Zaczekaj na miłość. Ilona Gołębiewska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska страница 13

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska

Скачать книгу

naprawdę urocze. – Wczoraj przed snem wymyśliłam ci imię. Będziesz się nazywać Dżina. Podoba ci się?

      Wszystko wskazywało na to, że tak właśnie jest, bo Dżina zakręciła się kilka razy wokół własnej osi, po czym zaszczekała, by na koniec wedrzeć się pod kołdrę i przytulić do nowej właścicielki. Klara była bardzo szczęśliwa, że napotkała na swojej drodze tę psinę i że babcia zgodziła się, by Dżina stała się członkiem rodziny. Te myśli wprawiły ją w znakomity humor. Przyjazd do dworu oceniła jako jedną z lepszych decyzji ostatnich tygodni.

      Wyskoczyła z łóżka, przeciągnęła się i obrzuciła wzrokiem pokój, który przez kolejne tygodnie miał być jej zaciszem. Dokładnie ten sam, w którym jeszcze do niedawna pomieszkiwała jej matka. Jak widać, historia lubi się powtarzać i teraz to właśnie Klara szukała ratunku i spokoju w rodzinnym dworze. Wolała jednak za wiele nad tym nie rozmyślać.

      Wzięła szybki prysznic. Wysuszyła długie jasne włosy o nietypowym kolorze. Już przyzwyczaiła się do częstych pytań, czy są farbowane. Między innymi dzięki nim była tak intrygującą modelką.

      Ale było, minęło i Klara nie zamierzała na razie do tego wracać. Zrobiła delikatny makijaż, włożyła wygodne spodnie i ciepłą bluzę. Zamierzała wykonać kilka porannych skłonów. Wychodziła z założenia, że nic tak nie pozwala utrzymać dobrego stanu zdrowia i doskonałego wyglądu jak regularne ćwiczenia fizyczne. Dlatego były one stałym elementem jej życia.

      Zanim zdążyła wykonać pierwszy skłon, zadzwonił telefon.

      – Halo, cześć, Majka – rzuciła do słuchawki, ciesząc się na myśl, że będzie mogła zamienić kilka słów z przyjaciółką.

      – No proszę! Jakiś cud się stał i wreszcie się do ciebie dodzwoniłam. Gdzie ty jesteś?

      – Też się cieszę, że cię słyszę – zaśmiała się Klara.

      – Ty mi tu nie żartuj, bo ja od wczoraj umieram ze strachu, że masz jakieś problemy. Dzwonię i dzwonię i ciągle mam komunikat, że abonent niedostępny. Stało się coś?

      – Wręcz przeciwnie. Przyjechałam wczoraj z babcią na Podlasie do jej dworu, tu sobie trochę pomieszkam. Być może jest problem z zasięgiem, dzisiaj się tym zajmę.

      – Niezłą masz tę rodzinkę. Nie dość, że twoja babcia jest słynną malarką, to jeszcze jest posiadaczką dworu. A może jesteś księżniczką albo szlachcianką?

      – Mój pradziadek był szlachcicem, za to ja jestem przeciętnym, zmęczonym życiem człowiekiem. Co najwyżej mogę się pochwalić znaną babcią i pomieszkać we dworze. Ty też możesz spróbować dworskiej gościny, jeśli wreszcie odwiedzisz mnie w Polsce.

      – Na to się na razie nie zanosi. Wczoraj byłam na castingu i dostałam nowy angaż.

      – Moje gratulacje!

      – Dzięki, wiesz, że to dla mnie ważne. No ale pytano też o ciebie. Myślę, że powinnaś wystosować do niektórych osób oficjalnego mejla z krótkim wyjaśnieniem, dlaczego tak nagle wyjechałaś – podsunęła pomysł Majka, mając nadzieję, że nie urazi nim przyjaciółki.

      – Tak, napiszę, że facet kopnął mnie w tyłek, poroniłam i nie mam chęci do życia – oburzyła się Klara, bardziej wściekła na siebie niż na Majkę.

