Zaczekaj na miłość. Ilona Gołębiewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska страница 12
– To nam niespodzianki sprawiłyście. Przyjazd Klary, ten psiak, same zaskoczenia – przyznała Agata.
– Uwierz mi, że nie było mi do śmiechu, kiedy zauważyłam to maleństwo pośrodku lasu. Jeszcze kilka godzin i pewnie by… – zawiesiła głos Klara, nie potrafiąc wyobrazić sobie, że ktoś mógł porzucić psa na pastwę losu.
– Dobrze, że Emil właśnie tam się zatrzymał, bo już byłoby po niej – dodała Aniela, wciąż przypominając sobie dzisiejszy poranek.
Uroczy piesek stał się większą sensacją niż przyjazd Klary, chociaż i tym udało się zaskoczyć niemal wszystkich domowników. Trafiły na moment, kiedy byli już po śniadaniu i pili poranną kawę w salonie. Gdy stanęły w progu, akurat Kalina opowiadała o problemach związanych z publikacją kolejnego filmu w ramach kultowego cyklu na YouTubie „Babcia Kalina przypomina!”, którego była główną gwiazdą.
Swego czasu Kalina dowiedziała się, że choruje na nowotwór złośliwy piersi. Przeszła operację ratującą życie – mastektomię jednej piersi – i cykl chemioterapii. Wtedy też do posiadłości przyjechał redaktor Piotr Rakoczy prowadzący program Maluchem przez Polskę. Miał nagrać odcinek o dworze na Lipowym Wzgórzu i tym samym przyczynić się do jego promocji. A że był człowiekiem dość niesfornym, budzącym kontrowersje i siejącym zamieszanie, to szybko podpadł większości mieszkańców majątku.
Pewnego razu, gdy Kalina była po kolejnej chemii i czuła się coraz gorzej, przyłapał ją w dosyć osobliwej sytuacji: tańczyła boso na trawie i śmiała się w głos. Rakoczy nagrywał ją z ukrycia, w końcu podszedł do niej i zapytał, co tak naprawdę się liczy w życiu. Odpowiedź zrobiła wrażenie nie tylko na nim, ale i na milionach internautów, którzy obejrzeli filmik babci Kaliny, ponieważ Rakoczy wrzucił go do sieci. Kalina dowiedziała się o wszystkim po fakcie, ale widząc życzliwe reakcje internautów, postanowiła nagrywać kolejne filmiki. I tak powstał cykl „Babcia Kalina przypomina!”. To pozwoliło jej na nowo poczuć prawdziwą radość życia. Na szczęście wyszła z choroby obronną ręką i dzisiaj mogła już powiedzieć, że jest całkiem zdrowa. Nie porzuciła swojej pasji i nadal nagrywała motywujące filmiki. Była też częstym gościem we dworze, bo tak naprawdę mieszkała we własnym domu w centrum Lipowczan. Pomocą w nagrywaniu i montowaniu filmików oraz wrzucaniu ich do sieci służyła jej Julia Bracka, która okazała się prawdziwym specem od czarnej magii w internecie, czym Kalina miała w zwyczaju nazywać wszystko, co ma jakikolwiek związek z komputerem.
Z kolei Julia, zanim trafiła do dworu na Lipowym Wzgórzu, kilka tygodni spędziła w szpitalu, bo jej były chłopak dotkliwie ją pobił i porzucił na poboczu lokalnej drogi. Gdyby nie przypadkowy kierowca, który akurat w tym miejscu złapał gumę, zatrzymał się i zauważył leżącą na ziemi dziewczynę, Julii zapewne już by nie było wśród żywych. W szpitalu zaprzyjaźniła się z Kaliną, a potem dostała od Anieli propozycję pracy i zamieszkania we dworze. Później się okazało, że dzięki temu zyskała nie tylko szansę na nowe życie, ale i spotkała swoją wielką miłość, Emila Jantosza, który początkowo traktował Julię jak intruza. Z reguły był wobec wszystkich nieufny. No ale i jego dosięgła strzała Amora i pokochał niesforną Julkę. Mimo że był prawie o piętnaście lat starszy, tworzyli zgraną parę i wszystko wskazywało na to, że ich związek zakończy się na ślubnym kobiercu. Ta perspektywa szczególnie podobała się Kalinie, która już od kilku lat wyczekiwała, aż jej jedynak wreszcie się ożeni. A że młodzi ociągali się ze swoimi planami, Kalina ciągle wymyślała nowe sposoby, jak by tu ich ponaglić do małżeństwa, czym zwyczajnie ich denerwowała.
