Zaczekaj na miłość. Ilona Gołębiewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska страница 6
Gdy samolot oderwał się od ziemi, poczuła ulgę. Zostawiała za sobą ponurą przeszłość, na którą składało się kilka złych zdarzeń. Piękna bajka skończyła się szybciej, niż mogłaby przewidzieć. Czuła wielką pustkę, którą mogło ukoić jedynie wsparcie bliskich osób. Wracała do Polski, do domu.
I nie miała pewności, czy ta perspektywa bardziej ją cieszy, czy niepokoi.
Wiedziała jednak doskonale, że ucieczka jest w tej sytuacji dobrym rozwiązaniem.
W domu najlepiej
Kierowca taksówki zaparkował przy zabytkowej kamienicy na starym Mokotowie. Tu Klara miała swoje mieszkanie o imponującym metrażu dwudziestu pięciu metrów kwadratowych. Ale dla niej to był prawdziwy pałac i nie zamieniłaby swojej kawalerki na nic innego. Dorobiła się jej jeszcze na studiach dzięki temu, że świetnie zarabiała – kontrakty podpisywane z agencjami modelek były zazwyczaj bardzo korzystne. Niestety, od kilku lat z powodu licznych wojaży po świecie była tu jedynie rzadkim gościem. Lubiła jednak wracać do swoich czterech kątów, gdzie czuła się wyjątkowo dobrze.
Teraz zanosiło się na zmiany i kawalerka miała być dla niej domem na dłużej. Zapłaciła taksówkarzowi. Kiedy wysiadła, od razu przekonała się, jak paskudna potrafi być w Polsce pogoda w drugiej połowie listopada. Ściemniało się, padał ulewny deszcz, a wiatr był tak silny, że ledwie utrzymała narzucony na głowę kaszmirowy szal, który dostała od Majki na poprawę humoru. Przez minutę szarpała się z wejściowymi drzwiami, wtaszczyła do środka walizkę i oparła się o ścianę, z trudem łapiąc oddech. Powoli wdrapała się na drugie piętro, dopiero po kilku minutach znalazła klucze do mieszkania w swojej przepastnej torbie, a gdy już miała wejść do środka, usłyszała miły głos.
– Klara? Oj, jak dawno cię tu nie było – stwierdziła Marysia Nowalik, jej sąsiadka z naprzeciwka, która była emerytowaną nauczycielką z głową pełną szalonych pomysłów.
– Dzień dobry, Marysiu, jak dobrze cię widzieć! – ucieszyła się Klara, widząc sympatyczną sąsiadkę. To właśnie ona, odkąd Klara wprowadziła się parę lat temu do kawalerki, była powiernikiem jej trosk i zawsze służyła dobrą radą. Śmiały się, że łączy je szczególne porozumienie dusz, zatem mówienie sobie po imieniu mimo różnicy wieku było czymś zupełnie naturalnym.
– Ciebie także! Przyjechałaś na kilka dni czy na dłużej?
– Raczej na dłużej, może i na stałe – przyznała się Klara.
– Trzymam kciuki za podjęcie najlepszej decyzji. A w wolnej chwili zapraszam na dobrą kawę i ciasto śliwkowe.
– Dziękuję, chętnie skorzystam, miłe towarzystwo jest mi teraz bardzo potrzebne.
Rozmawiały jeszcze chwilę, ciesząc się sobą. Gdy Klara przekroczyła próg swojej kawalerki, poczuła się tak, jakby wróciła do domu po wielu latach tułaczki. Dotknęła dłonią lustra, które wisiało w maleńkim przedpokoju. W mocnym świetle lampy jej twarz wyglądała na bardzo zmęczoną. Przetarła oczy, poprawiła rozczochrane włosy. Rozejrzała się po mieszkaniu z taką radością, jakby była tu po raz pierwszy. Urządzone w stylu skandynawskim, zachwycało idealnie dobraną paletą kolorów wnętrza, mebli i wyposażenia. Nie było tu miejsca na niepotrzebne sprzęty, piętrzące się bibeloty. Każdy centymetr niewielkiego lokum był rozsądnie zagospodarowany. Główną część zajmował aneks kuchenny przechodzący w minisalonik. Pośrodku stała duża pikowana kanapa w kolorze turkusowym i to właśnie ona najmocniej rzucała się w oczy. Klara usiadła na niej i pogłaskała dłońmi przyjemne w dotyku obicie. Tuż za nią były drzwi do mikroskopijnego pomieszczenia, które dumnie nazywała sypialnią. Poza łóżkiem, toaletką i szafką nic więcej tam się nie mieściło. Ale i tak kochała swoje mieszkanie i lubiła tu wracać.
