Zaczekaj na miłość. Ilona Gołębiewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska страница 8
– Byłaś zakochana, a zakochana kobieta nie dostrzega pewnych sygnałów, które powinny dać jej do myślenia, że być może ukochany nie do końca jest wobec niej uczciwy.
– Wszystko popsuło się w połowie września.
– Wtedy dowiedział się, że jesteś w ciąży?
– Tak, powiedziałam mu i byłam pewna, że oszaleje ze szczęścia.
– A on cię zostawił?
– Gorzej… Kazał mi usunąć ciążę i powiedział, że jeśli tego nie zrobię, to nie mam po co do niego wracać – wyznała Klara, nie mogąc już powstrzymać płaczu.
Długo nie mogła się uspokoić. Wciąż przypominała sobie tamten wieczór, kiedy Victor przyszedł do niej, a ona przekazała mu radosną nowinę. Nigdy nie zapomni jego spojrzenia pełnego złości, żalu i pretensji. Zostawił ją wtedy samą, wyszedł i przez kolejne dwa tygodnie nawet się nie odezwał. Dzwoniła do niego, pisała, wystawała pod drzwiami jego mieszkania. Przepadł jak kamień w wodę. Postanowiła na niego czekać, mając nadzieję, że wszystko przemyśli, opamięta się i wróci do niej z przeprosinami i obietnicą, że zrobi wszystko, by ona jak i ich wspólne dziecko byli szczęśliwi i mieli dobre życie. Naprawdę żyła nadzieją, że to wszystko da się jeszcze jakoś poukładać. Ale kolejne dni mijały, a ukochany nie dawał znaku życia.
Po dwóch tygodniach do Klary odezwała się koleżanka z informacją, że widziała Victora w Bordeaux z jakąś kobietą. Klara nie mogła w to uwierzyć, spakowała walizkę i pojechała tam, by na własne oczy sprawdzić, czy Victor naprawdę mógłby jej zrobić takie świństwo. Wszystko potwierdziło się jeszcze tego samego wieczoru, kiedy w ogródku restauracji zobaczyła ukochanego z młodą, bardzo atrakcyjną kobietą. Obejmowali się, całowali. Podeszła do nich i poprosiła Victoria o rozmowę. Odpowiedział jedynie, żeby nie robiła scen i wracała do Paryża. Kazał jej się wynosić z wynajmowanego apartamentu. Te słowa były dla niej jak siarczysty policzek. Doznała największego upokorzenia w życiu. Zrozumiała, że została sama i że musi coś ze sobą zrobić, bo za kilka miesięcy zostanie matką. Postanowiła, że na razie nie powie nikomu o swojej sytuacji. Ani babci, ani matce. Ratunek znalazła u Majki, która przygarnęła ją do siebie i nie zadawała trudnych pytań o to, co tak naprawdę wydarzyło się w związku Klary i Victora. Potem wynajęła niewielki pokoik w hostelu i jakoś sobie radziła, wierząc w to, że los wreszcie się do niej uśmiechnie.
Nie chciała ciągle rozpamiętywać swojej sytuacji, rzuciła się w wir pracy, powtarzając sobie, że wszystko będzie dobrze. Ale nie było… Początki ciąży należały do bardzo trudnych. Źle się czuła, wymiotowała, z trudem wstawała rano z łóżka. Ale pracowała, wiedząc, że nie może wypaść z obiegu, a pierwsza odmowa udziału w pokazie mogłaby ją kosztować utratę kontraktu. Po jakimś czasie Majka domyśliła się wszystkiego. Namawiała ją, by przestała tyle pracować i pomyślała o zdrowiu swoim i dziecka.
Pewnego dnia Victor wreszcie się odezwał. Poprosił o spotkanie. Klara po raz kolejny naiwnie uwierzyła, że być może mężczyzna jej życia wreszcie chce naprawić swoje błędy. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy, by wiedziała, że ta rozmowa będzie dla niej kolejnym ciosem. Znowu zażądał, by usunęła ciążę i powtarzał, że nie może sobie pozwolić na to, by jego życie tak bardzo się skomplikowało z powodu dziecka, którego przecież nigdy nie chciał. Klara próbowała go jeszcze jakoś przekonać, nawet zaproponowała, że nie muszą być razem, ale dziecko wychowają wspólnie, by miało chociaż namiastkę szczęśliwego domu. Nawet nie chciał o tym słyszeć. Potem jeszcze wydzwaniał do niej i pisał esemesy, stanowczo przypominając, że nie chce tego dziecka. Postawiła mu się i jasno powiedziała, że je urodzi i sama wychowa.
