Zaczekaj na miłość. Ilona Gołębiewska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska страница 7
– Dziecko drogie, co się dzieje? Mów natychmiast, bo oszaleję ze zmartwienia.
– Nic strasznego, ale bardzo cię potrzebuję. Proszę, przyjedź. I nie mów o niczym mamie, bo nie chcę niepotrzebnie jej denerwować.
– Jesteś chora? Może trzeba wezwać lekarza? – dociekała zmartwiona Aniela.
– Nie, nic mi nie jest. Po prostu czuję się samotna. I koniecznie muszę się wygadać. Może to zabrzmi dziwnie, ale całkiem się pogubiłam i potrzebuję twojej mądrej rady – dodała Klara, pociągając nosem, byle się tylko nie rozpłakać.
– Jutro będę, a ty niczym się nie martw, z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Na pewno je znajdziemy, zajmę się, czym trzeba – zapewniła Aniela.
– Babciu…
– Tak?
– Jak dobrze, że jesteś… – wyszeptała Klara, po czym rozpłakała się jak dziecko.
Tylko my znamy prawdę
Aniela od razu wyczuła, że wnuczka ma poważne zmartwienie, i zamierzała poruszyć niebo i ziemię, by tylko jej pomóc. Obudziła swojego męża Witka i przekazała mu, że jedzie do Warszawy. Chciał się wybrać razem z nią, ale stanowczo odmówiła. Skoro świt wyjęła z szafy podręczną torbę podróżną i pospiesznie zapakowała do niej potrzebne rzeczy, przeczuwając, że pobyt u Klary może się przeciągnąć. Od razu też postanowiła, że do Warszawy pojedzie pociągiem, bo obawiała się, że wyprawa autem w tak złą pogodę mogłaby się źle skończyć. Poprosiła zatem Emila Jantosza, który pełnił w jej dworze funkcję zarządcy, by kupił przez internet bilet na najbliższy pociąg do Warszawy. Emil prośbę spełnił i zawiózł Anielę na dworzec kolejowy do Białegostoku.
W tym samym czasie Klara odsypiała ciężką noc, podczas której śniły jej się sny z piekła rodem. Gdzieś koło piątej obudziła się z krzykiem i przez kilka minut próbowała ustalić, gdzie jest i dlaczego wszędzie jest tak cicho. Myśl o tym, że znajduje się we własnym łóżku, była poniekąd pocieszająca. Przetarła zaspane oczy, ziewnęła i długo wpatrywała się w sufit. Nie miała siły wstać i zająć się poranną toaletą. Zasnęła ponownie na trzy długie godziny. Koło dziewiątej obudziły ją krzyki dzieci za oknem. Wstała, omiotła wzrokiem nieuporządkowane mieszkanie i poszła wziąć szybki prysznic. Wysuszyła włosy i spięła je w luźny kok, który idealnie pasował do nieco rozciągniętych dresów i ciepłej bluzki. Nastawiła ekspres do kawy i wypiła dwie filiżanki. Po dziesiątej usłyszała ciche pukanie do drzwi, u których progu stała Aniela. Przywitały się wylewnie, rozgościły w salonie, gdzie na stole wylądowały słoiki miodu prosto z pasieki na Lipowym Wzgórzu.
– Jestem i nie wyjdę stąd, dopóki moja wnusia nie zacznie się uśmiechać – oznajmiła stanowczo Aniela.
– Dobrze, babciu, że przyjechałaś – powiedziała cicho Klara.
– A co to za strój? Tak się nosi młoda dama? Panna Horczynianka?
– Babciu, daj już spokój…
– No nie powiesz chyba, że te stare dresy i bluza to ostatni hit paryskiej mody?
– Mam dosyć hitów mody i wszystkiego, co światowe, błyszczące, drogie i w stylu glamour.
