaprosił ją do udziału w pierwszej wystawie malarskiej. Potem były kolejne, a wraz z nimi przyszły pierwsze sukcesy. Jeden z nich był niezamierzony. Praca zaliczeniowa Klary na zakończenie pierwszego semestru studiów wzięła udział w wystawie zorganizowanej przez uczelnię na Zamku Królewskim. Pośród zaproszonych gości była Agnieszka Pomorska. Wypatrzyła Klarę i zaproponowała pracę modelki, co wpłynęło na jej życie i przyszłość.

      – Mam nadzieję, że to będzie na tyle dobry dla mnie dzień, że za chwilę usłyszę o pani powrocie na studia – przyznał profesor, uważnie się jej przyglądając. Klara doskonale pamiętała jego rozczarowanie, gdy dowiedział się, że zawiesza studia i jedzie podbijać Paryż.

      – Przyłapał mnie pan profesor! Akurat przed chwilą byłam w dziekanacie zapytać, czy jest taka możliwość. Chciałam się dowiedzieć, czy mogłabym wybrać inny kierunek na magisterkę.

      – Czy te plany są już skonkretyzowane? Można wiedzieć, jaki miałby to być kierunek?

      – Myślę o grafice, chociaż to taki wstępny pomysł. Kusi mnie, żeby spróbować czegoś nowego. Kocham malarstwo, uwielbiam projektowanie, ale wciąż mi mało.

      – To bardzo dobry znak – przyznał zachwycony profesor. – A na grafice też będę miał zajęcia w nowym semestrze, więc jest nadzieja, że moglibyśmy się spotkać na wykładach.

      – Byłby to dla mnie ogromny zaszczyt. Tęsknię za klimatem pracowni, za wykładami i studenckimi wyjazdami, które pan profesor cyklicznie organizuje.

      – Po cichu liczę na to, że będziemy mogli poprowadzić wspólny projekt albo wystawę – dodał z tak serdecznym uśmiechem, że wątpliwości Klary zaczęły powoli topnieć.

      – Proszę zatem trzymać mocno kciuki, żebym podjęła dobrą decyzję. Trochę mi się ostatnio życie pokomplikowało i nie wszystko jest takie proste, jak by się mogło wydawać – dodała, trochę zaskoczona swoim szczerym wyznaniem.

      – Trzeba pokładać nadzieję w tym, że nic w naszym życiu nie dzieje się bez powodu. Pamiętasz… Przepraszam, czy pamięta pani… – zaczął, wracając do miłych wspomnień.

      – Proszę mi mówić po imieniu, będzie mi bardzo miło – zaproponowała, zauroczona jego pomyłką. Był dla niej kimś bliskim, mimo że znali się tylko oficjalnie. – Sama zostanę przy „panie profesorze”, bo bardzo pana cenię jako wykładowcę.

      – Miło to słyszeć. Zatem… Pamiętasz, Klaro, naszą wystawę dla pacjentów z oddziału onkologicznego? Zrobiliśmy ją przed Bożym Narodzeniem, a motywem…

      –

Скачать книгу