To wszystko doprowadziło do tragedii. Jakiś czas potem odbywał się najważniejszy pokaz tej jesieni. Najwięksi projektanci mody, najlepsze marki, najpiękniejsze modelki. I Klara pośród nich. Tamten dzień jednak już od pierwszych chwil nie zapowiadał się dobrze. Klara bardzo źle się czuła. Rano miała lekko spuchniętą twarz, drętwiały jej ręce, kręciło jej się w głowie. Ale zacisnęła zęby, wiedząc, że druga taka szansa już się nie powtórzy. Przysięgła sobie i dziecku, które nosiła pod sercem, że po tym pokazie zrobi sobie długi odpoczynek, a potem będzie pracowała tylko tyle, by zapewnić sobie i jemu w miarę przyzwoite życie.
W pokazie, do którego ją wybrano, została tak zwaną jedynką, czyli modelką, która wychodzi na wybieg na końcu, w najważniejszej sukni z najnowszej kolekcji. Nie byle jakiej, bo była to suknia ślubna wykonana z najwyższej jakości koronek, z ręcznie przyszywanymi perłami. Inne modelki zerkały na Klarę z lekką zazdrością, ale też życzyły jej powodzenia i pewnego kroku. Na chwilę przed wyjściem na wybieg Klara poczuła mocny ból w dole brzucha. Pospiesznie wytłumaczyła sobie, że to zapewne stres i lada chwila minie. Ruszyła przed siebie, wyprostowana niczym struna. Szła dumnie, kołysząc biodrami i uśmiechając się promiennie. Z powodu mocnych świateł nie widziała publiczności, ale słyszała brawa, odgłosy aparatów fotograficznych i głośną muzykę. Ostatnie, co zapamiętała z tamtej chwili, to moment, kiedy dotarła niemal do końca wybiegu, przystanęła i przybrała idealną pozę do wyeksponowania sukni. Pociemniało jej w oczach, czuła, jak traci oddech i nie może zapanować nad ciałem. Osunęła się na wybieg. Z powodu bólu myślała, że właśnie umiera. Zamknęła oczy z przekonaniem, że patrzy na ten świat po raz ostatni.
– Obudziłam się dopiero w szpitalu. Pielęgniarki jakoś dziwnie na mnie patrzyły, wciąż powtarzały, że będzie dobrze. Potem przyszedł lekarz i tak po prostu powiedział mi, że straciłam dziecko. Nie podał konkretnej przyczyny, ale ja wiem, że to moja wina.
– Kochana moja… Przecież tak nie można się zadręczać. Jaka wina? Chciałaś dobrze, starałaś się za dwoje. Tylko czemu ani mnie, ani mamie nic nie powiedziałaś o swojej sytuacji? – zapytała Aniela. Serce jej się ściskało na myśl o tym, że jej wnuczkę spotkała taka tragedia.
– Nie wiem, wstydziłam się. Nie samej ciąży, bo na wieść o niej ucieszyłam się tak bardzo, że nic więcej nie było mi do szczęścia potrzebne. Nie mogłam się pogodzić z tym, że Victor okazał się taką miernotą. Ja dałam się nabrać? Ja, która pozjadałam wszystkie rozumy i doradzałam innym, jak omijać życiowe przeszkody?
– Przecież wiesz, że żadna z nas by cię nie oceniała. Pokochałaś go, zaufałaś mu, a on okazał się zwyczajnym draniem. Czy zainteresował się twoim zdrowiem, kiedy byłaś w szpitalu? Odwiedził cię?
– Babciu, co ty mówisz… Przecież Victor do końca namawiał mnie, żebym pozbyła się naszego dziecka. Wyzywał mnie, oskarżał o to, że celowo zaszłam w ciążę, groził, że jeżeli dziecko się urodzi, to zrobi mi piekło na ziemi. Może dlatego poroniłam? Bo tego maleństwa nie chciał… A ja? Nie dbałam o siebie tak, jak powinnam, bardzo zawiniłam. A kiedy Victor dowiedział się o poronieniu, to nie dość, że zwyczajnie się z tego ucieszył, to jeszcze powiedział Majce, że to moja wina, bo zamiast myśleć o dziecku, wybrałam pracę i pieniądze. I przez to straciłam ciążę.
– Co za podłość! Ten człowiek to zło w czystej postaci. Potwór! Kto tak postępuje wobec drugiego człowieka?
– Nie wiem, jak mogłam się tak bardzo pomylić. Nie umiem sobie darować, że byłam tak zapatrzona