– Widzę, że masz poważne problemy, skoro tak mówisz o sprawach, które jeszcze kilka tygodni temu były całym twoim życiem – skwitowała Aniela, po czym zarządziła, że najpierw zjedzą porządne śniadanie, a potem porozmawiają jak kobieta z kobietą, czyli tak od serca.
Mimo wszystko Klara robiła dobrą minę do złej gry. Uśmiechała się, żartowała, wciąż opowiadała o jakichś śmiesznych sytuacjach, które miały miejsce w Paryżu, ale gdzieś w głębi duszy narastał w niej coraz większy żal i poczucie, że dotarła do muru, którego nie da rady rozbić. Miała też tajemnicę, która była jak robak zjadający człowieka od środka. Nie mogła już dłużej wytrzymać, chciała wreszcie komuś wykrzyczeć to, co się stało. Dlatego tak jej zależało na przyjeździe babci. Tylko jej mogła powiedzieć o wydarzeniach, które położyły się cieniem na całym jej życiu i być może sprawiły, że już nigdy nie zazna szczęścia. Nie wiedziała, od czego zacząć, jak jej to przekazać. Czuła napływające do oczu łzy, wciąż pociągała nosem, oddychała z trudem. Nie umknęło to uwadze Anieli, która nie chciała jednak poganiać wnuczki i cierpliwie czekała, aż ona sama skieruje rozmowę na temat, który tak bardzo ją męczył.
– Babciu, w moim życiu wydarzyło się coś złego… – przyznała wreszcie Klara, nie mogąc już powstrzymać płaczu. Szlochała jak maleńkie dziecko, któremu stała się wielka krzywda. Przysiadła na sofie obok Anieli i mocno się do niej przytuliła. Trwały tak jakieś dziesięć minut, a gdy trochę się uspokoiła, uniosła na babcię zapłakane oczy. Było w nich wiele bólu i cierpienia, które kumulowały się przez ostatnie tygodnie.
– Powiesz mi, co się stało? – zapytała Aniela, głaszcząc wnuczkę po włosach. Dotyk jej dłoni sprawiał, że Klara znowu czuła się tak, jakby miała kilka lat i w objęciach babci była oddzielona od wszystkich niebezpieczeństw tego świata.
– Byłam w ciąży… – wyznała pospiesznie, zamykając przy tym oczy. Grymas na jej twarzy pozwalał sądzić, że ta rozmowa jest dla niej ogromnym ciężarem.
– W ciąży? Byłaś… to znaczy, że…
– Poroniłam… dokładnie trzy tygodnie temu. I to jest, babciu, dla mnie wielka kara od losu, bo moje dziecko od początku było niechciane. Czuję się winna, nie wiem, jak sobie z tym poradzić – dodała, patrząc na Anielę wzrokiem pełnym wyrzutów sumienia.
– Poczekaj, zacznijmy od początku. Powoli wszystko mi opowiedz, mamy czas.
– Nie wiem, od czego zacząć…
– Od tego, że się zakochałaś, bo domyślam się, że na początku tej całej historii było gorące uczucie. Nie mylę się, prawda?
– No więc, nazywa się Victor Morino, jego matka jest Polką, ojciec Francuzem. Jest ode mnie starszy prawie piętnaście lat, na stałe mieszka w Paryżu. Poznaliśmy się kilka miesięcy temu, podczas bankietu po udanym pokazie mody. Podszedł do mnie, miło zagadnął.
– Zauroczył cię?
– To za mało powiedziane. Po prostu się w nim bez pamięci zakochałam. Wiesz, babciu, tak bardzo, że już w myślach planowałam nasze wspólne życie.
– Którego on nie chciał?
– To nie tak. Pierwsze miesiące były bajką. Poza gorącym romansem połączyło nas coś, co można nazwać pokrewieństwem dusz. Victor był moim przyjacielem, a poza tym jako mężczyzna zbliżył się do ideału. Czułam, że jestem dla niego najważniejsza. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. A na pewno te dni, kiedy Victor był w Paryżu. Jest właścicielem dużej firmy, która szyje ubrania dla sieciówek. Z tego