Temu wszystkiemu z wymuszonym spokojem przyglądała się Basia, która odgrywała we dworze rolę gospodyni. Miała drobną wadę – była przesadnie wrażliwa na jakiekolwiek słowa krytyki pod adresem przyrządzanych przez siebie dań. Jednak gotowała z takim kunsztem, że wyrobiła sobie markę najlepszej kucharki w regionie. Trafiła tu na początku lat dziewięćdziesiątych, zaraz po tym jak Aniela wyrokiem sądu odzyskała rodzinny dwór. Już wtedy słynęła na całą okolicę z talentu kulinarnego i wyjątkowo dobrej organizacji pracy w kuchni, dzięki czemu była zatrudniana przy organizacji wesel, chrzcin, komunii i różnych imprez okolicznościowych. Anielę poznała jeszcze w czasach, kiedy to ze swoim ojcem i córką Sabiną rezydowała w rodzinnej kamienicy przy lipowczańskim rynku.
We dworze mieszkała jeszcze dwudziestosześcioletnia Agata zajmująca się pracami porządkowymi i będąca w kuchni prawą ręką Basi. Towarzyszyła jej córka Zuzia, ośmiolatka o wyjątkowo wybujałej wyobraźni. Kilka lat temu Agata i Zuzia znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Matką Agaty była Joanna Krawczyk, serdeczna przyjaciółka Anieli, świetna i bardzo znana w okolicy krawcowa, której mimo wszystko z roku na rok coraz trudniej było utrzymać dom i rodzinę. Zachorowała na raka i potrzebne były pieniądze na leczenie. Wtedy z pomocą przyszła Aniela. Mimo starań Joanna przegrała walkę z ciężką chorobą, a Aniela postanowiła jej córkę i wnuczkę zabrać do swojego dworu, który odtąd stał się ich domem. Agacie dała pracę przy obsłudze rozwijającego się pensjonatu i była spokojna o los młodej kobiety i jej maleńkiej córki, które pod jej dachem zyskały poczucie bezpieczeństwa.
Do listy mieszkańców dworu dołączyła właśnie Klara. Miała nadzieję, że znajdzie z nimi wszystkimi wspólny język. Przyjęli ją ciepło, serdecznie i ucieszyli się na wieść, że pomieszka tu przez pewien czas. Nie mieli co prawda czasu wypytać ją o szczegóły tej decyzji, bo zainteresowanie wszystkich skradła urocza suczka.
– Nie przesadzajcie z tym jedzeniem, bo ją brzuch rozboli – postraszyła Basia, widząc, jak psiak łapczywie zajada kolejne kęsy mięsa.
– Ciekawe, ile czasu tam spędziła… – zatrwożyła się Agata. – Trudno sobie wyobrazić, co ta kruszynka musiała tam przeżyć.
– Przecież można było ją komuś oddać, zawieźć do schroniska, dać ogłoszenie w internecie albo w inny sposób poprosić o pomoc – wyliczała Klara, zastanawiając się, co ona sama zrobiłaby w podobnej sytuacji.
– Dzwoniłem do weterynarza, może nas przyjąć za godzinę – oznajmił Emil, wchodząc do salonu. Ze zdziwieniem zobaczył, że jego matka klęczy przy psiaku.
– No to mamy szczęście. Zobaczymy, czy ten maluch jest zdrowy i jak możemy mu pomóc – powiedziała Aniela, zerkając na szczęśliwą Klarę, która cały czas po cichu zastanawiała się, jak przekonać babcię, by we dworze zamieszkał jeszcze jeden zwierzak.
Wizyta u weterynarza przebiegła pomyślnie. Okazało się, że znajda jest uroczym kundelkiem, choć być może któreś z rodziców było małym psem rasowym. Lekarz przewidywał, że kiedy suczka dorośnie, będzie niewielkich rozmiarów i osiągnie wagę jakichś trzech, czterech kilogramów. Stwierdził, że w lesie mogła przebywać nawet dobę, przez co nabawiła się zapalenia oskrzeli i gardła. Zrobił jej kilka zastrzyków, dał leki do domu i spisał zalecenia. Podał również kontakt do zaprzyjaźnionego schroniska na wypadek, gdyby jednak suczka nie mogła zostać we dworze.
Na to się jednak nie zanosiło. I wcale nie trzeba było długo przekonywać Anieli do pomysłu, że najlepszy dom dla sieroty to ciepły kąt w majątku. Klara musiała przysiąc, że jako oficjalna właścicielka psa będzie się nim zajmowała z największą troską. Była tego absolutnie pewna, bo od kilku godzin jej serce przepełniała miłość do tego najsłodszego stworzenia na świecie.
Czas