Przez kwadrans siedziała w milczeniu z zamkniętymi oczami. Chłonęła ciszę, która tak bardzo była jej potrzebna. Czuła się ogromnie zmęczona. Mimo to sięgnęła po telefon, włączyła go i pospiesznie napisała do Majki esemesa z informacją, że dotarła cała i zdrowa, ma się dobrze, ale nie będzie dzwonić, bo zamierza zaraz się położyć. Na odpowiedź czekała raptem minutę. Majka życzyła jej dobrej nocy i poprosiła, żeby Klara odezwała się do niej jutro. To dzięki Majce przetrwała koszmar ostatnich tygodni. Przyjaciółka wzięła ją do siebie, otoczyła troską i wspierała jak siostra, była obok zawsze wtedy, gdy Klarę dopadały czarne myśli.
Zamiast wcześniej położyć się spać, zafundowała sobie długie rozmyślania przy kubku gorącej czekolady. Wiszący na ścianie zegar leniwie odliczał kolejne kwadranse, jakby chciał Klarze wypomnieć, że czas mija, a ona nie ma pomysłu, co powinna dalej ze sobą zrobić. Dla spokoju sumienia wzięła się za rozpakowywanie walizki. Pośród ubrań, niepotrzebnych szpargałów i tony kosmetyków, natknęła się na jeden z ostatnich numerów francuskiego wydania pisma „Vogue”. Spojrzała na okładkę, którą zdobiło zdjęcie kilku młodych kobiet w różanym ogrodzie. Jedną z nich była Klara. Wciąż pamiętała, jak ucieszyła ją wiadomość, że jej zdjęcie pojawi się na okładce tego ekskluzywnego pisma. To było przecież marzenie każdej modelki. W tej chwili tamten sukces nie miał już żadnego znaczenia.
Na tym zdjęciu Klara miała na sobie długą zwiewną suknię w kolorze pudrowego różu, a na głowie wianek z białych frezji. Siedziała na huśtawce zawieszonej na mocnej gałęzi starego grabu, i uśmiechała się zalotnie w kierunku fotografa. To była sesja zapowiadająca sezon wiosenny i najnowszą kolekcję sukni koktajlowych. Casting do sesji był niezwykle trudny, składał się z wielu etapów, zgłosiło się do niego ponad sto modelek. Ale to właśnie Klara i Majka oraz trzy inne dziewczyny znalazły się pośród finalistek.
Jeszcze kilka miesięcy temu Klara była bardzo szczęśliwa i miała wrażenie, że świat stoi przed nią otworem. Podpisała najważniejszy kontrakt w swoim życiu, jej skandynawska uroda była doceniana przez fotografów i projektantów, miała Victora, który był nią wręcz zafascynowany. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to szczęście jest tylko przedsionkiem kłopotów, które lada chwila miały na nią spaść.
Nie chciała o tym myśleć. Wstała z kanapy i podeszła do ściany. W złotych ramkach wisiały tam zdjęcia przedstawiające dwór na Lipowym Wzgórzu, który należał do jej babci Anieli Horczyńskiej. Klara uwielbiała babcię, która była powierniczką wszystkich jej tajemnic, wsparciem w najgorszych sytuacjach i kimś, kto dzięki życiowemu doświadczeniu potrafił spojrzeć na wszystko z pewnym dystansem, którego tak bardzo brakowało młodszym. Klara w jednej chwili poczuła, że znowu dopada ją przejmujące uczucie samotności. Wiedziała, kto i jak może ją pocieszyć. Chwyciła telefon i wybrała ten numer, pod który mogła dzwonić zawsze i o każdej godzinie.
– Dobry wieczór, babciu, nie śpisz jeszcze? – zapytała ściszonym głosem.
– Kogo to moje uszy słyszą! Klarciu, moja kochana, jak się cieszę, że dzwonisz! Oczywiście, że nie śpię o tak wczesnej porze. Przecież do północy jeszcze daleko. Właśnie kończę portret mojego przyjaciela z Rumunii, bardzo się przy nim napracowałam. Opowiadaj, co u ciebie.