      – Wiesz przecież, że nie o to chodzi. Pewne sprawy trzeba profesjonalnie zamknąć. Poza tym czeka cię trudna rozmowa z właścicielką warszawskiej agencji, która załatwiła nam kontrakty w Paryżu. Pamiętaj, że nie wypełniłaś do końca ich warunków. Nie chcę cię straszyć, ale na twoim miejscu wolałabym załatwić to polubownie.

      – Wiem i zajmę się tym jak najszybciej. Czuję się zdecydowanie lepiej, nabieram nowych sił, obiecuję się ogarnąć i załatwić, co trzeba.

      – Będę cię sprawdzała, bo jako twoja bratnia dusza zwyczajnie się martwię.

      – Tylko ty jedna. Nie to co… – zawiesiła głos Klara, nie chcąc wypowiadać imienia osoby, której nienawidziła z całego serca.

      – Masz na myśli Victora? Nie chciałam ci o niczym mówić, ale myślę, że jest coś, co powinnaś wiedzieć – oznajmiła zagadkowo Majka.

      – Nie strasz mnie…

      – Niby nic poważnego. Jakiś tydzień temu się do mnie odezwał.

      – I dopiero teraz mi to mówisz?

      – Spokojnie, zaraz wszystko wytłumaczę. To było dokładnie tego dnia, kiedy poleciałaś do Polski. Przyjechał do mnie wieczorem. Wypytywał, co robisz, jak można cię znaleźć, i chciał, żebym mu dała twój nowy numer telefonu.

      – No nawet nie próbuj.

      – Coś ty, oszalałaś! Zbywałam go, jak mogłam, ale widzę, że jest zdeterminowany, by cię odnaleźć. Nie wiem… Może ruszyło go sumienie?

      – Ale on nie ma sumienia. Jest zwykłą szują! – powiedziała ze złością Klara.

      – Spokojnie, przecież jest daleko od ciebie i nic ci nie zrobi.

      – Proszę bardzo, niech mnie szuka. Ciekawe, czy odnajdzie dwór w Lipowczanach. Ten człowiek jest największą pomyłką mojego życia i nie chcę go znać.

      – Amen! To się już nie zmieni, a ty zajmij się sobą i nie oglądaj na przeszłość. Wypatruj przyszłości i spodziewaj się od życia niespodzianek.

      – Akurat jedną niespodziankę już mam. Wyobraź sobie, że od wczoraj jestem właścicielką małej suczki. Znalazłam ją porzuconą w lesie. Wyobrażasz to sobie?

      – Ma szczęście, że cię spotkała. Podeślij mi jej zdjęcie, muszę ją zobaczyć.

      – W porządku, tylko się w niej nie zakochaj – zaśmiała się Klara, zerkając na psinę. Jeszcze chwilę rozmawiały, a potem wysłała jej obiecane zdjęcie.

      Rozmowa z przyjaciółką wywołała w niej mieszane uczucia. Rozdrażniło ją to, że Victor ma czelność, by o nią wypytywać. Chce jeszcze bardziej ją pognębić? Wmówić, że sama tego chciała? Bo to właśnie usłyszała od niego, gdy tylko dowiedział się, że straciła ciążę. Od razu stwierdził, że jest wszystkiemu winna, bo nie oszczędzała się i pracowała ponad siły. Wielka szkoda, że sam od początku nie chciał tego dziecka.

      Przetarła twarz dłońmi. Nie mogła pozwolić, by ogarnęły ją czarne myśli. Zapowiadał się słoneczny listopadowy dzień. Jeszcze podczas podróży do Białegostoku obiecała sobie, że pobyt we dworze będzie nowym początkiem, próbą życia bez ciągłych wyrzutów sumienia. Dlatego teraz wzięła na ręce Dżinę, wyszła z pokoju i skierowała się do kuchni, skąd dochodziły głosy Anieli i Basi.

      – Dzień dobry! Przez te obłędne zapachy nie można nawet dłużej pospać. Jestem tak głodna, że chyba zjem wszystko, co tylko macie – oświadczyła radośnie, gdy stanęła w progu kuchni.

      – Obawiam się, że przygotowanych

Скачать книгу